Translate

wtorek, 2 września 2014

Nowy blog

ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA!
http://bvb-jaciebietez.blogspot.com
Będzie o tym co zawsze... dużo miłości, która przyjdzie z czasem i walce,walce z samym sobą.
Liczę na Waszą obecność i komentarze! :)
Lewa <3



środa, 20 sierpnia 2014

A wszystko to, bo Ciebie kocham.

Dzień byłby zwyczajny, normalny gdyby nie napaść Reusa a potem ta nasza mini kłótnia. Gdyby była tu Karolina z pewnością zapytałaby "dlaczego? dlaczego nie chcesz z nim mieszkać?" Jak zawsze w mojej głowie mam kilka mocnych powodów dlaczego podjęłam taką decyzję. Jednak w chwili kiedy otwieram usta, by je przedstawić wydają mi się bez sensu. Bo czym jest przeprowadzka w porównaniu naszego całego związku? Pierwsze spojrzenie, podanie sobie dłoni na powitanie po wszystkie emocje związane z moim porwaniem przez Adama a teraz mamy- a w rzeczywistości to ja mam- problem z zamieszkaniem z nim. A przecież od zawsze tego pragnęłam. Chciałam się po cichu wymykać z naszego łoża, ubrana w jego białą koszulę od marynarki i na paluszkach iść do kuchni, by przygotować wspólne śniadanie. Od zawsze o tym marzyłam, odkąd myślałam, że nie znajdę swojej drugiej połówki i co wieczór oglądałam romantyczny film, by jeszcze bardziej się dobić. A teraz kiedy mam wszystko to o czym marzyłam utrudniam sobie życie, tylko ja, Nikola Lewandowska tak potrafi. Może nie chcę wierzyć, że to jest tak łatwe? Boję się, że zaraz mydlana bańka pryśnie a ja poczuję na buzi delikatne kropelki czystej magii. 
Koniec.
Koniec z utrudnianiem sobie życia.
Muszę zacząć brać to co daje mi życie.
Spojrzałam na w połowie wypakowane walizki stojące w kącie sypialni. Od nich, od tego co teraz zrobię zależy cała moja przyszłość. Przegryzłam wargę. Podeszłam do nich chwyciłam t-shirt i jensowe szorty. W mgnieniu oka przebrałam się i rozczesałam włosy, które w ostatnim czasie zaniedbywałam. One rosły a ja popełniałam kolejne błędy. Z półki w łazience chwyciłam starą dobrą kosmetyczkę, do której jednym ruchem ręki zgarnęłam wszystkie kosmetyki, którymi dysponowałam. Z szafy do której zdążyłam powiesić sukienki, wyjęłam je i ułożyłam na samym wierzchu największej walizki. Skrawki materiału upchnęłam tak, by nie wystawały poza krawędzi zasunęłam torby. Właśnie zamknęłam przeszłość. 
Jakimś sposobem udało mi się zejść po schodach z walizkami, kilka razy obiłam sobie nimi nogi. Z komody, która stała w korytarzu chwyciłam moją podręczną torebkę. Obróciłam się w stronę salonu, by ostatni raz spojrzeć na serce domu a przez moją głowę przeszły miliony wspomnień, a kilka z nich szczególnie wryły mi się w pamięć. Jestem pewna, że nigdy ich nie zapomnę. Uśmiechnęłam się do pustej powierzchni, gotowa na przeprowadzkę do Marco. Obróciłam się i najdelikatniej, jak umiałam nacisnęłam na klamkę. Właśnie otwieram przyszłość.
Kolejny raz w tym dniu zamurowało mnie. 
-Ma... Marco co ty robisz?- zapytałam ze spokojem. Przechyliłam głowę i zauważyłam, dwie walizki.-A ty?- skinieniem głowy pokazał na moje pakunki.
-Wyprowadzam się.- odparłam ciągle z powagą, choć moja dusza się już śmiała.
-Ahh...a mogę wejść, chociaż na chwilę?- zapytał z nadzieją.
Wejdź na zawsze.- pomyślałam.
Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Przeprowadził walizki przez próg i ustawił je w porządku, tak by nikomu nie przesadzały. Patrzyłam się na każdy jego ruch a sama stałam, jak słup soli.Bezwładnie oparłam się o ścianę, przeczesując włosy ręką. 
-Nikola...- odwrócił się w moją stronę.- Przepraszam.
-Za dużo razy mnie przepraszasz, za to ja rzadko to robię.- wtuliłam się w jego talię. Podniosłam wzrok ku niemu.- Przepraszam. Przepraszam, za to, że jestem taką jędzą.
-Kochaną jędzą. 
Uśmiechnęłam się i ze spokojem oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go w stronę mojej-naszej, starej-nowej- sypialni. Położyliśmy się na łóżku obdarowywając pocałunkami. Spojrzałam mu prosto w oczy, jakbym chciała prześwietlić całą jego przeszłość.
-Marco dlaczego ty to robisz?- zapytałam.- Dlaczego zgadasz się na wszystkie moje wybryki, dlaczego znosisz wszystkie moje huśtawki emocji? 
-A wszystko to, bo Ciebie kocham.


Mówią, że kiedy rodzi się człowiek, z nieba spada dusza i rozdziela się na dwie części. Jedna z nich trafia do kobiety a druga do mężczyzny. Natomiast całe życie polega na tym, by znaleźć drugą połowę. Połowę własnej duszy. Połowę samego siebie... 
Oni już znaleźli, są całością. Pasującą tylko do siebie.




Dziękuję za ponad 10. tys wyświetleń a to był mój cel. Dziękuję za każdy komentarz. Nie będę tu wyróżniała blogerek, bo każdy miał dla mnie znaczenie. Dziękuję :* Na tym kończy się historia pewnej miłości... mam nadzieję, że chociaż niektóre sceny Wam się podobały i ostatni raz na tym blogu proszę Was o komentarze <3
Wraz z szkołą rozpocznie się historia pewnej miłości o której na pewno będziecie wiedzieć! :*
Dziękuję za wszystko <3
Klaudia Lewa







czwartek, 7 sierpnia 2014

Jeśli chcesz mnie rzucić, to tylko na łóżko.



- Zabiję cię!- krzyknęłam ze złością.- Jak mogłeś mi to zrobić?! Kompletnie ci odbiło!- wymachiwałam rękami w geście frustracji, byłam tak nabuzowana złością i przez chwilę nienawiścią do niego, że miałam ochotę trzepnąć go tym parasolem a potem przytulić na powitanie.
- Zjesz śniadanie?- zapytał z lekkim uśmieszkiem wyszczerzając zęby.
- Ehh… aaaa przyrzekam, że kiedyś cię zabiję!- krzyknęłam jeszcze raz. Mam nadzieję, że dotarło to do niego. Usiadłam przy stole, zawieszając parasolkę o kant blatu.
-Tym chcesz mnie zabić?- wskazał na moją broń, następnie oblizał łyżkę po jajecznicy.
W odpowiedzi zmierzyłam go mrożącym krew w żyłach wzrokiem i przecząco pokiwałam głową.
- Idę na górę.- oświadczyłam i nie czekając na jego odpowiedz poczłapałam z powrotem do mojej sypialni.
- Nikola, zaczekaj.- poderwał się z krzesła.
- Po co?- zapytałam z irytacją w głosie.- Przecież już doskonale poruszasz się po moim domu, jak widać- wskazałam na patelnię, którą trzymał za uchwyt w prawej dłoni- w kuchni też dobrze sobie radzisz.
- Nie chciałem cię przestraszyć. – powiedział słodkim głosem, odłożył patelnię na kuchenkę i spojrzał na mnie tymi swoimi maślanymi oczami- Chciałem zrobić ci niespodziankę- śniadanie do łóżka.- zamilkł a po chwili powiedział słodkie przepraszam.
Stałam na piątym stopniu i patrzyłam tak na niego z góry. Wydawał się taki przejęty tym co zrobił, jak małe dziecko, które zbiło dzban z kwiatami i właśnie próbuje jakoś wytłumaczyć się mamie. Nie potrafiłam prawić mu kazań, że przeraził mnie na śmierć, że mogłam dostać zawału serca, że gdybym była mniej odważna mogłabym zadzwonić na policję, bo ktoś chodzi po moim domu. Nie umiałam stać tak nad nim z ponurą miną i patrzeć, jak szuka w głowie najlepszych słów, by mnie przeprosić.
- Jeny Marco, nie rób tak więcej.- rzuciłam mu się na szyję.- Mogłeś przyjść na górę, albo… mogłam zrobić ci krzywdę, wiesz?
- Dostanie z twojej ręki byłoby przyjemnością.- chwycił moje dłonie, uniósł na wysokość swoich ust i pocałował.- Ale naprawdę groźnie wyglądałaś z tą parasolką.- powiedział z udawaną poważną miną za co lekko uderzyłam go w pierś.
- Co robimy?- zapytał ocierając swój nos o mój, taki eskimoski pocałunek.
- Ja idę spać, a ty nie wiem.- uciekłam z jego uścisku i pobiegłam schodami na górę.
- Ale…  ale jak to?- rozłożył ręce w bezradności, na to co robię.
- No tak to.- wzruszyłam ramionami i pobiegłam do swojego pokoju. Kiedy otwierałam drzwi do sypialni do moich uszu dotarły szybkie kroki Marco.
Przeraził mnie i to na śmierć, teraz przyszedł czas mu się odpłacić. Miałam mniej więcej pięć sekund na zrealizowanie mojego znakomitego planu. Weszłam do pokoju i w pośpiechu otworzyłam drzwi na balkon. Prosto w twarz dostałam lekkim podmuchem wiatru i promienie słońca przejechały po mojej bladej cerze. Firanę, która zakrywała wejście na balkon osunęłam mocnym targnięciem tak, że nawet w dwóch miejscach zerwała się z żabek. W ostatnich sekundach udało mi się schować w kącie tak, by drzwi, które będzie otwierał Marco mnie zasłoniły a on ujrzy sponiewierane firany i otworzone na oścież drzwi na balkon. I tak właśnie się stało.
Kiedy Marco delikatnie naciskał na klamkę i otwierał drzwi serce waliło mi jak szalone, jakby co najmniej od tej sceny zależało moje życie, a przecież miał być to zwykły wygłup. Widziałam, jak najpierw wchodzi niepewnym, spokojnym krokiem a potem następne trzy przyśpiesza i podbiega do balkonu. W tej chwili postanowiłam ujawnić się z kryjówki. Zwinnie i szybko, jak chytry i nieprzewidywalny lis a jedna cicho i spokojnie wzięłam podbieg taki na jaki mogłam sobie pozwolić i skoczyłam na plecy Marco. Od razu chwycił mnie za nadgarstki i chyba chciał mnie zrzucić na podłogę i powiedzieć coś w stylu „Co zrobiłeś z moją ukochaną?!” ale na szczęście rozpoznał moją chłodną skórę pod swoimi ciepłymi opuszkami palców.
Zamiast na podłogę rzucił mnie na łóżko i to mi się podobało.
Delikatnie musnął moje zziębnięte wargi, swoimi ciepłymi ustami. Czy zawsze tak będzie? Ja zimna, moje dłonie zawsze chłodne a usta zziębnięte. On gorący, dłonie zawsze ciepłe a usta napalone. Ja Królowa Zimna a on Król Ognia. Bajeczna przyszłość przed nami się zapowiada. Brakuje tylko synka z ognistym irokezem, piłką u nogi i córki z soplami zamiast włosów i mrożącym rew w żyłach wzrokiem.
-Kocham cię.- powiedziałam ściszonym głosem, tak jakby te słowa były zakazane i nie można było ich wymawiać. Starałam cała skupić się na tym zdaniu, by zabrzmiało wyjątkowo, magicznie. Zobaczyłam, jak na ustach Marco powoli pojawia się uśmiech zachwytu a jego oczy, jakby zahipnotyzowane wpatrują się w moje usta.- Jeszcze dobrze nie wytrzeźwiałam i czasami mogę bredzić.- powiedziałam bardziej stanowczo, kilka razy potrzepotałam oczami, jak po przebudzeniu i wyciągnęłam ręce, by się rozciągnąć. Uśmieszek Blondyna szybko zgasł. Obrócił się i położył się obok mnie, dłonie oparł na brzuchu i wpatrywał się w sufit.
Ohh… zagmatwałam mu w głowie. Teraz będzie się główkował czy naprawdę go kocham czy rzeczywiście bredziłam. Rzadko mu to mówię, ale jak już to mówię to na serio. A po za tym, jak się jest na naszym etapie w związku nie można żartować sobie czy się kogoś kocha czy nie.
-Oj idioto…- obróciłam się w lewo tak, że leżałam na nim opierając nie na dłoniach.- Kocham cię.- wpatrywałam się w jego oczy, które uśmiechały się zamiast ust. Pocałowałam go najlepiej jak umiałam. Poczułam jego dłonie na tali, znaczy się bliżej tyłka niż tali, ale to nic. W moim niezbyt długim życiu nie spotkałam się jeszcze ze skalą pocałunku więc nie wiem czy dobrze mi to wychodzi czy nie, ale najwidoczniej Marco się podobało, bo pragnął więcej. Jeździł dłońmi po mojej tali, od miednicy pod biust. Kochałam jego dotyk. Podobało mi się to, jak nigdy. Czułam, jakby to teraz on zamroził mi krew w żyłach, jakby stanął czas i nic więcej się nie liczyło. Pozwalałam mu na coraz śmielsze ruchy, na podsuwanie koszuli do góry, na dotykanie brzucha, tyłka i ud. Po tym co się stało w Polsce to były miejsca zakazane, nikt nie mógł na nie patrzeć a w szczególności ich dotykać. Sama miałam z tym problem, wstydziłam się własnego ciała, bo on je dotykał a nie miał najmniejszego prawa tego robić. Do tych czas nazywałam to blokadą a właśnie teraz ona pękła. Nie czułam wstydu ani jakiejkolwiek blokady, nic w tym stylu. Pragnęłam, by mnie dotykał. Potrzebowałam jego pocałunków. Chciałam się z nim kochać. Zsunęłam dłonie niżej i chwyciłam za jego t-shirt powoli podciągałam go do góry.
-Świecie ty mój przystopuj.- szepnął Marco, który delikatnie podniósł moją głowę do góry i głęboko spojrzał mi w oczy.
-Nie myślałam, że kiedyś to od ciebie usłyszę.- powiedziałam zaskoczonym głosem.
-Ja też się sobie dziwię.- usiadł trzymając mnie w swoich ramionach.-Spójrz mi w oczy.- położył kciuki na skórze pod moimi oczami i delikatnie ją rozciągnął w dół. Byłam zdziwiona tym co robi.- Jesteś jeszcze pod wpływem alkoholu. Nie chcę byś robiła coś wbrew swojej woli.
Trochę mnie zamurowało.
Trochę bardziej niż tylko trochę.
I pomyśleć, że powiedział to mój Marco, mój zboczony Blondyn.
-Aa…- wymamrotałam.
Zeszłam mu z kolan i naciągnęłam koszulę Roberta, jak najniżej się dało, by jak najwięcej zakryć. Przez chwilę czułam się jakbym stała przed osobą duchowną. Skrzyżowałam ręce na piersi i wpatrywałam się w swoje stopy przegryzając wargi. Czułam się trochę zawstydzona.
-Tak naprawdę to przyjechałem tu po ciebie.- wstał i wyprostował się spoglądając na mnie.
Podniosłam głowę, dopiero po chwili zorientowałam się, że coś do mnie mówi.
-Yy…
-Przyjechałem po ciebie. Chcę żebyś się do mnie przeprowadziła.- powiedział stanowczym i pewnym siebie głosem.
-Ale… ale ja tu mieszkam. Robert zostawił ten dom dla mnie.
-Sprzedamy go, albo wynajmiemy a ty przeprowadzisz się do mnie.- podszedł do mnie i chwycił moje dłonie.
-Ale ja nie wiem czy chcę się do ciebie przeprowadzać, tu mi dobrze.- przegryzłam wargę ze zdenerwowania.
-To jak ty sobie to wyobrażasz?- zapytał trochę oburzonym głosem.- Będziemy u siebie sypiać na zmianę? Będziemy się umawiać na randki? Nikola ja chcę mieć ciebie cały czas.- mocniej uścisnął moje dłonie.- Chcę zasypiać przy tobie i budzić się przy tobie. Chciałbym widzieć twój każdy uśmiech i chować do kieszeni każdą łzę, którą uronisz. Chciałbym być z tobą cały czas, widywanie się raz na dzień to dla mnie za mało.
I co ja mam mu powiedzieć? Żeby poczekał ze wspólnym mieszkaniem do ślubu? Bezsensu….
-Marco… ja… ale ee…- zaczęłam się jąkać, jak niedorozwinięte dziecko.
-No widzisz? Sama wiesz, że to prawda.
-Nie. Nie przeprowadzę się do ciebie.- wyrwałam dłonie z jego uścisku i usiadłam na krawędzi łóżka. Patrzył na mnie pioronującym wzrokiem, jakby nie wierzył własnym uszom a mną naprawdę zawładną alkohol.
-Nie?
Przecząco pokiwałam głową. Marco wybiegł z pokoju a potem już słyszałam zatrzaskujące się drzwi i odjeżdżający samochód. 








 Jeden z ostatnich rozdziałów...

czwartek, 24 lipca 2014

Doszło do tego, że zaczęłam bać się własnej wyobraźni.

Oczami Nikoli:

To co dobre zawsze szybko się kończy, ale wspomnienia zawsze zostaną i to się liczy. Po dobrej imprezie zostanie z tobą coś jeszcze, oprócz poplamionego kołnierzyka czerwoną szminką, odcisków na stopach po niewygodnych szpilkach, namiętnych wspomnień, nowego numeru w telefonie zawsze będzie kac. Właśnie teraz z nim walczyłam. Odczuwałam skutki wczorajszej powitalno-pożegnalnej imprezy, która miała być fajna... no i w sumie taka była. Tylko jeden przykry fakt, że mojego ukochanego braciszka już tutaj nie będzie. I zabierze razem ze sobą Anię. Nie będę miała do kogo iść, żeby  móc wyklinać cały świat, nie będę miała teraz komu dokuczać, nie będę miała z kim porozmawiać po polsku.. ale mam dom. I mnóstwo wspomnień z nim związane. Sylwester. Noc. Marco. Uczucie. Pierwszy pocałunek z Nim. Płacz. Zatracanie się. Użalanie. Rozpacz. A teraz znów będzie Marco, uczucie, pocałunki, seks? Takie deja vu? Nie. Nie chcę tego. Coś muszę zmienić w swoim życiu. Znaleźć jakąś stabilność. Coś co będzie stałe, takie same w moim życiu, choć ja będę się zmieniać i świat wokół mnie to będzie cały czas. Wiem! Kupię sobie psa... ale najpierw wytrzeźwieję, choć i tak w miarę racjonalnie myślę. 
Wstałam jeszcze chwiejnym krokiem i ciągle trzymając się barierki zeszłam po schodach do kuchni. Nalałam sobie szklankę mleka i usiadłam przy stole. Moją ciężką głowę musiała podpierać ręka, która robiła to odkąd się obudziłam- takie było jej zadanie. Gdyby teraz zapukał do moich drzwi policjant i zapytał co działo się poprzedniej nocy, powiedziałabym tylko, że była impreza i na tym moje zeznania by się skończyły. Nie wiedziałam co się działo potem, przemowa Jurgena, ciągły taniec-przytulaniec z Marco, długie romantyczne pocałunki a potem ucieczka w stronę chłopaków i zabawa w chowanego, po drodze łapłam jeszcze wódkę, która była niedobra, gorzka ale i tak popijałam sobie. Co jak się teraz okazuje nie wyszło mi na dobre. Gdzieś tam głęboko w myślach pamiętam jeszcze, jak Robert i Ania wsiedli do samochodu, pomachali wszystkim i odjechali w stronę przyszłości. Ale tego akurat nie musiałam pamiętać...Nie wiem jak, dzięki komu i kiedy znalazłam się w moim domu ale strzelam, że mój Blondyn był tak łaskawy i mnie odwiózł. Co też jest dziwne, no bo on wolałby gdybym nocowała u niego, a raczej z nim. Czeka mnie jeszcze rozmowa z nim, ale to potem. Wszystko, ale potem. Poczłapałam na górę i bez długiego namysłu rzuciłam się na łóżko. 

Jeśli to Reus kolejny raz próbuje włamać się do domu, żeby powiedzieć mi słodkie "dzień dobry, kocham cię" przyrzekam, że go uduszę. Chcąc nie chcąc powolnymi ruchami zeszłam z łóżka. Moja ciężka głowa nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wędrówki a nogi, które nadal był w tanecznym kroku tym bardziej nie. Z energią, którą odkopałam pod wielką stertą kacu i wielkiej senności otworzyła drzwi i zbiegłam po schodach. Co nie było zbytnio bezpieczne z prawie zamkniętymi oczami. Już byłam przy wielkim wejściu do salonu połączonym z kuchnią, kiedy usłyszałam głośny brzdęk stukających się ze sobą garnków. Zrobiłam kilka kroków na przód, by zobaczyć co się tam dzieje i usłyszałam przekleństwo wypowiedziane cicho ale z siłą i mocą w głosie. I nagle przypomniał mi się ten film, kiedy narzeczona wchodzi do salonu, żeby upewnić się, że jej wybranek wrócił z pracy a tu widzi mężczyznę z maską Zorro i wielkim kuchennym nożem... To był jej ostatni widok na tym świecie. Ale tamto to był film, wybryk fantazji scenarzysty a tu i teraz to moje życie. A moje hormony zaczęły buzować. Strach powoli nabierał rozmiaru. Teraz ta świadomość, że w kuchni grasuje Marco zanika, teraz wyobrażam sobie seryjnego zabójcę. A to mnie przeraża. Moja wyobraźnia mnie przeraża. No super, do tego doszło, że boję się własnej wyobraźni.
Postanowiłam podejść jeszcze bliżej, tak bym chociaż przez liście kwiatka zobaczyła kto jest w kuchni. Stawiałam stopy na ziemi najciszej, jak umiałam. Nie słyszałam nawet swojego oddechu, ale on mógł mnie usłyszeć. Oparłam całe ciało o ścianę i powoli przesuwałam się w stronę kuchni. Pod ręką wyczułam coś podłużnego, spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam parasol. Zwykły czarny parasol z dość ostrym zakończeniem. Mocno zacisnęłam dłoń na mojej broni. Przychyliłam głowę w stronę kuchni. Dzieliło mnie zaledwie tylko kilka milimetrów, by zobaczyć tą brutalną i okropną twarz, która być może chciała mnie okraść i zabić. Przysunęłam się jeszcze bliżej do ściany. Podpierałam ją niczym kujoni na pierwszej dyskotece, tak żeby się nie zawaliła. Wzięłam głęboki oddech, leciutko przechyliłam głowę w prawo.Po pół sekundy wróciłam do swojej wyprostowanej pozy. Zdążyłam zobaczyć plecy mężczyzny, był dobrze zbudowany, umięśniony, ale to nie był wielki paker, który godziny spędzał na siłowni. Zwykły, dobrze zbudowany, mężczyzna, nie wysoki, taki średniego wzrostu. Odważyłam się jeszcze raz przechylić głowę, by tym razem zobaczyć co robi, w której szafce grzebie. Zrobiłam to.

piątek, 11 lipca 2014

Mogę śmiało Ci powiedzieć, że byłam w niebie..



 Oczami Nikoli:
Przejechałam dłońmi po sukience próbując ją jeszcze bardziej wygładzić, tak żeby była idealna, a raczej żebym to ja w niej idealnie wyglądała.
Po raz setny przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam wzrok Ani.
-Co mam tu robić?- zapytałam.- Być gosposią w waszym domu? Czy może zająć się czymś pożytecznym, jak np. znaleźć sobie pracę?
- Nikola nie myśl teraz o tym, przecież dzisiaj taki fajny dzień.- uśmiechnęła się do mnie kojąco.
- Fajny? Impreza pożegnalna Roberta i jednocześnie powitalna z okazji mojego powrotu. Naprawdę fajna…- powiedziałam z sarkazmem w głosie.
- Od roku a nawet dłużej wiesz, że Robert będzie grał w innym klubie i nadal masz do niego pretensje?- mówiła patrząc w lustro a ono odbijało mój wzrok.- Wiesz wyjechałaś od tak, chyba należy się jakieś proste wytłumaczenie twoim przyjaciołom. Oni by za tobą w ogień skoczyli a ty…
- Dobra, nie kończ!- zaprotestowałam. Odwróciłam się w stronę Ani.- Pogodziłam się z tym, że mój brat będzie grał w innym klubie i uświadomiłam sobie, że zostawiłam tu dużo osób, które kocham. Ja się tylko boję, że sobie nie poradzę. Od tamtego momentu nigdzie nie byłam sama. Zawsze ktoś gdzieś mnie woził. Byłam uzależniona od Marco i Roberta a ja tak nie chcę, rozumiesz? Tylko zawsze jest ze mną ten bezgraniczny strach, to uczucie, że ktoś mnie śledzi, to wspomnienie, które nawiedza mnie w koszmarach. Nie przeżyłaś tego co ja, nie wiesz, jak to jest być skazaną tylko na siebie.- wzięłam głęboki oddech, powiedziałam to wszystko pod natchnieniem jakiś negatywnych emocji, które czają się na dnie mojego serca i wypływają w najmniej odpowiednim momencie.
Dopiero teraz poczułam łzę spadającą po policzku.
-Nikola…- pogładziła mnie po gołych ramionach i mocno przytuliła.- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Nie chciałam poruszać tego tematu.
-Nie ważne.-odchyliłam się, spojrzałam na Anię, jej twarz była zakłopotana.- Chyba się rozmazałam.- zaśmiałam się, by rozładować napięcie, które między nami powstało. Dłońmi przetarłam łzy spadające po moich policzkach.
-Nikola, jeszcze raz przepraszam cię.- powiedziała ściszonym i pełnym troski głosem.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Może kiedyś, ale nie teraz…- odwróciłam głowę w drugą stronę.
Na moment zapadła niezręczna cisza.
-Dobra zbierajmy się, bo za chwilę będzie tu Marco.-wypuściłam z płuc powietrze, które wydawało się, że jest tam od kilku lat, a przecież cały czas oddycham.- Poprawisz mi makijaż?
Ania była zdezorientowana, ale po kilku sekundach pewnie odpowiedziała:
-No tak, pewnie.
Stałyśmy przed wielkim lustrem, gładząc dłońmi nasze sukienki, które wyglądały jakby zostały uszyte specjalnie dla nas, specjalnie na ten jakże fajny dzień.
Pomyślałam, że mała czarna będzie pasowała na tą okazje, jak i na wszystkie inne. A przy okazji wyszczupla moją-ostatnio- zaniedbaną figurę. Czarna, obcisła, sukienka, która sięgała przed kolano jest idealna na każdą okazję. Do tego czerwone szpilki i usta pomalowane na kolor malin dojrzewających w letnich słonecznych promieniach. Odważne spojrzenie, pewny krok i każdy facet jest twój. Ale ja miałam już swojego faceta, któremu chciałam udowodnić, że jeszcze lepiej wyglądam w czarnej seksownej sukience niż w o wiele za dużych na mnie koszulkach.
Ania chodzący ideał, który miał mój brat. Wiem, że jeśli by tylko chciała mogłaby poskromić każdego samca Alfę na tej planecie. Szeroki, szczery uśmiech, którym obdarowywała każdego, który na to zasługiwał. Figlarne spojrzenie, pełne radości i niespożytej energii. Długie, zadbane nogi, które podkreśliły szpilki. A na koniec talia osy. Smukłe, wysportowane, pełne gracji ciało a na nim czerwona sukienka. Każdy to przyzna, nawet ślepy- Anna Stachurska-Lewandowska to piękna kobieta.
Chwyciłyśmy się za ręce i spojrzałyśmy w lustro. Uśmiechnęłyśmy się szeroko patrząc, jak nasze odbicie robi to samo. A potem popatrzyłyśmy się na siebie i już wiedziałyśmy co tej nocy będziemy robić- śmiać się, tańczyć, całować, pić i nie myśleć o konsekwencjach. Po prostu żyć!
-Nikola?! Ania?!- głos Marco dobiegał z dołu. Chwyciłyśmy torebki z komody i zeszłyśmy po schodach. Czułam się, jak jakaś światowej sławy modelka, na którą patrzą się wszystkie oczy na świecie a przecież stał tam tylko Robert i Marco, a może aż Marco?
Ujęłam spięte dłonie Marco, które opadały przy jego ciele.
-A…aa- nie mógł z siebie wyksztusić ani słowa.- Wyglądasz pięknie.
-Tylko dzisiaj?
-Zawsze.- pocałował mnie w usta.- Ale dzisiaj szczególnie pięknie.
-No to co idziemy siostra?- zapytał Robert z uśmiechem od ucha do ucha.
-Mhm…- pokiwałam głową.
Pięć miesięcy temu, prawie pół roku temu ostatni raz widziałam moich przyjaciół. I teraz od tak miałam wejść do domu Marco i powiedzieć wszystkim „cześć wróciłam” Niee, tak nie może być. Ania miała rację należą się im krótkie wyjaśnienia. Będę mówić po prostu „miałam drobne kłopoty i musiałam wrócić do Polski, ale teraz już jest wszystko w porządku” a kiedy będą się dopytywać czy naprawdę jest wszystko dobrze, z fałszywym uśmiechem będę potakiwać głową. Przecież nigdy już nie będzie dobrze…
Marco i Robert otworzyli nam drzwi, jak prawdziwi gentelmani. I jeszcze tylko, jeden mały kroczek i ich wszystkich zobaczę.
Kiedy weszłam od razu wpadłam w objęcia Mtsa, który nie mógł uwierzyć, że mnie widzi. Ucałował mnie w policzki i mocno przytulił szepcąc, że mam z nim zatańczyć. Nie pytał gdzie tak długo byłam. Po kilku chwilkach pojawienia się w domu didżej Auba zapowiedział, że pojawiły się gwiazdy wieczoru i jedna najjaśniejsza Nikola! Czyli ja! Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się najszerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam w odbiciu lustra szczotkując zęby. To trochę wyglądało, jakby wszyscy ustawili się do nas w kolejce aby przekazać nam prezent ślubny. Ja przytulałam kolejno każdego z nich, dotychczas byli częścią mojego życia w Dortmundzie i chciałabym żeby tak i teraz było. Miałam ochotę zabrać mikrofon naszemu zawodowemu didżejowi i krzyknąć głośno „kocham was!” i wcale nie daję gwarancji, że tego nie zrobię. Kiedy tylko trochę dłużej przytulałam się z jakąś osobą a w szczególności kiedy to był piłkarz Marco od razu reagował, chwytał mnie za talię i przyciągał do siebie, dając do zrozumienia koledze, że ja jestem tylko jego. Już nawet nie pamiętałam komu obiecałam pierwszy a ostatni taniec, ale miałam ochotę zatańczyć z każdym i to na najszybszych obrotach. A najpiękniejsze było to, że nie usłyszałam ani jednego pytania „gdzie byłam? „czy coś się stało?” „czy wszystko jest już dobrze?” Chyba jestem trochę przewrażliwiona, bo sądziłam, że od każdego usłyszę podobne pytanie a zamiast tego były dużo przyjemniejsze uściski.
Kiedy myślałam, że to koniec a Auba dał mi do zrozumienia, że ma mnie na oku i mam się za chwilę koło niego zjawić, pojawił się ten pan, który wiedział wszystko o wszystkich, nic nie umknęło jego spostrzegawczemu spojrzeniu i odbudował Borussie Dortmund.
-Mogę prosić panią do tańca?- zapytał trener dortmundczyków. Marco już otwierał buzię, żeby coś powiedzieć.- Marco nawet się nie sprzeciwiaj.- posłał mu groźne spojrzenie. A ja tylko się uśmiechnęłam i poszłam na środek parkietu trzymając Czarodzieja z Dortmundu za ramię. Już po chwili moje uszy usłyszały kąśliwy komentarz „uwaga! Czarodziej zaraz zaczaruje swoją zdobycz!” Dzisiaj wybaczam im każde słowo, jakie na mnie powiedzą, dzisiaj kocham każdego z nich! Nie myślałam, że można się tak stęsknić za nimi.
-A więc gdzie moja czapka?- zapytał wujek.
-Ups.- wzruszyłam ramionami.- Kupię wujkowi nową.
-I będziesz musiała przyjść na trening, żeby mi ją dać.
-Z miłą chęcią.- powiedziałam radośnie. Tańczyliśmy żwawo w rytm rozrywkowej muzyki, muszę przyznać, że wujek całkiem, całkiem dobrze sobie radził. Kątem oka widziałam mojego Blondyna, który niby prowadził interesującą rozmowę z Michitarjanem ale cały czas nas obserwował. Przecież to absurd, jak można być zazdrosnym o 47-letniego trenera klubu, w którym się gra, ale to Marco-tego nie ogarniesz.
-Dobrze, idź do swojego Blondyna, bo czuję, że zaraz nas zabije wzrokiem.- a jednak nie miałam złudzeń, trener też to zauważył. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i już miałam iść, kiedy niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i szepnął do ucha:
-I tak o tym porozmawiamy.
A ja na swoje nieszczęście wiedziałam o co chodzi, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować, nie dziś, nie teraz-potem, a może nigdy.
Kiedy szłam w kierunku Marco z promiennym uśmiechem natknęłam się na Matsa, który nie darowałby mi życia gdybym z nim teraz nie zatańczyła. Posłałam do Reusa tylko delikatny i przepraszający uśmiech. Wróciłam na parkiet tym razem z innym partnerem.  
Po drodze chwyciłam ze stolika kieliszek wódki, wypiłam ją za jednym zamachem, moja buzia wykrzywiła się w grymasie. Ale zabawa była niezapomniana.
Jako doskonała dziewczyna chciałabym powiedzieć, że tańczyłam tylko z moim chłopakiem, ale niestety tak nie było. Tańczyłam z każdym i sprawiało mi to ogromną radość. I nie robiłam tego z poczucia obowiązku, bo tak trzeba, bo należy im się, tańczyłam z każdym, bo chciałam, bo się za każdym z osobna stęskniłam, bo być może też chciałam utrzeć nosa Marco.
Nuri, Sokratis, Michitarjan, Seven, Sebastian, Kevin, Ilkay, Neven, Marcel… a potem tańczyłam z moim ulubionym Romkiem. Byłam w wyśmienitym nastroju do zabawy, do tańca. Pomiędzy występami na parkiecie jeszcze kilka razy zahaczyłam o stolik z napojami alkoholowymi. Rozmawiałam z Kubą o Lence i Agacie, kiedy podszedł do mnie Marco.
-Przepraszam.- skinął  głową w stronę Kuby.- Porywam ci ją tak jak inni to robili mi.- powiedział sucho.
W salonie, w kuchni, na tarasie impreza trwała w najlepsze. Ledwo znaleźliśmy ciszę w korytarzu. Oparłam się o ścianę z chytrym uśmieszkiem, biła ode mnie satysfakcja, czułam zazdrość Marco.
-Chyba się trochę upiłaś.
-Ale tylko troszeczkę.- powiedziałam, jak do małego dziecka. Marco oparł dłoń o ścianę, tak, że nie mogłam się wymknąć spod jego ciała. Po lewej miałam drzwi na pole a po prawej jego ramię i huk muzyki dobiegającej z salonu. Nasze usta dzieliły tylko kilka centymetrów a z czasem stały się to milimetry.
-Od teraz…- pocałował mnie.- Aż do wtedy…- pocałował mnie.-Kiedy uśniesz…- pocałował mnie.- Jesteś moja…- pocałował mnie.- I tańczysz tylko ze mną.- pocałował mnie.- I przytulasz się tylko ze mną.- pocałował mnie.- I całujesz się tylko ze mną.- wpił się w moje czerwone usta, kochałam jak to robił a ja tylko odwzajemniłam pocałunek topiąc się w jego ognistych ustach.
Resztę tego szalonego wieczoru spędziłam z nim, dokładnie tak jak chciał. Uśmiechał się od ucha do ucha, w duszy śmiał się triumfująco i mówił do każdego „ha! Teraz ja z nią tańczę!” Kiedy głośna muzyka ustała, a z głośników popłynęły delikatne dźwięki romantycznej muzyki Marco położył ręce na mojej tali a ja zaplątałam swoje dłonie wysoko na szyli mojego ukochanego, czułam, jak bije od niego satysfakcja. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, przytuleni do siebie. Podnosił głowę wysoko, jak paw uśmiechając się do każdego. Chciałabym żeby przestał. Chciałabym żeby przestał się tak chełbić tym, że mnie ma.
-Marco…- szepnęłam. Zwrócił uwagę na mnie i spuścił głowę w dół, by spojrzeć mi w oczy. Pocałowałam go tak namiętnie, jak nigdy. Nie oparł się mojemu czarowi i pocałował mnie równie namiętnie. Teraz to ja czułam wzrok tych wszystkich, z którymi tańczyłam na sobie, na tym co robimy. Ale uwagę odciągnął Robert, który ugiął kolano, położył na nim Anię i równie namiętnie pocałował. Wiedziałam, że mój Blondyn ma ochotę na to samo. Gdybym się na to zgodziła rozpętałaby się rywalizacja mojego brata i mojego chłopaka w tańczeniu i całowaniu sowich partnerek, a na to jakoś nie miałam ochoty.
-Nie, Marco.- szepnęłam ostrzegawczo. Reus spojrzał na nich, ale się poddał.
-No dobrze mój Świecie.- ucałował mnie w czoło. 
-Niech zakochani sobie tam tańczą.- Juregn zabrał mikrofon i rozpoczął swoją przemowę, mama nadzieję, że dziwnym trafem spojrzał na nas.- A ja chciałbym bardzo podzelować naszemu snajperowi Robertowi Lewandowskiemu! Brawa dla mnie nauczyłem się wymawiać jego nazwisko!- wszyscy zachichotali i zaczęli bić brawo i dla wujka i dla Roberta.- Ale teraz on zaczyna nowy rozdział w swoim życiu i przechodzi do Bayernu Monachium nie ukrywam, że nie jestem zadowolony z tego powodu no ale cóż, jak chce zasmakować porażki kiedy im dokopiemy no tam ją dostanie.- gorzko się zaśmiał.- A tak na poważnie, chłopcy czego życzymy Robertowi?!- zapytał.
- Wszystkiego co najlepsze!- Mats podniósł kieliszek w górę i sam go wypił.
-Tak właśnie Mats…- skomentował go Jurgen.- Tylko pamiętaj jutro biegamy!- na co Mats prawie przewrócił się o stolik.- Lewy życzymy ci wielu sukcesów, których nie osiągnąłeś z nami a jesteś w stanie je zdobyć. – uśmiechnął się szeroko, potem podeszli do siebie zamienili kilka zdań i uściskali się, jak ojciec z synem.- A przy okazji, że mam mikrofon chciałbym podziękować wszystkim piłkarzom, całemu sztabu szkoleniowemu, lekarzom, terapeutom, psychologom i oczywiście sobie hyhy  za cały ten sezon. Mimo tak wielu kontuzji, które spotkały naszych zawodników graliśmy na wysokim poziomie i byliśmy niezłym zagrożeniem dla przeciwnika. A co do wicemistrza Niemiec…- zapadła cisza, każdy wiedział, że to mistrzostwo należało się BVB a jak to w sporcie bywa… to wina sędziego! Tyle, że w tym przypadku była to prawda.-… dla mnie jesteście mistrzami i chciałbym, żebyście się sami tak czuli, bo na to zasługujecie!- rozległy się głośne brawa, za każde słowo wypowiedziane przez wujka.- A na koniec chciałbym przywitać dziewczynę, z którą chyba już każdy tańczył na oczach jej chłopaka, który pewnie w tej chwili w swojej bujnej wyobraźni celuje do nas z pistoletu. Brawa dla Nikoli, że wróciła i z nim wytrzymuje!- wszyscy bez wyjątku bili brawa, jak na rozkaz. Na każdej twarzy widniał uśmiech. A po chwili zaczęli głośno krzyczeć:
-Gorz-ko, gorz-ko, go-rzko!
Popatrzyłam w oczy Marco, które mówiły za jego usta „ nie ma innego wyjścia”.
Zamarliśmy w kilku sekundowym pocałunku. Wykorzystując do tego wszystkie komórki w naszym ciele. Zapomniałam o tych wszystkich oczach, które patrzyły się na nas, jak na ósmy cud świata i rozkoszowałam się pocałunkiem. Byłam w niebie...




Hej :) i znów przepraszam za tak długą przerwę :* Chciałabym podziękować tej z aska, która chyba najbardziej nie mogła się doczekać kolejnego rozdziału :) i sprawiła, że powstał :) Oczywiście dziękuję Wam za każde wyświetlenie i za każdy komentarz napisany pod ostatnim postem <3


I taki karzeł do niego podskakuje ;D

 



 Lewy: Tak, tak wiadomo Polki są najpiękniejsze! :*
 

wtorek, 1 lipca 2014

Dzień dobry, kocham Cię.



Oczami Nikoli:

- Anka! Nikola!- usłyszałam krzyk brata. Biegał po domu, jak oszalały ciągle wykrzykując nasze imiona.Wrzask, krzyk przeważnie kojarzy nam się z czymś złym, strasznym. Czasami jest dla nas, jak ostrzeżenie przed czymś bardzo złym- reagujemy natychmiastowo, uciekając, gdzieś gdzie poczujemy się w miarę bezpieczni. 
Krzyk Roberta nie zapowiadał nic złego. Zachowywał się jak małe dziecko, które zobaczyło pierwszą gwiazdkę za oknem i chce oznajmić całej rodzinie, że można już usiąść przy wigilijnym stole.
Zerwałam się z łóżka i po omacku zeszłam na dół, do kuchni. Byłam zła na Roberta, że budzi mnie tak wcześnie, przecież była dopiero 5 nad ranem. I ja, Śpiąca Księżniczka- tak nazywał mnie tata- musi wstać o tej porze, po długiej podróży. Kto by pomyślał…
- Chyba cię Bóg opuścił braciszku…- chamsko się z nim przywitałam przecierając oczy.- Jeśli nie jedziemy na Ibizę to ja wracam do łóżka.- zwróciłam się kierunku schodów.
- Na Ibize to sobie pojedziesz z Marco.- odparł.- Mam lepszego newsa.
Ja i Ania spojrzałyśmy na niego z zaciekawieniem a on irytująco się uśmiechnął. Nasze oczy wyglądały, jakby miały zamiar ucieknąć ze swoich miejsc. Jeszcze chwile powstrzyma nas w niepewności a przyrzekam, że coś mu zrobię.
- Kubie urodziła się córeczka.
- Co?! Aaaaaaaaaaaaa!
A potem to był wisk i pisk, mój i Ani.
-Ile ma? Jak się ma?- zapytała Ania z ogromną ciekawością.- Z Agatą wszystko w porządku?
- Skąd wiesz?- spytałam.- W ogóle gdzie oni są? W Polsce czy Dortmundzie?- wraz z żoną Roberta zalałyśmy go stertą pytań.
Po tym wszystkim co się stało w Polsce, zapomniałam o tych wszystkich, których tu zostawiłam. O moich przyjaciołach, którzy byli ze mną na dobre i na złe a ja tak po prostu ich opuściłam. Zapomniałam o nich, pogrążyłam się we własnej tragedii nie interesując się tym co dzieje się u nich. Jest mi wstyd za siebie, za swoje zachowanie…
- Oczywiście, że są w Polsce.- powiedział z lekkim oburzeniem, jakby to było dla wszystkich jasne.- Kuba nie wyobraża sobie, że jego dziecko mogłoby się urodzić gdzieś indziej niż w kraju. No ma na imię Lenka a z Agatą wszystko w porządku.- spojrzał na nas z zadowoleniem.- I tylko tyle wiem.- westchnął.
- Nawet nie wiesz ile waży? Ile ma wzrostu?- spytała Ania z lekką frustracją.- Nie spytałeś się Kuby?
- Nie no, kompletnie mi wyleciało z głowy.- spojrzał przepraszająco na swoją żonę.- Wiesz jaki on był szczęśliwy?
- No wyobrażam sobie.-szeroko się uśmiechnęła.- Potem pogadam z Agatą, ale jej zazdroszczę.
- Kochanie czy ty coś sugerujesz?
- Hah… nie. Chodź do łóżka.- upiła łyk mleka ze szklanki i zgrabnym ruchem zeskoczyła ze blatu stołu.
- Nie będę się sprzeciwiał.- jeszcze zdążyłam zobaczyć chytry uśmieszek mojego braciszka. Spojrzałam na nich bezradnie. No super, obudzili mnie, powiedzieli dobrą nowinę a teraz zostawili ze szklanką mleka i z własnymi rozterkami.
Otworzyłam szafkę, w której zawsze były jakieś słodycze, przeznaczone tylko dla mnie. Ania jako sportsmenka, autorka bloga o zdrowym stylu życia i żona jednego z najlepszych piłkarzy na świecie nie szalała za słodyczami, Robert też jakoś nie. Ale za to ja, bardzo. Wyjęłam moje ulubione czekoladowe ciasteczka z drobnymi kawałkami orzechów laskowych, wzięłam szklankę mleka i poczłapałam na górę.
Łokciem otworzyłam drzwi.
- Aa!- wydarłam z siebie krótki krzyk. W pierwszym momencie myślałam, że zobaczyłam ducha, potem nie wierzyłam własnym oczom aż w końcu uświadomiłam sobie, że to rzeczywistość.
Podszedł do mnie, wziął szklankę i pudełeczko ciasteczek-  odstawił je na półkę.
- Dzień dobry, kocham cię.- mocno mnie przytulił i pocałował w czoło. Stałam, jak słup soli. Chyba nie do końca wiedziałam co się dzieje. Odchyliłam głowę i zobaczyłam otwarte okno.- A tak, zapomniałem zamknąć.- spojrzał na nie.
- O Boże, nienawidzę cię.- uderzyłam go lekko w pierś a on objął mnie ramionami. Jakby chciał ochronić mnie przed czymś bardzo złym. Skuliłam swoje dłonie w małą piąstkę.  Spojrzałam w górę, w jego brązowe tęczówki. Zatopiłam się w nich, widziałam w nich uśmieszek i coś co sprawiało, że był dumny z tego co zrobił. Jakby był księciem na białym koniu, który właśnie obudził księżniczkę ze snu.
- A ja cię za to kocham.- skradł mi pocałunek, a potem następny i następny.
- Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłam.- oderwałam się od niego nie chcąc tego, ale tak musiałam zrobić. Musiałam mu pokazać, że nie życzę sobie takich niespodziewanych wejść. Usiadłam na łóżku po turecku. Ręką zaczesałam włosy do tyłu. A on w mgnieniu oka znalazł się przede mną. Zrobił to tak zwinnie, jak wampir.
- Przepraszam.- powiedział delikatnie uśmiechając się. Powinien żałować tego co zrobił a on zamiast tego cwaniacko się uśmiechał. Poczułam jego palce na mojej łydce. Starałam powstrzymać uśmiech, który chciał jak najszybciej wskoczyć na moją twarz.- Nie chciałem cię przestraszyć. Chciałem cię tylko zobaczyć.- wymamrotał.
Nie utrzymałam dłużej uśmiechu w ukryciu, wylał się na moją buzię, jak sok z wyciskanej pomarańczy. Nie utrzymałam też mojego pragnienia, tak bardzo chciałam go pocałować. Wręcz rzuciłam się na niego z namiętnym całusem. Był zaskoczony, ale po chwili oprzytomniał i obrócił mnie na plecy.
Całował mnie uśmiechając się.
Uśmiechając się całował mnie.
Jego oczy też się uśmiechały.
- Tęskniłam za tobą.- powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy.
- A jak myślisz dlaczego przyszedłem do ciebie nad ranem?- spytał.
- Bo twoje serce nie mogło już wytrzymać z tej tęsknoty a wręcz boleśnie pękało.- odpowiedziałam teatralnie.
- Tak właśnie było.- pocałował mnie namiętnie, ale jak dla mnie za krótko. Jego każdy pocałunek będzie dla mnie za krótki a rozstanie za długie. I pomyśleć, że będziemy mieszkać osobno.
Założyłam nogi na jego plecy. Rękami ciągle głaskałam jego twarz, kark i bawiłam się blond włosami, wiedziałam, że nienawidził jak ktoś to robił, nawet ja. Ale ja to uwielbiałam, uwielbiałam się z nim droczyć.
Marco tak nagle przestał mnie całować. Patrzył się na mnie i się uśmiechał. Delikatnie przesuwał swoją zewnętrzną stroną ręki moje kości policzkowe. Patrzyliśmy się na siebie i głupio uśmiechaliśmy się. To mi w zupełności wystarczało do szczęścia. Takie zwykłe leżenie z moim Blondynem, uśmiechanie się bez powodu i dotyk naszych ciał. Byłam w niebie, a nawet trzy metry nad niebem.
- Czemu się tak uśmiechasz?- zapytałam.
- A ty?
- Bo zniszczyłam ci fryzurkę.- powiedziałam chichocząc. Jednym ruchem ręki przejechałam mu po włosach, tak mocno, że one przyklepły do głowy.
Marco momentalnie spoważniał.
- Chyba się ogolę na łyso.- odparł, ciężko wydmuchując powietrze z ust. Jego głowa opadła na mój lewy obojczyk.
- Oj ślicznie wyglądasz.- rzekłam. Pogłaskałam go  kilka razy po włosach.
- Ale wiesz, że za to czeka cię kara?- spytał.
Czułam, jak obejmuje mnie w tali i podnosi do góry. Mimo tego, że długo nie trenował nie stracił tych swoich silnych bicepsów. Trzymał mnie a ja w rozkroku obejmowałam jego talię.
- Ale jaka?- zrobiłam duże oczy i spojrzałam na niego. Tym razem ja byłam w górze i patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
- Taka jaka powinna być kara.- odparł.- Brutalna, bezlitosna, straszna…- rzekł ściszonym, mrocznym głosem. Zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłam trochę głowę w prawo by miał do niej lepszy dostęp. Czułam, jak bije od niego namiętność i siła pożądania. Czułam ją prawie za każdym razem kiedy mnie całował, kiedy szeptał te miłe słówka. Ale wiedziałam, że ja mu nie dam tego czego on chce. Nie dam rady. Nie dam rady stanąć przed nim w samej bieliźnie, uśmiechać się do niego zachęcająco i mówić, że wszystko jest dobrze i, że tego chcę tak bardzo, jak on. Jeszcze nie teraz. Położyliśmy się na łóżku zostając w tej samej pozycji. Całował mnie po szyi co chwilkę przerywając i spoglądając na mnie, pewnie zadawał sobie pytanie czy tego chcę i wracał do całowania. To było przyjemniejsze niż wszystko inne co mnie spotkało. Żadne słodycze nie były słodsze niż jego pocałunek. Ja tego pragnęłam… ale wiedziałam, że teraz nic z tego nie będzie a on nie i tu był problem. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas.
Poczułam, jak jego palce dotykają mojego uda. Przeszedł po mnie lekki dreszczyk, jakby mrówki chodziły po moim ciele. Zdrętwiałam.
Marco przerwał. Już nie całował mnie tak namiętnie, jak kilka sekund temu, jego dłonie nie dotykały moich ud, jego ciało nie przylegało do mojego. Leżeliśmy obok siebie. Tak po prostu leżeliśmy, nic nie mówiąc.
Zrozumiał o co chodzi. Zrozumiał dlaczego nie całowałam go tak namiętnie jak on mnie. Zrozumiał dlaczego zdrętwiałam. On to wszystko zrozumiał.
- Kochany jesteś…- wyszeptałam i mocno się do niego przytuliłam opierając głowę do klatki piersiowej. Tylko poczułam, jak mnie obejmuje i ciężko wzdycha.
- Czemu ja w ogóle z tobą jestem?- spytał ironicznie.
- Bo jestem miłością twojego życia.- odpowiedziałam uśmiechając się i jeszcze mocniej przywarłam do niego.
Ucałował mnie w czoło.
- Nikola, dzisiaj po południu jest impreza u…- usłyszałam głos Roberta, który zbliżał się do mojego pokoju.
- U mnie.- dokończył Marco szepcąc do mojego ucha.
- U twojego Blondyna.- drzwi zaczęły się otwierać.- Oo o Marco.- wiedziałam zaskoczoną minę mojego brata, chciało mi się śmiać, ale jakoś się powstrzymałam.- Dobra rozumiem.- powiedział spokojnym głosem.- A nie, nie rozumiem, ale wam nie przeszkadzam.
Kiedy Robert zamknął drzwi wybuchliśmy śmiechem. Czuliśmy się, jak małe dzieci przyłapane na gorącym uczynku. 




Hej :) Taki trochę smutny dzień, 1 lipca Robert Lewandowski będzie uczestniczył w oficjalnej konferencji prasowej w Bayernie Monachium. Nie wiem, ja dla Was ale dla mnie to kompletna załamka ;'c Nad  czarno-żółtą "9" zawsze będą widzieć nazwisko LEWANDOWSKI i żaden piłkarz, który dołączy do rodziny BVB mi Go nie zastąpi ♥
Lewandowski jest tylko jeden ♥
A co do bloga to mam nadzieję, że się podoba :*




DANKE ROBERT!