Dzień byłby zwyczajny, normalny gdyby nie napaść Reusa a potem ta nasza mini kłótnia. Gdyby była tu Karolina z pewnością zapytałaby "dlaczego? dlaczego nie chcesz z nim mieszkać?" Jak zawsze w mojej głowie mam kilka mocnych powodów dlaczego podjęłam taką decyzję. Jednak w chwili kiedy otwieram usta, by je przedstawić wydają mi się bez sensu. Bo czym jest przeprowadzka w porównaniu naszego całego związku? Pierwsze spojrzenie, podanie sobie dłoni na powitanie po wszystkie emocje związane z moim porwaniem przez Adama a teraz mamy- a w rzeczywistości to ja mam- problem z zamieszkaniem z nim. A przecież od zawsze tego pragnęłam. Chciałam się po cichu wymykać z naszego łoża, ubrana w jego białą koszulę od marynarki i na paluszkach iść do kuchni, by przygotować wspólne śniadanie. Od zawsze o tym marzyłam, odkąd myślałam, że nie znajdę swojej drugiej połówki i co wieczór oglądałam romantyczny film, by jeszcze bardziej się dobić. A teraz kiedy mam wszystko to o czym marzyłam utrudniam sobie życie, tylko ja, Nikola Lewandowska tak potrafi. Może nie chcę wierzyć, że to jest tak łatwe? Boję się, że zaraz mydlana bańka pryśnie a ja poczuję na buzi delikatne kropelki czystej magii.
Koniec.
Koniec z utrudnianiem sobie życia.
Muszę zacząć brać to co daje mi życie.
Spojrzałam na w połowie wypakowane walizki stojące w kącie sypialni. Od nich, od tego co teraz zrobię zależy cała moja przyszłość. Przegryzłam wargę. Podeszłam do nich chwyciłam t-shirt i jensowe szorty. W mgnieniu oka przebrałam się i rozczesałam włosy, które w ostatnim czasie zaniedbywałam. One rosły a ja popełniałam kolejne błędy. Z półki w łazience chwyciłam starą dobrą kosmetyczkę, do której jednym ruchem ręki zgarnęłam wszystkie kosmetyki, którymi dysponowałam. Z szafy do której zdążyłam powiesić sukienki, wyjęłam je i ułożyłam na samym wierzchu największej walizki. Skrawki materiału upchnęłam tak, by nie wystawały poza krawędzi zasunęłam torby. Właśnie zamknęłam przeszłość.
Jakimś sposobem udało mi się zejść po schodach z walizkami, kilka razy obiłam sobie nimi nogi. Z komody, która stała w korytarzu chwyciłam moją podręczną torebkę. Obróciłam się w stronę salonu, by ostatni raz spojrzeć na serce domu a przez moją głowę przeszły miliony wspomnień, a kilka z nich szczególnie wryły mi się w pamięć. Jestem pewna, że nigdy ich nie zapomnę. Uśmiechnęłam się do pustej powierzchni, gotowa na przeprowadzkę do Marco. Obróciłam się i najdelikatniej, jak umiałam nacisnęłam na klamkę. Właśnie otwieram przyszłość.
Kolejny raz w tym dniu zamurowało mnie.
-Ma... Marco co ty robisz?- zapytałam ze spokojem. Przechyliłam głowę i zauważyłam, dwie walizki.-A ty?- skinieniem głowy pokazał na moje pakunki.
-Wyprowadzam się.- odparłam ciągle z powagą, choć moja dusza się już śmiała.
-Ahh...a mogę wejść, chociaż na chwilę?- zapytał z nadzieją.
Wejdź na zawsze.- pomyślałam.
Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Przeprowadził walizki przez próg i ustawił je w porządku, tak by nikomu nie przesadzały. Patrzyłam się na każdy jego ruch a sama stałam, jak słup soli.Bezwładnie oparłam się o ścianę, przeczesując włosy ręką.
-Nikola...- odwrócił się w moją stronę.- Przepraszam.
-Za dużo razy mnie przepraszasz, za to ja rzadko to robię.- wtuliłam się w jego talię. Podniosłam wzrok ku niemu.- Przepraszam. Przepraszam, za to, że jestem taką jędzą.
-Kochaną jędzą.
Uśmiechnęłam się i ze spokojem oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go w stronę mojej-naszej, starej-nowej- sypialni. Położyliśmy się na łóżku obdarowywając pocałunkami. Spojrzałam mu prosto w oczy, jakbym chciała prześwietlić całą jego przeszłość.
-Marco dlaczego ty to robisz?- zapytałam.- Dlaczego zgadasz się na wszystkie moje wybryki, dlaczego znosisz wszystkie moje huśtawki emocji?
-A wszystko to, bo Ciebie kocham.
Mówią, że kiedy rodzi się człowiek, z nieba spada dusza i rozdziela się na dwie części. Jedna z nich trafia do kobiety a druga do mężczyzny. Natomiast całe życie polega na tym, by znaleźć drugą połowę. Połowę własnej duszy. Połowę samego siebie...
Oni już znaleźli, są całością. Pasującą tylko do siebie.
Dziękuję za ponad 10. tys wyświetleń a to był mój cel. Dziękuję za każdy komentarz. Nie będę tu wyróżniała blogerek, bo każdy miał dla mnie znaczenie. Dziękuję :* Na tym kończy się historia pewnej miłości... mam nadzieję, że chociaż niektóre sceny Wam się podobały i ostatni raz na tym blogu proszę Was o komentarze <3
Wraz z szkołą rozpocznie się historia pewnej miłości o której na pewno będziecie wiedzieć! :*
Dziękuję za wszystko <3
Klaudia Lewa
Translate
środa, 20 sierpnia 2014
czwartek, 7 sierpnia 2014
Jeśli chcesz mnie rzucić, to tylko na łóżko.
- Zabiję
cię!- krzyknęłam ze złością.- Jak mogłeś mi to zrobić?! Kompletnie ci odbiło!-
wymachiwałam rękami w geście frustracji, byłam tak nabuzowana złością i przez
chwilę nienawiścią do niego, że miałam ochotę trzepnąć go tym parasolem a potem
przytulić na powitanie.
- Zjesz
śniadanie?- zapytał z lekkim uśmieszkiem wyszczerzając zęby.
- Ehh… aaaa
przyrzekam, że kiedyś cię zabiję!- krzyknęłam jeszcze raz. Mam nadzieję, że
dotarło to do niego. Usiadłam przy stole, zawieszając parasolkę o kant blatu.
-Tym chcesz
mnie zabić?- wskazał na moją broń, następnie oblizał łyżkę po jajecznicy.
W
odpowiedzi zmierzyłam go mrożącym krew w żyłach wzrokiem i przecząco pokiwałam
głową.
- Idę na
górę.- oświadczyłam i nie czekając na jego odpowiedz poczłapałam z powrotem do
mojej sypialni.
- Nikola,
zaczekaj.- poderwał się z krzesła.
- Po co?-
zapytałam z irytacją w głosie.- Przecież już doskonale poruszasz się po moim
domu, jak widać- wskazałam na patelnię, którą trzymał za uchwyt w prawej dłoni-
w kuchni też dobrze sobie radzisz.
- Nie
chciałem cię przestraszyć. – powiedział słodkim głosem, odłożył patelnię na
kuchenkę i spojrzał na mnie tymi swoimi maślanymi oczami- Chciałem zrobić ci
niespodziankę- śniadanie do łóżka.- zamilkł a po chwili powiedział słodkie
przepraszam.
Stałam na
piątym stopniu i patrzyłam tak na niego z góry. Wydawał się taki przejęty tym
co zrobił, jak małe dziecko, które zbiło dzban z kwiatami i właśnie próbuje
jakoś wytłumaczyć się mamie. Nie potrafiłam prawić mu kazań, że przeraził mnie
na śmierć, że mogłam dostać zawału serca, że gdybym była mniej odważna mogłabym
zadzwonić na policję, bo ktoś chodzi po moim domu. Nie umiałam stać tak nad nim
z ponurą miną i patrzeć, jak szuka w głowie najlepszych słów, by mnie
przeprosić.
- Jeny
Marco, nie rób tak więcej.- rzuciłam mu się na szyję.- Mogłeś przyjść na górę,
albo… mogłam zrobić ci krzywdę, wiesz?
- Dostanie
z twojej ręki byłoby przyjemnością.- chwycił moje dłonie, uniósł na wysokość
swoich ust i pocałował.- Ale naprawdę groźnie wyglądałaś z tą parasolką.-
powiedział z udawaną poważną miną za co lekko uderzyłam go w pierś.
- Co
robimy?- zapytał ocierając swój nos o mój, taki eskimoski pocałunek.
- Ja idę
spać, a ty nie wiem.- uciekłam z jego uścisku i pobiegłam schodami na górę.
- Ale… ale jak to?- rozłożył ręce w bezradności, na
to co robię.
- No tak to.-
wzruszyłam ramionami i pobiegłam do swojego pokoju. Kiedy otwierałam drzwi do
sypialni do moich uszu dotarły szybkie kroki Marco.
Przeraził
mnie i to na śmierć, teraz przyszedł czas mu się odpłacić. Miałam mniej więcej
pięć sekund na zrealizowanie mojego znakomitego planu. Weszłam do pokoju i w
pośpiechu otworzyłam drzwi na balkon. Prosto w twarz dostałam lekkim podmuchem
wiatru i promienie słońca przejechały po mojej bladej cerze. Firanę, która
zakrywała wejście na balkon osunęłam mocnym targnięciem tak, że nawet w dwóch
miejscach zerwała się z żabek. W ostatnich sekundach udało mi się schować w
kącie tak, by drzwi, które będzie otwierał Marco mnie zasłoniły a on ujrzy
sponiewierane firany i otworzone na oścież drzwi na balkon. I tak właśnie się
stało.
Kiedy Marco
delikatnie naciskał na klamkę i otwierał drzwi serce waliło mi jak szalone,
jakby co najmniej od tej sceny zależało moje życie, a przecież miał być to
zwykły wygłup. Widziałam, jak najpierw wchodzi niepewnym, spokojnym krokiem a
potem następne trzy przyśpiesza i podbiega do balkonu. W tej chwili
postanowiłam ujawnić się z kryjówki. Zwinnie i szybko, jak chytry i
nieprzewidywalny lis a jedna cicho i spokojnie wzięłam podbieg taki na jaki
mogłam sobie pozwolić i skoczyłam na plecy Marco. Od razu chwycił mnie za
nadgarstki i chyba chciał mnie zrzucić na podłogę i powiedzieć coś w stylu „Co
zrobiłeś z moją ukochaną?!” ale na szczęście rozpoznał moją chłodną skórę pod
swoimi ciepłymi opuszkami palców.
Zamiast na
podłogę rzucił mnie na łóżko i to mi się podobało.
Delikatnie
musnął moje zziębnięte wargi, swoimi ciepłymi ustami. Czy zawsze tak będzie? Ja
zimna, moje dłonie zawsze chłodne a usta zziębnięte. On gorący, dłonie zawsze
ciepłe a usta napalone. Ja Królowa Zimna a on Król Ognia. Bajeczna przyszłość
przed nami się zapowiada. Brakuje tylko synka z ognistym irokezem, piłką u nogi
i córki z soplami zamiast włosów i mrożącym rew w żyłach wzrokiem.
-Kocham
cię.- powiedziałam ściszonym głosem, tak jakby te słowa były zakazane i nie
można było ich wymawiać. Starałam cała skupić się na tym zdaniu, by zabrzmiało
wyjątkowo, magicznie. Zobaczyłam, jak na ustach Marco powoli pojawia się
uśmiech zachwytu a jego oczy, jakby zahipnotyzowane wpatrują się w moje usta.-
Jeszcze dobrze nie wytrzeźwiałam i czasami mogę bredzić.- powiedziałam bardziej
stanowczo, kilka razy potrzepotałam oczami, jak po przebudzeniu i wyciągnęłam
ręce, by się rozciągnąć. Uśmieszek Blondyna szybko zgasł. Obrócił się i położył
się obok mnie, dłonie oparł na brzuchu i wpatrywał się w sufit.
Ohh…
zagmatwałam mu w głowie. Teraz będzie się główkował czy naprawdę go kocham czy
rzeczywiście bredziłam. Rzadko mu to mówię, ale jak już to mówię to na serio. A
po za tym, jak się jest na naszym etapie w związku nie można żartować sobie czy
się kogoś kocha czy nie.
-Oj
idioto…- obróciłam się w lewo tak, że leżałam na nim opierając nie na
dłoniach.- Kocham cię.- wpatrywałam się w jego oczy, które uśmiechały się
zamiast ust. Pocałowałam go najlepiej jak umiałam. Poczułam jego dłonie na
tali, znaczy się bliżej tyłka niż tali, ale to nic. W moim niezbyt długim życiu
nie spotkałam się jeszcze ze skalą pocałunku więc nie wiem czy dobrze mi to
wychodzi czy nie, ale najwidoczniej Marco się podobało, bo pragnął więcej. Jeździł
dłońmi po mojej tali, od miednicy pod biust. Kochałam jego dotyk. Podobało mi
się to, jak nigdy. Czułam, jakby to teraz on zamroził mi krew w żyłach, jakby
stanął czas i nic więcej się nie liczyło. Pozwalałam mu na coraz śmielsze
ruchy, na podsuwanie koszuli do góry, na dotykanie brzucha, tyłka i ud. Po tym
co się stało w Polsce to były miejsca zakazane, nikt nie mógł na nie patrzeć a
w szczególności ich dotykać. Sama miałam z tym problem, wstydziłam się własnego
ciała, bo on je dotykał a nie miał najmniejszego prawa tego robić. Do tych czas
nazywałam to blokadą a właśnie teraz ona pękła. Nie czułam wstydu ani
jakiejkolwiek blokady, nic w tym stylu. Pragnęłam, by mnie dotykał.
Potrzebowałam jego pocałunków. Chciałam się z nim kochać. Zsunęłam dłonie niżej
i chwyciłam za jego t-shirt powoli podciągałam go do góry.
-Świecie ty
mój przystopuj.- szepnął Marco, który delikatnie podniósł moją głowę do góry i
głęboko spojrzał mi w oczy.
-Nie
myślałam, że kiedyś to od ciebie usłyszę.- powiedziałam zaskoczonym głosem.
-Ja też się
sobie dziwię.- usiadł trzymając mnie w swoich ramionach.-Spójrz mi w oczy.-
położył kciuki na skórze pod moimi oczami i delikatnie ją rozciągnął w dół.
Byłam zdziwiona tym co robi.- Jesteś jeszcze pod wpływem alkoholu. Nie chcę byś
robiła coś wbrew swojej woli.
Trochę mnie
zamurowało.
Trochę
bardziej niż tylko trochę.
I pomyśleć,
że powiedział to mój Marco, mój zboczony Blondyn.
-Aa…-
wymamrotałam.
Zeszłam mu
z kolan i naciągnęłam koszulę Roberta, jak najniżej się dało, by jak najwięcej
zakryć. Przez chwilę czułam się jakbym stała przed osobą duchowną. Skrzyżowałam
ręce na piersi i wpatrywałam się w swoje stopy przegryzając wargi. Czułam się
trochę zawstydzona.
-Tak
naprawdę to przyjechałem tu po ciebie.- wstał i wyprostował się spoglądając na
mnie.
Podniosłam
głowę, dopiero po chwili zorientowałam się, że coś do mnie mówi.
-Yy…
-Przyjechałem
po ciebie. Chcę żebyś się do mnie przeprowadziła.- powiedział stanowczym i
pewnym siebie głosem.
-Ale… ale
ja tu mieszkam. Robert zostawił ten dom dla mnie.
-Sprzedamy
go, albo wynajmiemy a ty przeprowadzisz się do mnie.- podszedł do mnie i
chwycił moje dłonie.
-Ale ja nie
wiem czy chcę się do ciebie przeprowadzać, tu mi dobrze.- przegryzłam wargę ze
zdenerwowania.
-To jak ty
sobie to wyobrażasz?- zapytał trochę oburzonym głosem.- Będziemy u siebie
sypiać na zmianę? Będziemy się umawiać na randki? Nikola ja chcę mieć ciebie
cały czas.- mocniej uścisnął moje dłonie.- Chcę zasypiać przy tobie i budzić
się przy tobie. Chciałbym widzieć twój każdy uśmiech i chować do kieszeni każdą
łzę, którą uronisz. Chciałbym być z tobą cały czas, widywanie się raz na dzień
to dla mnie za mało.
I co ja mam
mu powiedzieć? Żeby poczekał ze wspólnym mieszkaniem do ślubu? Bezsensu….
-Marco… ja…
ale ee…- zaczęłam się jąkać, jak niedorozwinięte dziecko.
-No
widzisz? Sama wiesz, że to prawda.
-Nie. Nie
przeprowadzę się do ciebie.- wyrwałam dłonie z jego uścisku i usiadłam na
krawędzi łóżka. Patrzył na mnie pioronującym wzrokiem, jakby nie wierzył
własnym uszom a mną naprawdę zawładną alkohol.
-Nie?
Przecząco
pokiwałam głową. Marco wybiegł z pokoju a potem już słyszałam zatrzaskujące się
drzwi i odjeżdżający samochód.
Jeden z ostatnich rozdziałów...
Subskrybuj:
Posty (Atom)