Translate

czwartek, 24 lipca 2014

Doszło do tego, że zaczęłam bać się własnej wyobraźni.

Oczami Nikoli:

To co dobre zawsze szybko się kończy, ale wspomnienia zawsze zostaną i to się liczy. Po dobrej imprezie zostanie z tobą coś jeszcze, oprócz poplamionego kołnierzyka czerwoną szminką, odcisków na stopach po niewygodnych szpilkach, namiętnych wspomnień, nowego numeru w telefonie zawsze będzie kac. Właśnie teraz z nim walczyłam. Odczuwałam skutki wczorajszej powitalno-pożegnalnej imprezy, która miała być fajna... no i w sumie taka była. Tylko jeden przykry fakt, że mojego ukochanego braciszka już tutaj nie będzie. I zabierze razem ze sobą Anię. Nie będę miała do kogo iść, żeby  móc wyklinać cały świat, nie będę miała teraz komu dokuczać, nie będę miała z kim porozmawiać po polsku.. ale mam dom. I mnóstwo wspomnień z nim związane. Sylwester. Noc. Marco. Uczucie. Pierwszy pocałunek z Nim. Płacz. Zatracanie się. Użalanie. Rozpacz. A teraz znów będzie Marco, uczucie, pocałunki, seks? Takie deja vu? Nie. Nie chcę tego. Coś muszę zmienić w swoim życiu. Znaleźć jakąś stabilność. Coś co będzie stałe, takie same w moim życiu, choć ja będę się zmieniać i świat wokół mnie to będzie cały czas. Wiem! Kupię sobie psa... ale najpierw wytrzeźwieję, choć i tak w miarę racjonalnie myślę. 
Wstałam jeszcze chwiejnym krokiem i ciągle trzymając się barierki zeszłam po schodach do kuchni. Nalałam sobie szklankę mleka i usiadłam przy stole. Moją ciężką głowę musiała podpierać ręka, która robiła to odkąd się obudziłam- takie było jej zadanie. Gdyby teraz zapukał do moich drzwi policjant i zapytał co działo się poprzedniej nocy, powiedziałabym tylko, że była impreza i na tym moje zeznania by się skończyły. Nie wiedziałam co się działo potem, przemowa Jurgena, ciągły taniec-przytulaniec z Marco, długie romantyczne pocałunki a potem ucieczka w stronę chłopaków i zabawa w chowanego, po drodze łapłam jeszcze wódkę, która była niedobra, gorzka ale i tak popijałam sobie. Co jak się teraz okazuje nie wyszło mi na dobre. Gdzieś tam głęboko w myślach pamiętam jeszcze, jak Robert i Ania wsiedli do samochodu, pomachali wszystkim i odjechali w stronę przyszłości. Ale tego akurat nie musiałam pamiętać...Nie wiem jak, dzięki komu i kiedy znalazłam się w moim domu ale strzelam, że mój Blondyn był tak łaskawy i mnie odwiózł. Co też jest dziwne, no bo on wolałby gdybym nocowała u niego, a raczej z nim. Czeka mnie jeszcze rozmowa z nim, ale to potem. Wszystko, ale potem. Poczłapałam na górę i bez długiego namysłu rzuciłam się na łóżko. 

Jeśli to Reus kolejny raz próbuje włamać się do domu, żeby powiedzieć mi słodkie "dzień dobry, kocham cię" przyrzekam, że go uduszę. Chcąc nie chcąc powolnymi ruchami zeszłam z łóżka. Moja ciężka głowa nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wędrówki a nogi, które nadal był w tanecznym kroku tym bardziej nie. Z energią, którą odkopałam pod wielką stertą kacu i wielkiej senności otworzyła drzwi i zbiegłam po schodach. Co nie było zbytnio bezpieczne z prawie zamkniętymi oczami. Już byłam przy wielkim wejściu do salonu połączonym z kuchnią, kiedy usłyszałam głośny brzdęk stukających się ze sobą garnków. Zrobiłam kilka kroków na przód, by zobaczyć co się tam dzieje i usłyszałam przekleństwo wypowiedziane cicho ale z siłą i mocą w głosie. I nagle przypomniał mi się ten film, kiedy narzeczona wchodzi do salonu, żeby upewnić się, że jej wybranek wrócił z pracy a tu widzi mężczyznę z maską Zorro i wielkim kuchennym nożem... To był jej ostatni widok na tym świecie. Ale tamto to był film, wybryk fantazji scenarzysty a tu i teraz to moje życie. A moje hormony zaczęły buzować. Strach powoli nabierał rozmiaru. Teraz ta świadomość, że w kuchni grasuje Marco zanika, teraz wyobrażam sobie seryjnego zabójcę. A to mnie przeraża. Moja wyobraźnia mnie przeraża. No super, do tego doszło, że boję się własnej wyobraźni.
Postanowiłam podejść jeszcze bliżej, tak bym chociaż przez liście kwiatka zobaczyła kto jest w kuchni. Stawiałam stopy na ziemi najciszej, jak umiałam. Nie słyszałam nawet swojego oddechu, ale on mógł mnie usłyszeć. Oparłam całe ciało o ścianę i powoli przesuwałam się w stronę kuchni. Pod ręką wyczułam coś podłużnego, spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam parasol. Zwykły czarny parasol z dość ostrym zakończeniem. Mocno zacisnęłam dłoń na mojej broni. Przychyliłam głowę w stronę kuchni. Dzieliło mnie zaledwie tylko kilka milimetrów, by zobaczyć tą brutalną i okropną twarz, która być może chciała mnie okraść i zabić. Przysunęłam się jeszcze bliżej do ściany. Podpierałam ją niczym kujoni na pierwszej dyskotece, tak żeby się nie zawaliła. Wzięłam głęboki oddech, leciutko przechyliłam głowę w prawo.Po pół sekundy wróciłam do swojej wyprostowanej pozy. Zdążyłam zobaczyć plecy mężczyzny, był dobrze zbudowany, umięśniony, ale to nie był wielki paker, który godziny spędzał na siłowni. Zwykły, dobrze zbudowany, mężczyzna, nie wysoki, taki średniego wzrostu. Odważyłam się jeszcze raz przechylić głowę, by tym razem zobaczyć co robi, w której szafce grzebie. Zrobiłam to.

piątek, 11 lipca 2014

Mogę śmiało Ci powiedzieć, że byłam w niebie..



 Oczami Nikoli:
Przejechałam dłońmi po sukience próbując ją jeszcze bardziej wygładzić, tak żeby była idealna, a raczej żebym to ja w niej idealnie wyglądała.
Po raz setny przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam wzrok Ani.
-Co mam tu robić?- zapytałam.- Być gosposią w waszym domu? Czy może zająć się czymś pożytecznym, jak np. znaleźć sobie pracę?
- Nikola nie myśl teraz o tym, przecież dzisiaj taki fajny dzień.- uśmiechnęła się do mnie kojąco.
- Fajny? Impreza pożegnalna Roberta i jednocześnie powitalna z okazji mojego powrotu. Naprawdę fajna…- powiedziałam z sarkazmem w głosie.
- Od roku a nawet dłużej wiesz, że Robert będzie grał w innym klubie i nadal masz do niego pretensje?- mówiła patrząc w lustro a ono odbijało mój wzrok.- Wiesz wyjechałaś od tak, chyba należy się jakieś proste wytłumaczenie twoim przyjaciołom. Oni by za tobą w ogień skoczyli a ty…
- Dobra, nie kończ!- zaprotestowałam. Odwróciłam się w stronę Ani.- Pogodziłam się z tym, że mój brat będzie grał w innym klubie i uświadomiłam sobie, że zostawiłam tu dużo osób, które kocham. Ja się tylko boję, że sobie nie poradzę. Od tamtego momentu nigdzie nie byłam sama. Zawsze ktoś gdzieś mnie woził. Byłam uzależniona od Marco i Roberta a ja tak nie chcę, rozumiesz? Tylko zawsze jest ze mną ten bezgraniczny strach, to uczucie, że ktoś mnie śledzi, to wspomnienie, które nawiedza mnie w koszmarach. Nie przeżyłaś tego co ja, nie wiesz, jak to jest być skazaną tylko na siebie.- wzięłam głęboki oddech, powiedziałam to wszystko pod natchnieniem jakiś negatywnych emocji, które czają się na dnie mojego serca i wypływają w najmniej odpowiednim momencie.
Dopiero teraz poczułam łzę spadającą po policzku.
-Nikola…- pogładziła mnie po gołych ramionach i mocno przytuliła.- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Nie chciałam poruszać tego tematu.
-Nie ważne.-odchyliłam się, spojrzałam na Anię, jej twarz była zakłopotana.- Chyba się rozmazałam.- zaśmiałam się, by rozładować napięcie, które między nami powstało. Dłońmi przetarłam łzy spadające po moich policzkach.
-Nikola, jeszcze raz przepraszam cię.- powiedziała ściszonym i pełnym troski głosem.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Może kiedyś, ale nie teraz…- odwróciłam głowę w drugą stronę.
Na moment zapadła niezręczna cisza.
-Dobra zbierajmy się, bo za chwilę będzie tu Marco.-wypuściłam z płuc powietrze, które wydawało się, że jest tam od kilku lat, a przecież cały czas oddycham.- Poprawisz mi makijaż?
Ania była zdezorientowana, ale po kilku sekundach pewnie odpowiedziała:
-No tak, pewnie.
Stałyśmy przed wielkim lustrem, gładząc dłońmi nasze sukienki, które wyglądały jakby zostały uszyte specjalnie dla nas, specjalnie na ten jakże fajny dzień.
Pomyślałam, że mała czarna będzie pasowała na tą okazje, jak i na wszystkie inne. A przy okazji wyszczupla moją-ostatnio- zaniedbaną figurę. Czarna, obcisła, sukienka, która sięgała przed kolano jest idealna na każdą okazję. Do tego czerwone szpilki i usta pomalowane na kolor malin dojrzewających w letnich słonecznych promieniach. Odważne spojrzenie, pewny krok i każdy facet jest twój. Ale ja miałam już swojego faceta, któremu chciałam udowodnić, że jeszcze lepiej wyglądam w czarnej seksownej sukience niż w o wiele za dużych na mnie koszulkach.
Ania chodzący ideał, który miał mój brat. Wiem, że jeśli by tylko chciała mogłaby poskromić każdego samca Alfę na tej planecie. Szeroki, szczery uśmiech, którym obdarowywała każdego, który na to zasługiwał. Figlarne spojrzenie, pełne radości i niespożytej energii. Długie, zadbane nogi, które podkreśliły szpilki. A na koniec talia osy. Smukłe, wysportowane, pełne gracji ciało a na nim czerwona sukienka. Każdy to przyzna, nawet ślepy- Anna Stachurska-Lewandowska to piękna kobieta.
Chwyciłyśmy się za ręce i spojrzałyśmy w lustro. Uśmiechnęłyśmy się szeroko patrząc, jak nasze odbicie robi to samo. A potem popatrzyłyśmy się na siebie i już wiedziałyśmy co tej nocy będziemy robić- śmiać się, tańczyć, całować, pić i nie myśleć o konsekwencjach. Po prostu żyć!
-Nikola?! Ania?!- głos Marco dobiegał z dołu. Chwyciłyśmy torebki z komody i zeszłyśmy po schodach. Czułam się, jak jakaś światowej sławy modelka, na którą patrzą się wszystkie oczy na świecie a przecież stał tam tylko Robert i Marco, a może aż Marco?
Ujęłam spięte dłonie Marco, które opadały przy jego ciele.
-A…aa- nie mógł z siebie wyksztusić ani słowa.- Wyglądasz pięknie.
-Tylko dzisiaj?
-Zawsze.- pocałował mnie w usta.- Ale dzisiaj szczególnie pięknie.
-No to co idziemy siostra?- zapytał Robert z uśmiechem od ucha do ucha.
-Mhm…- pokiwałam głową.
Pięć miesięcy temu, prawie pół roku temu ostatni raz widziałam moich przyjaciół. I teraz od tak miałam wejść do domu Marco i powiedzieć wszystkim „cześć wróciłam” Niee, tak nie może być. Ania miała rację należą się im krótkie wyjaśnienia. Będę mówić po prostu „miałam drobne kłopoty i musiałam wrócić do Polski, ale teraz już jest wszystko w porządku” a kiedy będą się dopytywać czy naprawdę jest wszystko dobrze, z fałszywym uśmiechem będę potakiwać głową. Przecież nigdy już nie będzie dobrze…
Marco i Robert otworzyli nam drzwi, jak prawdziwi gentelmani. I jeszcze tylko, jeden mały kroczek i ich wszystkich zobaczę.
Kiedy weszłam od razu wpadłam w objęcia Mtsa, który nie mógł uwierzyć, że mnie widzi. Ucałował mnie w policzki i mocno przytulił szepcąc, że mam z nim zatańczyć. Nie pytał gdzie tak długo byłam. Po kilku chwilkach pojawienia się w domu didżej Auba zapowiedział, że pojawiły się gwiazdy wieczoru i jedna najjaśniejsza Nikola! Czyli ja! Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się najszerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam w odbiciu lustra szczotkując zęby. To trochę wyglądało, jakby wszyscy ustawili się do nas w kolejce aby przekazać nam prezent ślubny. Ja przytulałam kolejno każdego z nich, dotychczas byli częścią mojego życia w Dortmundzie i chciałabym żeby tak i teraz było. Miałam ochotę zabrać mikrofon naszemu zawodowemu didżejowi i krzyknąć głośno „kocham was!” i wcale nie daję gwarancji, że tego nie zrobię. Kiedy tylko trochę dłużej przytulałam się z jakąś osobą a w szczególności kiedy to był piłkarz Marco od razu reagował, chwytał mnie za talię i przyciągał do siebie, dając do zrozumienia koledze, że ja jestem tylko jego. Już nawet nie pamiętałam komu obiecałam pierwszy a ostatni taniec, ale miałam ochotę zatańczyć z każdym i to na najszybszych obrotach. A najpiękniejsze było to, że nie usłyszałam ani jednego pytania „gdzie byłam? „czy coś się stało?” „czy wszystko jest już dobrze?” Chyba jestem trochę przewrażliwiona, bo sądziłam, że od każdego usłyszę podobne pytanie a zamiast tego były dużo przyjemniejsze uściski.
Kiedy myślałam, że to koniec a Auba dał mi do zrozumienia, że ma mnie na oku i mam się za chwilę koło niego zjawić, pojawił się ten pan, który wiedział wszystko o wszystkich, nic nie umknęło jego spostrzegawczemu spojrzeniu i odbudował Borussie Dortmund.
-Mogę prosić panią do tańca?- zapytał trener dortmundczyków. Marco już otwierał buzię, żeby coś powiedzieć.- Marco nawet się nie sprzeciwiaj.- posłał mu groźne spojrzenie. A ja tylko się uśmiechnęłam i poszłam na środek parkietu trzymając Czarodzieja z Dortmundu za ramię. Już po chwili moje uszy usłyszały kąśliwy komentarz „uwaga! Czarodziej zaraz zaczaruje swoją zdobycz!” Dzisiaj wybaczam im każde słowo, jakie na mnie powiedzą, dzisiaj kocham każdego z nich! Nie myślałam, że można się tak stęsknić za nimi.
-A więc gdzie moja czapka?- zapytał wujek.
-Ups.- wzruszyłam ramionami.- Kupię wujkowi nową.
-I będziesz musiała przyjść na trening, żeby mi ją dać.
-Z miłą chęcią.- powiedziałam radośnie. Tańczyliśmy żwawo w rytm rozrywkowej muzyki, muszę przyznać, że wujek całkiem, całkiem dobrze sobie radził. Kątem oka widziałam mojego Blondyna, który niby prowadził interesującą rozmowę z Michitarjanem ale cały czas nas obserwował. Przecież to absurd, jak można być zazdrosnym o 47-letniego trenera klubu, w którym się gra, ale to Marco-tego nie ogarniesz.
-Dobrze, idź do swojego Blondyna, bo czuję, że zaraz nas zabije wzrokiem.- a jednak nie miałam złudzeń, trener też to zauważył. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i już miałam iść, kiedy niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i szepnął do ucha:
-I tak o tym porozmawiamy.
A ja na swoje nieszczęście wiedziałam o co chodzi, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować, nie dziś, nie teraz-potem, a może nigdy.
Kiedy szłam w kierunku Marco z promiennym uśmiechem natknęłam się na Matsa, który nie darowałby mi życia gdybym z nim teraz nie zatańczyła. Posłałam do Reusa tylko delikatny i przepraszający uśmiech. Wróciłam na parkiet tym razem z innym partnerem.  
Po drodze chwyciłam ze stolika kieliszek wódki, wypiłam ją za jednym zamachem, moja buzia wykrzywiła się w grymasie. Ale zabawa była niezapomniana.
Jako doskonała dziewczyna chciałabym powiedzieć, że tańczyłam tylko z moim chłopakiem, ale niestety tak nie było. Tańczyłam z każdym i sprawiało mi to ogromną radość. I nie robiłam tego z poczucia obowiązku, bo tak trzeba, bo należy im się, tańczyłam z każdym, bo chciałam, bo się za każdym z osobna stęskniłam, bo być może też chciałam utrzeć nosa Marco.
Nuri, Sokratis, Michitarjan, Seven, Sebastian, Kevin, Ilkay, Neven, Marcel… a potem tańczyłam z moim ulubionym Romkiem. Byłam w wyśmienitym nastroju do zabawy, do tańca. Pomiędzy występami na parkiecie jeszcze kilka razy zahaczyłam o stolik z napojami alkoholowymi. Rozmawiałam z Kubą o Lence i Agacie, kiedy podszedł do mnie Marco.
-Przepraszam.- skinął  głową w stronę Kuby.- Porywam ci ją tak jak inni to robili mi.- powiedział sucho.
W salonie, w kuchni, na tarasie impreza trwała w najlepsze. Ledwo znaleźliśmy ciszę w korytarzu. Oparłam się o ścianę z chytrym uśmieszkiem, biła ode mnie satysfakcja, czułam zazdrość Marco.
-Chyba się trochę upiłaś.
-Ale tylko troszeczkę.- powiedziałam, jak do małego dziecka. Marco oparł dłoń o ścianę, tak, że nie mogłam się wymknąć spod jego ciała. Po lewej miałam drzwi na pole a po prawej jego ramię i huk muzyki dobiegającej z salonu. Nasze usta dzieliły tylko kilka centymetrów a z czasem stały się to milimetry.
-Od teraz…- pocałował mnie.- Aż do wtedy…- pocałował mnie.-Kiedy uśniesz…- pocałował mnie.- Jesteś moja…- pocałował mnie.- I tańczysz tylko ze mną.- pocałował mnie.- I przytulasz się tylko ze mną.- pocałował mnie.- I całujesz się tylko ze mną.- wpił się w moje czerwone usta, kochałam jak to robił a ja tylko odwzajemniłam pocałunek topiąc się w jego ognistych ustach.
Resztę tego szalonego wieczoru spędziłam z nim, dokładnie tak jak chciał. Uśmiechał się od ucha do ucha, w duszy śmiał się triumfująco i mówił do każdego „ha! Teraz ja z nią tańczę!” Kiedy głośna muzyka ustała, a z głośników popłynęły delikatne dźwięki romantycznej muzyki Marco położył ręce na mojej tali a ja zaplątałam swoje dłonie wysoko na szyli mojego ukochanego, czułam, jak bije od niego satysfakcja. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, przytuleni do siebie. Podnosił głowę wysoko, jak paw uśmiechając się do każdego. Chciałabym żeby przestał. Chciałabym żeby przestał się tak chełbić tym, że mnie ma.
-Marco…- szepnęłam. Zwrócił uwagę na mnie i spuścił głowę w dół, by spojrzeć mi w oczy. Pocałowałam go tak namiętnie, jak nigdy. Nie oparł się mojemu czarowi i pocałował mnie równie namiętnie. Teraz to ja czułam wzrok tych wszystkich, z którymi tańczyłam na sobie, na tym co robimy. Ale uwagę odciągnął Robert, który ugiął kolano, położył na nim Anię i równie namiętnie pocałował. Wiedziałam, że mój Blondyn ma ochotę na to samo. Gdybym się na to zgodziła rozpętałaby się rywalizacja mojego brata i mojego chłopaka w tańczeniu i całowaniu sowich partnerek, a na to jakoś nie miałam ochoty.
-Nie, Marco.- szepnęłam ostrzegawczo. Reus spojrzał na nich, ale się poddał.
-No dobrze mój Świecie.- ucałował mnie w czoło. 
-Niech zakochani sobie tam tańczą.- Juregn zabrał mikrofon i rozpoczął swoją przemowę, mama nadzieję, że dziwnym trafem spojrzał na nas.- A ja chciałbym bardzo podzelować naszemu snajperowi Robertowi Lewandowskiemu! Brawa dla mnie nauczyłem się wymawiać jego nazwisko!- wszyscy zachichotali i zaczęli bić brawo i dla wujka i dla Roberta.- Ale teraz on zaczyna nowy rozdział w swoim życiu i przechodzi do Bayernu Monachium nie ukrywam, że nie jestem zadowolony z tego powodu no ale cóż, jak chce zasmakować porażki kiedy im dokopiemy no tam ją dostanie.- gorzko się zaśmiał.- A tak na poważnie, chłopcy czego życzymy Robertowi?!- zapytał.
- Wszystkiego co najlepsze!- Mats podniósł kieliszek w górę i sam go wypił.
-Tak właśnie Mats…- skomentował go Jurgen.- Tylko pamiętaj jutro biegamy!- na co Mats prawie przewrócił się o stolik.- Lewy życzymy ci wielu sukcesów, których nie osiągnąłeś z nami a jesteś w stanie je zdobyć. – uśmiechnął się szeroko, potem podeszli do siebie zamienili kilka zdań i uściskali się, jak ojciec z synem.- A przy okazji, że mam mikrofon chciałbym podziękować wszystkim piłkarzom, całemu sztabu szkoleniowemu, lekarzom, terapeutom, psychologom i oczywiście sobie hyhy  za cały ten sezon. Mimo tak wielu kontuzji, które spotkały naszych zawodników graliśmy na wysokim poziomie i byliśmy niezłym zagrożeniem dla przeciwnika. A co do wicemistrza Niemiec…- zapadła cisza, każdy wiedział, że to mistrzostwo należało się BVB a jak to w sporcie bywa… to wina sędziego! Tyle, że w tym przypadku była to prawda.-… dla mnie jesteście mistrzami i chciałbym, żebyście się sami tak czuli, bo na to zasługujecie!- rozległy się głośne brawa, za każde słowo wypowiedziane przez wujka.- A na koniec chciałbym przywitać dziewczynę, z którą chyba już każdy tańczył na oczach jej chłopaka, który pewnie w tej chwili w swojej bujnej wyobraźni celuje do nas z pistoletu. Brawa dla Nikoli, że wróciła i z nim wytrzymuje!- wszyscy bez wyjątku bili brawa, jak na rozkaz. Na każdej twarzy widniał uśmiech. A po chwili zaczęli głośno krzyczeć:
-Gorz-ko, gorz-ko, go-rzko!
Popatrzyłam w oczy Marco, które mówiły za jego usta „ nie ma innego wyjścia”.
Zamarliśmy w kilku sekundowym pocałunku. Wykorzystując do tego wszystkie komórki w naszym ciele. Zapomniałam o tych wszystkich oczach, które patrzyły się na nas, jak na ósmy cud świata i rozkoszowałam się pocałunkiem. Byłam w niebie...




Hej :) i znów przepraszam za tak długą przerwę :* Chciałabym podziękować tej z aska, która chyba najbardziej nie mogła się doczekać kolejnego rozdziału :) i sprawiła, że powstał :) Oczywiście dziękuję Wam za każde wyświetlenie i za każdy komentarz napisany pod ostatnim postem <3


I taki karzeł do niego podskakuje ;D

 



 Lewy: Tak, tak wiadomo Polki są najpiękniejsze! :*
 

wtorek, 1 lipca 2014

Dzień dobry, kocham Cię.



Oczami Nikoli:

- Anka! Nikola!- usłyszałam krzyk brata. Biegał po domu, jak oszalały ciągle wykrzykując nasze imiona.Wrzask, krzyk przeważnie kojarzy nam się z czymś złym, strasznym. Czasami jest dla nas, jak ostrzeżenie przed czymś bardzo złym- reagujemy natychmiastowo, uciekając, gdzieś gdzie poczujemy się w miarę bezpieczni. 
Krzyk Roberta nie zapowiadał nic złego. Zachowywał się jak małe dziecko, które zobaczyło pierwszą gwiazdkę za oknem i chce oznajmić całej rodzinie, że można już usiąść przy wigilijnym stole.
Zerwałam się z łóżka i po omacku zeszłam na dół, do kuchni. Byłam zła na Roberta, że budzi mnie tak wcześnie, przecież była dopiero 5 nad ranem. I ja, Śpiąca Księżniczka- tak nazywał mnie tata- musi wstać o tej porze, po długiej podróży. Kto by pomyślał…
- Chyba cię Bóg opuścił braciszku…- chamsko się z nim przywitałam przecierając oczy.- Jeśli nie jedziemy na Ibizę to ja wracam do łóżka.- zwróciłam się kierunku schodów.
- Na Ibize to sobie pojedziesz z Marco.- odparł.- Mam lepszego newsa.
Ja i Ania spojrzałyśmy na niego z zaciekawieniem a on irytująco się uśmiechnął. Nasze oczy wyglądały, jakby miały zamiar ucieknąć ze swoich miejsc. Jeszcze chwile powstrzyma nas w niepewności a przyrzekam, że coś mu zrobię.
- Kubie urodziła się córeczka.
- Co?! Aaaaaaaaaaaaa!
A potem to był wisk i pisk, mój i Ani.
-Ile ma? Jak się ma?- zapytała Ania z ogromną ciekawością.- Z Agatą wszystko w porządku?
- Skąd wiesz?- spytałam.- W ogóle gdzie oni są? W Polsce czy Dortmundzie?- wraz z żoną Roberta zalałyśmy go stertą pytań.
Po tym wszystkim co się stało w Polsce, zapomniałam o tych wszystkich, których tu zostawiłam. O moich przyjaciołach, którzy byli ze mną na dobre i na złe a ja tak po prostu ich opuściłam. Zapomniałam o nich, pogrążyłam się we własnej tragedii nie interesując się tym co dzieje się u nich. Jest mi wstyd za siebie, za swoje zachowanie…
- Oczywiście, że są w Polsce.- powiedział z lekkim oburzeniem, jakby to było dla wszystkich jasne.- Kuba nie wyobraża sobie, że jego dziecko mogłoby się urodzić gdzieś indziej niż w kraju. No ma na imię Lenka a z Agatą wszystko w porządku.- spojrzał na nas z zadowoleniem.- I tylko tyle wiem.- westchnął.
- Nawet nie wiesz ile waży? Ile ma wzrostu?- spytała Ania z lekką frustracją.- Nie spytałeś się Kuby?
- Nie no, kompletnie mi wyleciało z głowy.- spojrzał przepraszająco na swoją żonę.- Wiesz jaki on był szczęśliwy?
- No wyobrażam sobie.-szeroko się uśmiechnęła.- Potem pogadam z Agatą, ale jej zazdroszczę.
- Kochanie czy ty coś sugerujesz?
- Hah… nie. Chodź do łóżka.- upiła łyk mleka ze szklanki i zgrabnym ruchem zeskoczyła ze blatu stołu.
- Nie będę się sprzeciwiał.- jeszcze zdążyłam zobaczyć chytry uśmieszek mojego braciszka. Spojrzałam na nich bezradnie. No super, obudzili mnie, powiedzieli dobrą nowinę a teraz zostawili ze szklanką mleka i z własnymi rozterkami.
Otworzyłam szafkę, w której zawsze były jakieś słodycze, przeznaczone tylko dla mnie. Ania jako sportsmenka, autorka bloga o zdrowym stylu życia i żona jednego z najlepszych piłkarzy na świecie nie szalała za słodyczami, Robert też jakoś nie. Ale za to ja, bardzo. Wyjęłam moje ulubione czekoladowe ciasteczka z drobnymi kawałkami orzechów laskowych, wzięłam szklankę mleka i poczłapałam na górę.
Łokciem otworzyłam drzwi.
- Aa!- wydarłam z siebie krótki krzyk. W pierwszym momencie myślałam, że zobaczyłam ducha, potem nie wierzyłam własnym oczom aż w końcu uświadomiłam sobie, że to rzeczywistość.
Podszedł do mnie, wziął szklankę i pudełeczko ciasteczek-  odstawił je na półkę.
- Dzień dobry, kocham cię.- mocno mnie przytulił i pocałował w czoło. Stałam, jak słup soli. Chyba nie do końca wiedziałam co się dzieje. Odchyliłam głowę i zobaczyłam otwarte okno.- A tak, zapomniałem zamknąć.- spojrzał na nie.
- O Boże, nienawidzę cię.- uderzyłam go lekko w pierś a on objął mnie ramionami. Jakby chciał ochronić mnie przed czymś bardzo złym. Skuliłam swoje dłonie w małą piąstkę.  Spojrzałam w górę, w jego brązowe tęczówki. Zatopiłam się w nich, widziałam w nich uśmieszek i coś co sprawiało, że był dumny z tego co zrobił. Jakby był księciem na białym koniu, który właśnie obudził księżniczkę ze snu.
- A ja cię za to kocham.- skradł mi pocałunek, a potem następny i następny.
- Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłam.- oderwałam się od niego nie chcąc tego, ale tak musiałam zrobić. Musiałam mu pokazać, że nie życzę sobie takich niespodziewanych wejść. Usiadłam na łóżku po turecku. Ręką zaczesałam włosy do tyłu. A on w mgnieniu oka znalazł się przede mną. Zrobił to tak zwinnie, jak wampir.
- Przepraszam.- powiedział delikatnie uśmiechając się. Powinien żałować tego co zrobił a on zamiast tego cwaniacko się uśmiechał. Poczułam jego palce na mojej łydce. Starałam powstrzymać uśmiech, który chciał jak najszybciej wskoczyć na moją twarz.- Nie chciałem cię przestraszyć. Chciałem cię tylko zobaczyć.- wymamrotał.
Nie utrzymałam dłużej uśmiechu w ukryciu, wylał się na moją buzię, jak sok z wyciskanej pomarańczy. Nie utrzymałam też mojego pragnienia, tak bardzo chciałam go pocałować. Wręcz rzuciłam się na niego z namiętnym całusem. Był zaskoczony, ale po chwili oprzytomniał i obrócił mnie na plecy.
Całował mnie uśmiechając się.
Uśmiechając się całował mnie.
Jego oczy też się uśmiechały.
- Tęskniłam za tobą.- powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy.
- A jak myślisz dlaczego przyszedłem do ciebie nad ranem?- spytał.
- Bo twoje serce nie mogło już wytrzymać z tej tęsknoty a wręcz boleśnie pękało.- odpowiedziałam teatralnie.
- Tak właśnie było.- pocałował mnie namiętnie, ale jak dla mnie za krótko. Jego każdy pocałunek będzie dla mnie za krótki a rozstanie za długie. I pomyśleć, że będziemy mieszkać osobno.
Założyłam nogi na jego plecy. Rękami ciągle głaskałam jego twarz, kark i bawiłam się blond włosami, wiedziałam, że nienawidził jak ktoś to robił, nawet ja. Ale ja to uwielbiałam, uwielbiałam się z nim droczyć.
Marco tak nagle przestał mnie całować. Patrzył się na mnie i się uśmiechał. Delikatnie przesuwał swoją zewnętrzną stroną ręki moje kości policzkowe. Patrzyliśmy się na siebie i głupio uśmiechaliśmy się. To mi w zupełności wystarczało do szczęścia. Takie zwykłe leżenie z moim Blondynem, uśmiechanie się bez powodu i dotyk naszych ciał. Byłam w niebie, a nawet trzy metry nad niebem.
- Czemu się tak uśmiechasz?- zapytałam.
- A ty?
- Bo zniszczyłam ci fryzurkę.- powiedziałam chichocząc. Jednym ruchem ręki przejechałam mu po włosach, tak mocno, że one przyklepły do głowy.
Marco momentalnie spoważniał.
- Chyba się ogolę na łyso.- odparł, ciężko wydmuchując powietrze z ust. Jego głowa opadła na mój lewy obojczyk.
- Oj ślicznie wyglądasz.- rzekłam. Pogłaskałam go  kilka razy po włosach.
- Ale wiesz, że za to czeka cię kara?- spytał.
Czułam, jak obejmuje mnie w tali i podnosi do góry. Mimo tego, że długo nie trenował nie stracił tych swoich silnych bicepsów. Trzymał mnie a ja w rozkroku obejmowałam jego talię.
- Ale jaka?- zrobiłam duże oczy i spojrzałam na niego. Tym razem ja byłam w górze i patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
- Taka jaka powinna być kara.- odparł.- Brutalna, bezlitosna, straszna…- rzekł ściszonym, mrocznym głosem. Zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłam trochę głowę w prawo by miał do niej lepszy dostęp. Czułam, jak bije od niego namiętność i siła pożądania. Czułam ją prawie za każdym razem kiedy mnie całował, kiedy szeptał te miłe słówka. Ale wiedziałam, że ja mu nie dam tego czego on chce. Nie dam rady. Nie dam rady stanąć przed nim w samej bieliźnie, uśmiechać się do niego zachęcająco i mówić, że wszystko jest dobrze i, że tego chcę tak bardzo, jak on. Jeszcze nie teraz. Położyliśmy się na łóżku zostając w tej samej pozycji. Całował mnie po szyi co chwilkę przerywając i spoglądając na mnie, pewnie zadawał sobie pytanie czy tego chcę i wracał do całowania. To było przyjemniejsze niż wszystko inne co mnie spotkało. Żadne słodycze nie były słodsze niż jego pocałunek. Ja tego pragnęłam… ale wiedziałam, że teraz nic z tego nie będzie a on nie i tu był problem. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas.
Poczułam, jak jego palce dotykają mojego uda. Przeszedł po mnie lekki dreszczyk, jakby mrówki chodziły po moim ciele. Zdrętwiałam.
Marco przerwał. Już nie całował mnie tak namiętnie, jak kilka sekund temu, jego dłonie nie dotykały moich ud, jego ciało nie przylegało do mojego. Leżeliśmy obok siebie. Tak po prostu leżeliśmy, nic nie mówiąc.
Zrozumiał o co chodzi. Zrozumiał dlaczego nie całowałam go tak namiętnie jak on mnie. Zrozumiał dlaczego zdrętwiałam. On to wszystko zrozumiał.
- Kochany jesteś…- wyszeptałam i mocno się do niego przytuliłam opierając głowę do klatki piersiowej. Tylko poczułam, jak mnie obejmuje i ciężko wzdycha.
- Czemu ja w ogóle z tobą jestem?- spytał ironicznie.
- Bo jestem miłością twojego życia.- odpowiedziałam uśmiechając się i jeszcze mocniej przywarłam do niego.
Ucałował mnie w czoło.
- Nikola, dzisiaj po południu jest impreza u…- usłyszałam głos Roberta, który zbliżał się do mojego pokoju.
- U mnie.- dokończył Marco szepcąc do mojego ucha.
- U twojego Blondyna.- drzwi zaczęły się otwierać.- Oo o Marco.- wiedziałam zaskoczoną minę mojego brata, chciało mi się śmiać, ale jakoś się powstrzymałam.- Dobra rozumiem.- powiedział spokojnym głosem.- A nie, nie rozumiem, ale wam nie przeszkadzam.
Kiedy Robert zamknął drzwi wybuchliśmy śmiechem. Czuliśmy się, jak małe dzieci przyłapane na gorącym uczynku. 




Hej :) Taki trochę smutny dzień, 1 lipca Robert Lewandowski będzie uczestniczył w oficjalnej konferencji prasowej w Bayernie Monachium. Nie wiem, ja dla Was ale dla mnie to kompletna załamka ;'c Nad  czarno-żółtą "9" zawsze będą widzieć nazwisko LEWANDOWSKI i żaden piłkarz, który dołączy do rodziny BVB mi Go nie zastąpi ♥
Lewandowski jest tylko jeden ♥
A co do bloga to mam nadzieję, że się podoba :*




DANKE ROBERT!