Translate

środa, 20 sierpnia 2014

A wszystko to, bo Ciebie kocham.

Dzień byłby zwyczajny, normalny gdyby nie napaść Reusa a potem ta nasza mini kłótnia. Gdyby była tu Karolina z pewnością zapytałaby "dlaczego? dlaczego nie chcesz z nim mieszkać?" Jak zawsze w mojej głowie mam kilka mocnych powodów dlaczego podjęłam taką decyzję. Jednak w chwili kiedy otwieram usta, by je przedstawić wydają mi się bez sensu. Bo czym jest przeprowadzka w porównaniu naszego całego związku? Pierwsze spojrzenie, podanie sobie dłoni na powitanie po wszystkie emocje związane z moim porwaniem przez Adama a teraz mamy- a w rzeczywistości to ja mam- problem z zamieszkaniem z nim. A przecież od zawsze tego pragnęłam. Chciałam się po cichu wymykać z naszego łoża, ubrana w jego białą koszulę od marynarki i na paluszkach iść do kuchni, by przygotować wspólne śniadanie. Od zawsze o tym marzyłam, odkąd myślałam, że nie znajdę swojej drugiej połówki i co wieczór oglądałam romantyczny film, by jeszcze bardziej się dobić. A teraz kiedy mam wszystko to o czym marzyłam utrudniam sobie życie, tylko ja, Nikola Lewandowska tak potrafi. Może nie chcę wierzyć, że to jest tak łatwe? Boję się, że zaraz mydlana bańka pryśnie a ja poczuję na buzi delikatne kropelki czystej magii. 
Koniec.
Koniec z utrudnianiem sobie życia.
Muszę zacząć brać to co daje mi życie.
Spojrzałam na w połowie wypakowane walizki stojące w kącie sypialni. Od nich, od tego co teraz zrobię zależy cała moja przyszłość. Przegryzłam wargę. Podeszłam do nich chwyciłam t-shirt i jensowe szorty. W mgnieniu oka przebrałam się i rozczesałam włosy, które w ostatnim czasie zaniedbywałam. One rosły a ja popełniałam kolejne błędy. Z półki w łazience chwyciłam starą dobrą kosmetyczkę, do której jednym ruchem ręki zgarnęłam wszystkie kosmetyki, którymi dysponowałam. Z szafy do której zdążyłam powiesić sukienki, wyjęłam je i ułożyłam na samym wierzchu największej walizki. Skrawki materiału upchnęłam tak, by nie wystawały poza krawędzi zasunęłam torby. Właśnie zamknęłam przeszłość. 
Jakimś sposobem udało mi się zejść po schodach z walizkami, kilka razy obiłam sobie nimi nogi. Z komody, która stała w korytarzu chwyciłam moją podręczną torebkę. Obróciłam się w stronę salonu, by ostatni raz spojrzeć na serce domu a przez moją głowę przeszły miliony wspomnień, a kilka z nich szczególnie wryły mi się w pamięć. Jestem pewna, że nigdy ich nie zapomnę. Uśmiechnęłam się do pustej powierzchni, gotowa na przeprowadzkę do Marco. Obróciłam się i najdelikatniej, jak umiałam nacisnęłam na klamkę. Właśnie otwieram przyszłość.
Kolejny raz w tym dniu zamurowało mnie. 
-Ma... Marco co ty robisz?- zapytałam ze spokojem. Przechyliłam głowę i zauważyłam, dwie walizki.-A ty?- skinieniem głowy pokazał na moje pakunki.
-Wyprowadzam się.- odparłam ciągle z powagą, choć moja dusza się już śmiała.
-Ahh...a mogę wejść, chociaż na chwilę?- zapytał z nadzieją.
Wejdź na zawsze.- pomyślałam.
Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Przeprowadził walizki przez próg i ustawił je w porządku, tak by nikomu nie przesadzały. Patrzyłam się na każdy jego ruch a sama stałam, jak słup soli.Bezwładnie oparłam się o ścianę, przeczesując włosy ręką. 
-Nikola...- odwrócił się w moją stronę.- Przepraszam.
-Za dużo razy mnie przepraszasz, za to ja rzadko to robię.- wtuliłam się w jego talię. Podniosłam wzrok ku niemu.- Przepraszam. Przepraszam, za to, że jestem taką jędzą.
-Kochaną jędzą. 
Uśmiechnęłam się i ze spokojem oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go w stronę mojej-naszej, starej-nowej- sypialni. Położyliśmy się na łóżku obdarowywając pocałunkami. Spojrzałam mu prosto w oczy, jakbym chciała prześwietlić całą jego przeszłość.
-Marco dlaczego ty to robisz?- zapytałam.- Dlaczego zgadasz się na wszystkie moje wybryki, dlaczego znosisz wszystkie moje huśtawki emocji? 
-A wszystko to, bo Ciebie kocham.


Mówią, że kiedy rodzi się człowiek, z nieba spada dusza i rozdziela się na dwie części. Jedna z nich trafia do kobiety a druga do mężczyzny. Natomiast całe życie polega na tym, by znaleźć drugą połowę. Połowę własnej duszy. Połowę samego siebie... 
Oni już znaleźli, są całością. Pasującą tylko do siebie.




Dziękuję za ponad 10. tys wyświetleń a to był mój cel. Dziękuję za każdy komentarz. Nie będę tu wyróżniała blogerek, bo każdy miał dla mnie znaczenie. Dziękuję :* Na tym kończy się historia pewnej miłości... mam nadzieję, że chociaż niektóre sceny Wam się podobały i ostatni raz na tym blogu proszę Was o komentarze <3
Wraz z szkołą rozpocznie się historia pewnej miłości o której na pewno będziecie wiedzieć! :*
Dziękuję za wszystko <3
Klaudia Lewa







czwartek, 7 sierpnia 2014

Jeśli chcesz mnie rzucić, to tylko na łóżko.



- Zabiję cię!- krzyknęłam ze złością.- Jak mogłeś mi to zrobić?! Kompletnie ci odbiło!- wymachiwałam rękami w geście frustracji, byłam tak nabuzowana złością i przez chwilę nienawiścią do niego, że miałam ochotę trzepnąć go tym parasolem a potem przytulić na powitanie.
- Zjesz śniadanie?- zapytał z lekkim uśmieszkiem wyszczerzając zęby.
- Ehh… aaaa przyrzekam, że kiedyś cię zabiję!- krzyknęłam jeszcze raz. Mam nadzieję, że dotarło to do niego. Usiadłam przy stole, zawieszając parasolkę o kant blatu.
-Tym chcesz mnie zabić?- wskazał na moją broń, następnie oblizał łyżkę po jajecznicy.
W odpowiedzi zmierzyłam go mrożącym krew w żyłach wzrokiem i przecząco pokiwałam głową.
- Idę na górę.- oświadczyłam i nie czekając na jego odpowiedz poczłapałam z powrotem do mojej sypialni.
- Nikola, zaczekaj.- poderwał się z krzesła.
- Po co?- zapytałam z irytacją w głosie.- Przecież już doskonale poruszasz się po moim domu, jak widać- wskazałam na patelnię, którą trzymał za uchwyt w prawej dłoni- w kuchni też dobrze sobie radzisz.
- Nie chciałem cię przestraszyć. – powiedział słodkim głosem, odłożył patelnię na kuchenkę i spojrzał na mnie tymi swoimi maślanymi oczami- Chciałem zrobić ci niespodziankę- śniadanie do łóżka.- zamilkł a po chwili powiedział słodkie przepraszam.
Stałam na piątym stopniu i patrzyłam tak na niego z góry. Wydawał się taki przejęty tym co zrobił, jak małe dziecko, które zbiło dzban z kwiatami i właśnie próbuje jakoś wytłumaczyć się mamie. Nie potrafiłam prawić mu kazań, że przeraził mnie na śmierć, że mogłam dostać zawału serca, że gdybym była mniej odważna mogłabym zadzwonić na policję, bo ktoś chodzi po moim domu. Nie umiałam stać tak nad nim z ponurą miną i patrzeć, jak szuka w głowie najlepszych słów, by mnie przeprosić.
- Jeny Marco, nie rób tak więcej.- rzuciłam mu się na szyję.- Mogłeś przyjść na górę, albo… mogłam zrobić ci krzywdę, wiesz?
- Dostanie z twojej ręki byłoby przyjemnością.- chwycił moje dłonie, uniósł na wysokość swoich ust i pocałował.- Ale naprawdę groźnie wyglądałaś z tą parasolką.- powiedział z udawaną poważną miną za co lekko uderzyłam go w pierś.
- Co robimy?- zapytał ocierając swój nos o mój, taki eskimoski pocałunek.
- Ja idę spać, a ty nie wiem.- uciekłam z jego uścisku i pobiegłam schodami na górę.
- Ale…  ale jak to?- rozłożył ręce w bezradności, na to co robię.
- No tak to.- wzruszyłam ramionami i pobiegłam do swojego pokoju. Kiedy otwierałam drzwi do sypialni do moich uszu dotarły szybkie kroki Marco.
Przeraził mnie i to na śmierć, teraz przyszedł czas mu się odpłacić. Miałam mniej więcej pięć sekund na zrealizowanie mojego znakomitego planu. Weszłam do pokoju i w pośpiechu otworzyłam drzwi na balkon. Prosto w twarz dostałam lekkim podmuchem wiatru i promienie słońca przejechały po mojej bladej cerze. Firanę, która zakrywała wejście na balkon osunęłam mocnym targnięciem tak, że nawet w dwóch miejscach zerwała się z żabek. W ostatnich sekundach udało mi się schować w kącie tak, by drzwi, które będzie otwierał Marco mnie zasłoniły a on ujrzy sponiewierane firany i otworzone na oścież drzwi na balkon. I tak właśnie się stało.
Kiedy Marco delikatnie naciskał na klamkę i otwierał drzwi serce waliło mi jak szalone, jakby co najmniej od tej sceny zależało moje życie, a przecież miał być to zwykły wygłup. Widziałam, jak najpierw wchodzi niepewnym, spokojnym krokiem a potem następne trzy przyśpiesza i podbiega do balkonu. W tej chwili postanowiłam ujawnić się z kryjówki. Zwinnie i szybko, jak chytry i nieprzewidywalny lis a jedna cicho i spokojnie wzięłam podbieg taki na jaki mogłam sobie pozwolić i skoczyłam na plecy Marco. Od razu chwycił mnie za nadgarstki i chyba chciał mnie zrzucić na podłogę i powiedzieć coś w stylu „Co zrobiłeś z moją ukochaną?!” ale na szczęście rozpoznał moją chłodną skórę pod swoimi ciepłymi opuszkami palców.
Zamiast na podłogę rzucił mnie na łóżko i to mi się podobało.
Delikatnie musnął moje zziębnięte wargi, swoimi ciepłymi ustami. Czy zawsze tak będzie? Ja zimna, moje dłonie zawsze chłodne a usta zziębnięte. On gorący, dłonie zawsze ciepłe a usta napalone. Ja Królowa Zimna a on Król Ognia. Bajeczna przyszłość przed nami się zapowiada. Brakuje tylko synka z ognistym irokezem, piłką u nogi i córki z soplami zamiast włosów i mrożącym rew w żyłach wzrokiem.
-Kocham cię.- powiedziałam ściszonym głosem, tak jakby te słowa były zakazane i nie można było ich wymawiać. Starałam cała skupić się na tym zdaniu, by zabrzmiało wyjątkowo, magicznie. Zobaczyłam, jak na ustach Marco powoli pojawia się uśmiech zachwytu a jego oczy, jakby zahipnotyzowane wpatrują się w moje usta.- Jeszcze dobrze nie wytrzeźwiałam i czasami mogę bredzić.- powiedziałam bardziej stanowczo, kilka razy potrzepotałam oczami, jak po przebudzeniu i wyciągnęłam ręce, by się rozciągnąć. Uśmieszek Blondyna szybko zgasł. Obrócił się i położył się obok mnie, dłonie oparł na brzuchu i wpatrywał się w sufit.
Ohh… zagmatwałam mu w głowie. Teraz będzie się główkował czy naprawdę go kocham czy rzeczywiście bredziłam. Rzadko mu to mówię, ale jak już to mówię to na serio. A po za tym, jak się jest na naszym etapie w związku nie można żartować sobie czy się kogoś kocha czy nie.
-Oj idioto…- obróciłam się w lewo tak, że leżałam na nim opierając nie na dłoniach.- Kocham cię.- wpatrywałam się w jego oczy, które uśmiechały się zamiast ust. Pocałowałam go najlepiej jak umiałam. Poczułam jego dłonie na tali, znaczy się bliżej tyłka niż tali, ale to nic. W moim niezbyt długim życiu nie spotkałam się jeszcze ze skalą pocałunku więc nie wiem czy dobrze mi to wychodzi czy nie, ale najwidoczniej Marco się podobało, bo pragnął więcej. Jeździł dłońmi po mojej tali, od miednicy pod biust. Kochałam jego dotyk. Podobało mi się to, jak nigdy. Czułam, jakby to teraz on zamroził mi krew w żyłach, jakby stanął czas i nic więcej się nie liczyło. Pozwalałam mu na coraz śmielsze ruchy, na podsuwanie koszuli do góry, na dotykanie brzucha, tyłka i ud. Po tym co się stało w Polsce to były miejsca zakazane, nikt nie mógł na nie patrzeć a w szczególności ich dotykać. Sama miałam z tym problem, wstydziłam się własnego ciała, bo on je dotykał a nie miał najmniejszego prawa tego robić. Do tych czas nazywałam to blokadą a właśnie teraz ona pękła. Nie czułam wstydu ani jakiejkolwiek blokady, nic w tym stylu. Pragnęłam, by mnie dotykał. Potrzebowałam jego pocałunków. Chciałam się z nim kochać. Zsunęłam dłonie niżej i chwyciłam za jego t-shirt powoli podciągałam go do góry.
-Świecie ty mój przystopuj.- szepnął Marco, który delikatnie podniósł moją głowę do góry i głęboko spojrzał mi w oczy.
-Nie myślałam, że kiedyś to od ciebie usłyszę.- powiedziałam zaskoczonym głosem.
-Ja też się sobie dziwię.- usiadł trzymając mnie w swoich ramionach.-Spójrz mi w oczy.- położył kciuki na skórze pod moimi oczami i delikatnie ją rozciągnął w dół. Byłam zdziwiona tym co robi.- Jesteś jeszcze pod wpływem alkoholu. Nie chcę byś robiła coś wbrew swojej woli.
Trochę mnie zamurowało.
Trochę bardziej niż tylko trochę.
I pomyśleć, że powiedział to mój Marco, mój zboczony Blondyn.
-Aa…- wymamrotałam.
Zeszłam mu z kolan i naciągnęłam koszulę Roberta, jak najniżej się dało, by jak najwięcej zakryć. Przez chwilę czułam się jakbym stała przed osobą duchowną. Skrzyżowałam ręce na piersi i wpatrywałam się w swoje stopy przegryzając wargi. Czułam się trochę zawstydzona.
-Tak naprawdę to przyjechałem tu po ciebie.- wstał i wyprostował się spoglądając na mnie.
Podniosłam głowę, dopiero po chwili zorientowałam się, że coś do mnie mówi.
-Yy…
-Przyjechałem po ciebie. Chcę żebyś się do mnie przeprowadziła.- powiedział stanowczym i pewnym siebie głosem.
-Ale… ale ja tu mieszkam. Robert zostawił ten dom dla mnie.
-Sprzedamy go, albo wynajmiemy a ty przeprowadzisz się do mnie.- podszedł do mnie i chwycił moje dłonie.
-Ale ja nie wiem czy chcę się do ciebie przeprowadzać, tu mi dobrze.- przegryzłam wargę ze zdenerwowania.
-To jak ty sobie to wyobrażasz?- zapytał trochę oburzonym głosem.- Będziemy u siebie sypiać na zmianę? Będziemy się umawiać na randki? Nikola ja chcę mieć ciebie cały czas.- mocniej uścisnął moje dłonie.- Chcę zasypiać przy tobie i budzić się przy tobie. Chciałbym widzieć twój każdy uśmiech i chować do kieszeni każdą łzę, którą uronisz. Chciałbym być z tobą cały czas, widywanie się raz na dzień to dla mnie za mało.
I co ja mam mu powiedzieć? Żeby poczekał ze wspólnym mieszkaniem do ślubu? Bezsensu….
-Marco… ja… ale ee…- zaczęłam się jąkać, jak niedorozwinięte dziecko.
-No widzisz? Sama wiesz, że to prawda.
-Nie. Nie przeprowadzę się do ciebie.- wyrwałam dłonie z jego uścisku i usiadłam na krawędzi łóżka. Patrzył na mnie pioronującym wzrokiem, jakby nie wierzył własnym uszom a mną naprawdę zawładną alkohol.
-Nie?
Przecząco pokiwałam głową. Marco wybiegł z pokoju a potem już słyszałam zatrzaskujące się drzwi i odjeżdżający samochód. 








 Jeden z ostatnich rozdziałów...