Translate

czwartek, 27 marca 2014

Sposób na samobójstwo.

Oczami Marco:


Siedząc w salonie u Roberta już wiedziałem, że jest coś nie tak. Czułem, że chodziło o Nikole. Tylko co mogło się stać? Miała wypadek? Wyjechała gdzieś? Uciekła ode mnie? Te pytanie ciągle krążyły po mojej głowie. Najbardziej się bałem, że coś się jej stało, wypadek, porwanie, gwałt... wszystko tylko nie to. Mogłaby uciec ode mnie, wyjechać byleby żeby żyła i była szczęśliwa.
Przez okno dostawały się promienie ciepłego, marcowego słońca. Była piękna wiosenna pogoda. Nawet nie pamiętam, jak obchodziłem pierwszy dzień wiosny. To było 21 marca hmm... był trening na świeżym powietrzu, potem kilka godzin się przespałem i rozmawiałem z Mario na skype. Dla mnie to był zwykły normalny dzień, gdyby była ze mną Nikola pewnie poszlibyśmy na długi spacer a potem zjedlibyśmy romantyczną kolacje.
-Marco tylko się nie denerwuj...-ze wspomnień wyrwał mnie Robert, który wrócił z łazienki. Miał przerażony wyraz twarzy. Teraz byłem pewny, coś się stało.
-O co chodzi?
-Moja siostra, znaczy się Nikola ona...
-No co do cholery? Co Nikola?- spojrzał na mnie ze współczuciem.
-Została porwana, nie ma jej...
-Mój Świat...- czułem jak moje nogi się uginają, bezwładnie usiadłem na kanapie. Przypomniał mi się widok Nikoli przez kamerkę, uśmiechnięta, delikatna twarz, duże oczy... Uśmiechnąłem się do wspomnień. To był uśmiech przez łzy. Do moich oczu napływały łzy, ale nie płakałem. Nie mogłem, musiałem racjonalnie myśleć. Co się wydarzyło? Kto mógł to zrobić? Co mi mówiła tego ranka?
-Ale, ale co się stało?-sklecenie tego pytanie wydawało mi się czymś trudnym, znacznie trudniejszym, niż strzelenie bramki czy obkiwanie przeciwnika.
-Policja już ustaliła, że około 16-stej wyszła od Karoliny a około 16.30 była na pasach przy ulicy Jana Pawła II, bo fotoradar w tym momencie robił zdjęcie przejeżdżającemu samochodowi i ona też tam się znalazła. Mama powiedziała, że pewnie szła do Biedronki na zakupy. I tu ślad się urywa...
-Jak się urywa? Co nie była w Biedronce?-tysiące pytań mi przyszło do głowy a tylko te dwa zdołałem zadać.
-W drodze do niej prawdopodobnie została porwana...
-Jprd...
Miałem jedno serce, ale w tym czasie biło tak szybko jak milion serc na raz.
-Jadę do Polski.- nie myślałem, chciałem działać. Chwyciłem swoją kurtkę i już kierowałem się w stronę drzwi.
-Marco nie możesz!- niestety Lewy mnie powstrzymał.
-Mogę! Wszystko mogę...
-Nie możesz. Mamy treningi, w środę grasz z Realem!- mocno chwycił mnie za barki.
-W dupie mam mecz! Muszę ratować Nikole! Twoją siostrę nie rozumiesz!?- potrząsnął mną.
-Nigdzie nie jedziesz i koniec.
-Robert nie zachowuj się, jak dziecko. Nie będziesz mi rozkazywał.- wyrwałem się z jego doni.
-Ja nie, ale Jurgen tak. Pojedziesz do Warszawy i co? Będziesz litował się nad samym sobą?
-Nie. Zrobię coś.
-Co??
-Nie wiem, jeszcze.
-No właśnie. Także siadaj na dupe i jeszcze raz pomyślmy.
Myśleliśmy tak przez dwie godziny. Anka zrobiła nam kanapki i zaczęła rozmowę, bo my głównie myśleliśmy i milczeliśmy. Po kilku sprzeczkach i przekleństwach ustaliliśmy, że głównym podejrzanym może być jakiś tam Adam, którego ja wcale nie znałem. Podobno był zabójczo zakochany w Nikoli, ona go zostawiła i przyleciałam do Dortmundu. Zazdrosny facet porywa ukochaną, dziewczynę, której nie widział przez dwa lata. Historia, jak z filmu. Nie wiem czy do końca w nią wierzyłem.
Późnym popołudniem Anka zawiozła nas na trening.


Oczami Nikoli:


Tak bardzo chciałabym teraz znaleźć się w ramionach Marco. Przytulić i zasnąć. W tym miejscu, w tej sytuacji dopiero sobie uświadomiłam, jak bardzo go kocham, tęsknie za nim i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Chcę żeby tu był! Tu i teraz! Te słowa, ten głos rozsadzał moją głowę. Nie mogłam się od niego uwolnić.
Leżałam na tym łóżku, jak zdechły pies, który potrzebuje opieki. Adam przychodził od czasu do czasu dawał coś do picia, ale nie chciał już rozmawiać, nawet moje słodkie oczka na niego nie działały. Był wściekły za to jak go ostatnio podpuściłam. Na szczęście mnie nie bił. Tylko raz podniósł dłoń, ale powstrzymał emocje.
Nie mogę pozwolić żeby mnie tu tak trzymał, jak swoją niewolnicę. Muszę coś zrobić. Mama się pewnie bardzo martwi, na pewno zadzwoniła po policję, a oni mnie szukają. Ale nie mogę polegać tylko na moich bliskich, policji muszę polegać na sobie. Muszę zacząć działać. Obmyślić jakiś plan ucieczki. Chociażby się nie udało to będę dumna z siebie, że chociaż próbowałam, coś robiłam a nie tylko czekałam na pomoce zewnątrz. Hmm... plan, przydałby mi się jakiś plan.
Muszę zacząć myśleć. Zapomnieć o ranach, które mam na nadgarstkach i nogach. Zapomnieć o sercu, które tak mocno bije dla Marco, zapomnieć o moim Blondynku. Będzie ciężko, ale muszę spróbować.
Nie ma żadnych szans żeby Adam mnie dopuścił do kuchni po jakąś ostrą broń. Nawet jeżeli podam mu pretekst, że zrobię nam coś do jedzenia... nie, na pewno mnie tam nie puści, nie jest aż tak głupi. Może powinnam rzucić na niego telewizor? Chciałabym... ale takie sceny to tylko w filmach z nieśmiertelnymi bohaterami, którzy potrafią przerywać ostre druciki na nogach i rękach. To może skok przez okno? Nie, okna nie mają klamek już sprawdzałam. A gdybym jakimś cudem rozbiła szybę to i tak szybciej bym zginęła, a tego nie chcę. Głośne krzyczenie też nic nie da.
Łazienka. Co by było gdybym sobie coś zrobiła? Zrobiłby mi opatrunek domowej roboty czy zawiózł by mnie do szpitala? Miałam jedno wyjście, spróbować... W szafce po prawej stronie lustra widziałam żyletki i mnóstwo leków. Pociąć się... Zawsze uważałam, że ten kto się tnie jest słaby. Poddaje się, nie próbuje walczyć. A życie nie polega na tym aby się poddawać, trzeba walczyć. Czasami ze samym sobą, ze swoimi słabościami, uzależnieniami ale zawsze trzeba walczyć. I ja właśnie zaczęłam to robić. Walczyć o swoje życie.
Zatruć się lekami... dość ryzykowny sposób. Jeżeli połknę kilka pastylek na raz mogę zasnąć na wieki, ale przynajmniej się uwolnię od tego psychopaty. Ten "sposób" mojej ucieczki jest bardziej pewny. Jak mnie zauważy nieprzytomną zawiezie mnie do szpitala. I w ten sposób mogę dostać się między ludzi, dobrych ludzi.
Teraz mój rozsądek musi wybrać pomiędzy sposobem dobrego "samobójstwa".
.





CZYTASZ=KOMENTUJESZ!



Mam autograf od Emmy!! I autobiografie Roberta Lewandowskiego!! :D Nawet nie wiecie jak się cieszę :D Kto ma jeszcze autograf? :)

czwartek, 20 marca 2014

Mam się poddać? Nie, nigdy.

Oczami Marco:


No Nikola odbierz do cholery... modliłem się w myślach. Już od pół godziny próbuję się do niej dodzwonić i nic. Zaczynam się poważnie martwić. Spróbuję jeszcze raz... Nadal nic. Sygnał jest, ale nic po za tym. Pewnie jest w szpitalu i wyciszyła telefon, albo po protu z jakiegoś innego powodu go wyciszyła. Może plotkuje z przyjaciółkami albo coś...
Usiadłem przed TV i zacząłem pstrykać pilotem. Te beznadziejne seriale są na wszystkich kanałach! Reklamy, reklamy, reklamy... oo powtórka meczu MU. Przynajmniej tyle. Wygodnie usiadłem na kanapie, nogi wyłożyłem na stolik i z zażyłością przyglądałem się grze Czerwonych Diabłów. Rooney hmm... jest całkiem dobry, nawet bardzo.
Kurde ciekawe z kim zagramy w ćwierć finale Ligii Mistrzów. Jakoś nie mam ochoty grać z Barceloną czy Bayernem, Menchester United też mi nie leży. Real Madryt raz już pokonaliśmy, nie wiem czy drugi raz damy radę.
-Marco! Weź się w garść! Zachowujesz się, jak baba. Boisz się przeciwnika...- pouczyłem siebie w myślach. Walnąłem sobie ręką w głowę. Powróciłem do oglądania meczu. Starałem się nie myśleć.
Hmm... ciekawe co robi mój Świat. Czemu nie odbiera? Mieliśmy jeszcze wczoraj porozmawiać na skype. Tęsknię za nią. Nie mam szóstego zmysłu ani kobiecej intuicji ale mój rozum podpowiada mi, że coś się dzieje, coś jest nie tak. Może miała wypadek? A jak leciała samolotem do Dortmundu i wydarzyła się jakaś katastrofa? Boże nigdy bym sobie tego nie wybaczył... Rzuciłem pilotem o podłogę. Wyładowałem na nim całą swoją złość. Znów zacząłem za dużo myśleć. Wszystkie czarne scenariusze snuły mi się w głowie. Jakby to była jakiś horror... Niech to się już skończy.
Nie wytrzymałem, zadzwoniłem jeszcze kilka razy do Nikoli a potem do Roberta. Nikola nie odebrała, a Lewy mnie uspokoił. Chyba trochę mi przeszło. Przecież nie mogłaby zniknąć od tak. A jej mama na pewno wszystko wie, pewnie siedzą sobie razem przy kominku i popijają winko, gadając o czymś. Może o nas? Może opowiada o mnie? O naszym związku? Bardzo możliwe... Nie potrafiłem usiedzieć w domu na czterech literach. Spakowałem swoją torbę treningową i pojechałem prosto na SIP. Ochroniarz wpuścił mnie bez problemów. W pustej szatni przebrałem się w czarno-żółtą koszulkę i czarne spodenki z żółtymi paskami po bokach. Dostałem go na pierwszym treningu BVB. Doskonale pamiętam ten dzień. Spełnienie moich marzeń. Weszliśmy z Mario na stadion takim niepewnym krokiem, jakbyśmy szli na rozpoczęcie roku szkolnego. Wszyscy piłkarze stali w równym szeregu i patrzyli prosto przed siebie. Na murawę pewnym krokiem wszedł Jurgen. Wszyscy pokazali znak Hitlera i stanęli na baczność. Byliśmy przerażeni. Podobno wyglądaliśmy, jak śmierć. Po kilku sekundach wszyscy wybuchli śmiechem. Zaczęli się nam przedstawiać i śmiać się, tak na przemian. Na szczęście na naszych twarzach, mojej i Mario wkrótce też pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Uwielbiam wspominać tamten dzień.
Z takim samym uśmiechem, jak wtedy, pewnym krokiem wbiegłem na murawę. Panowała błoga cisza. W powietrzu można było poczuć smak porażek i zwycięstw.
Przed wejściem, jak zawsze stał wózek z piłkami. Wysypałem wszystkie piłki i zacząłem kopać. W większości strzelałem gdzie popadnie, ale próbowałem trafić w bramkę. Musiałem na czymś się wyżyć.


Oczami Nikoli:


-Mogę chociaż iść się wykąpać?-zapytałam twardym i stanowczym głosem.
-Nie.- odpowiedział jeszcze bardziej zdecydowanym i trochę groźnym głosem niż ja.-O popatrz ty się.- wyciągnął z kieszeni swojej kurtki mój telefon. W tym momencie chciałam wydrapać Adamowi oczy.- Hohoho... Mrcio do ciebie dzwonił.- dokładniej przyjrzał się ekranowi.- O niee... przepraszam Marcio, nie M-A-R-C-O.- przeliterował imię. Znałam je już na pamięć! Chciałam wstać, uwolnić się z tych przeklętych drucików na rękach, nogach i przywalić mu porządnie w krocze, tak żeby zwijał się z bólu.- On cię chyba kocha.- barwo za spostrzegawczość.- Chłopak się martwi, aż 13 razy dzwonił.- uklęknął przede mną.- Co? Pewnie tęskni?- spojrzałam w jego brązowe oczy. Był wściekły.- Ja też tęskniłem. Nauczyłem się żyć bez ciebie. On też się nauczy.- w tych oczach widziałam zło i coś jeszcze. Miłość. On mnie kochał...
-Adam...- zaczęłam łagodnym i spokojnym głosem.- Przecież my, nie mielibyśmy przyszłości. Od zawsze traktuję cie jak brata.
-To dlatego się ze mną przespałaś??
-To był alkohol, byliśmy pijani, w czasie imprezy. Sam wiesz jak było...- spuściłam głowę.
-Tak, doskonale pamiętam.- chwycił mnie za dłoń, delikatnie zaczął ją głaskać.- Miałaś na sobie czerwno-szarą sukienkę, bez ramiączek. Do tego czarne szpilki. Usta miałaś delikatnie czerwone. A włosy... Miałaś tak, jak uwielbiałem. Spięte w kok. Idealnie odsłaniały twoją szyję i obojczyk. Byłaś taka piękna, delikatna, bezbronna a za razem kusząca. Tamtej nocy... kochaliśmy się. Nie wmówisz mi, że to wszystko wydarzyło się przez alkohol.
-To było pożądanie. Zerwaliśmy ze...
-Ty ze mną zerwałaś, bo potrzebowałaś czasu.- poprawił mnie. Nadal głaskał moją dłoń.
-Tak. To ja z tobą zerwałam.- nie chętnie się przyznałam.- Ale tamtej nocy, tęskniliśmy za sobą, trochę wypiliśmy a nasze ciała pragnęły się.
-Nikola a teraz? Teraz mnie nie pragniesz?- mówił dramatycznym głosem. Moją dłoń przyłożył do swojej piersi, czułam jak szybko i mocno bije jego serce. Zaczął rozplątywać mi drucik na rękach. Miał takie smutne oczy, prawie płakał a przecież był twardzielem. Nie wiem jakim sposobem, ale moje ręce rozpięły jego kołnierzyk a potem jeszcze kilka guzików od jego bordowej koszuli. Był przystojny... taki męski. Na brodzie widać było już delikatny zarost, ale to mu tylko dodawało jeszcze więcej seksapilu. Na szyi poczułam jego głodne, mojego ciała usta. Odciągnął się ode mnie, przykucnął przy stopach i zaczął rozplątywać kolejny drucik. Już po kilku sekundach poczułam ulgę. Byłam wolna, prawie... Chwycił mnie za talię i zsunął z poduszek, na których się opierałam, wylądowały na podłodze. Całował mnie po szyi, obojczykach. Nie dopuszczałam aby całował mnie po ustach, nigdy. To miejsce jest zarezerwowane, jak kilka innych również.
Na biodrach poczułam jego dłonie.
-Zimne masz dłonie.-szepnęłam.
-Wiem, przepraszam.
Powoli podnosił mój top do góry.
-Adam nie.-sprzeciwiłam się.
-Proszę...-błagalnie do mnie szepnął. Delikatnie dotykał moich pleców, brzucha...
Czułam, że mnie pragnie, jak nikogo innego. Pomyślałam teraz albo nigdy. Zrobiłam to samo co przedtem. Wymierzyłam mu solidnego kopa w klatkę piersiową. Przewrócił się o oparcie kanapy i runął, jak długi na doniczkę z kwiatkiem. Na chwilę chyba stracił przytomność. Nie myśląc długo szarpnęłam o drzwi wyjściowe, cholera były zamknięte. W pobliżu nie widziałam żadnych kluczy. Na szafce leżał mój telefon czym prędzej go zabrałam. Adam powoli odzyskiwał przytomność. Co ja mogłam zrobić? Zaczęłam panikować. Skoczyć przez okno? Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale jak mała dziewczynka zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro, cała się telepałam. Miałam drgawki. Oczy podpuchnięte... Nerwowo zaczęłam szukać w kontaktach Marco. Jest!! No to dzwonimy... Cholera o co chodzi? No tak, Adam wyciągnął kartę SIM. Już po mnie.-pomyślałam. Moja strategia poszła na marne. Poddać się? Raczej nie mam innego wyjścia. W łazience nie ma żadnego okna, tylko lustro z okropnym odbiciem. To jest łazienka. Hmm... a więc w szafce mogą być żyletki a jak nie to ostre szkło lustra...


Przepraszam, że musieliście tyle czekać na nowy rozdział :* No ale miałam odprwe przed meczem no a potem zawody! <3 Zawody z unihokeja, finał województwa. Możecie być ze nie dumni :) wraz z drużyną zdobyłyśmy brąz! <3 Tylko jeden mecz o złoto przegrałyśmy ;c no ale cóż taki jest sport. No a nasza Borussia jest w ćwierć finale LM :D <3 Ciekawe na kogo wypadnie w losowaniu. ;)

DODAJ KOMENTARZ NAWET Z EMOTKĄ! <3







niedziela, 16 marca 2014

"Bo się za tobą stęskniłem..."

Oczami Nikoli:


Ałaaa... moja głowa. Obudziłam się z okropną migreną i bólem. Co mnie bolało? Wszystkie części ciała. Kompletnie nic nie pamiętam. Tylko ciemność...
Obudziłam się w jakimś pokoju. Był przytulny. Ściany były pomalowane na ciepły żółto-pomarańczowy kolor. W kącie stała duża szafa, zapewne na ubrania. Po lewej stronie ustawione były dwie półki, a na nich stały jakieś obrazki, figurki. Po prawej było okno. A raczej go nie było, zasłaniała go ciemna żaluzja. Ała! Moje ręce. Były obwinięte cieniutkim lecz mocnym drucikiem. Czułam jak mi się wbija w skórę. Zaraz obok łóżka były drzwi. Po chwili namysłu wstałam. Jednak nie zrobiłam ani jednego kroku i upadłam. Uderzyłam o kant szafki. Na dywanie zobaczyłam tylko czerwoną plamę. Nagle drzwi zaskrzypiały.
-I po co to robiłaś?- to był mężczyzna. Miał ciepły lecz twardy, miły głos. Chciał chwycić mnie za ramię, ale dałam mu do zrozumienia, że sama sobie poradzę.-Jak zawsze samodzielna...-szepnął i wyszedł. W tym czasie jakimś sposobem wgramoliłam się na łóżko. Chciałabym cokolwiek zrobić...
-Masz pij..- wrócił i przystawił mi do ust szklankę z wodą. Ujrzałam jego twarz...
-Dlaaaczzegooo?!-krzyknęłam a on znów wyszedł.
Na szczęście, może nie szczęście zaraz wrócił. Wziął krzesło, które stało przy biurku i usiadł przede mną. Zaledwie kilkanaście centymetrów od mojej twarzy...
-Rozwiąż mnie.- zażądałam.
-Nie mogę...-spojrzałam na niego łagodnym wzrokiem.-Chcę ale nie mogę.
-Proszę... ręce mi puchną.- delikatnie chwycił moje dłonie i lekko poluzował drucik. Chociaż to...
-Jesteś taka piękna...- przytrzymał mój podbródek i zmusił abym spojrzała mu w twarz. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Tylko tyle zdołałam zrobić.
-Dlaczego mi to zrobiłeś?- powtórzyłam pytanie.
-Bo się za tobą stęskniłem...- odpowiedział chłodnym głosem.
-Ale tak nie można, zabierać ludzi prosto z ulicy.
-A można wyjeżdżać bez słowa wyjaśnień?- wstał z krzesła i rzucił nim o podłogę. Przeraziłam się.- Przespałaś się ze mną i to koniec! Zero wyjaśnień, nawet nie chciałaś ze mną rozmawiać. Tylko postanowiłaś, że wyjedziesz. Uciekniesz ode mnie!- czułam jego zimne spojrzenie na swoim ciele.
-To nic nie znaczyło...- powiedziałam tak cicho, że chyba ledwie mnie usłyszał.
-Znaczyło...- w jednej sekundzie znów znalazł się blisko mnie.- Bardzo dużo znaczyło.- chwycił mnie za szyję i próbował pocałować. Złączyłam nogi, podniosłam je jak najbliżej klatki piersiowej i kopnęłam go w brzuch z całej siły. Upadł i uderzył o tą samą szafkę co ja przedtem. Spojrzał na mnie surowym wzrokiem... Szybko się ogarnął i podszedł do mnie. Chwycił moje dłonie i mocno ścisnął drucik, aż syknęłam z bólu. Wyszedł, słyszałam tylko, jak zamyka drzwi na klucz.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Moje łzy lały się, jak wodospad. Nie wiedziałam co myśleć. W takich chwilach się nie myśli, a przynajmniej w moim wypadku. Ja tylko potrafiłam płakać. Zawsze mi to najlepiej wychodziło.
"Bo się za tobą stęskniłem..."
Te słowa szumiały w mojej głowie.
"Bo się za tobą stęskniłem..."
"Bo się za tobą stęskniłem..."
Powtarzały się kolejno, jak refren w piosence.
Chciałam je wyrzucić z mojej pamięci.


Oczami Marco:


Jak fajnie wrócić na stare śmietnisko. Nie SIP nie było śmietniskiem. To mój drugi dom. Tam się cieszyłem kiedy zwyciężaliśmy z BVB tak płakaliśmy kiedy przegrywaliśmy. Tam przepraszałem Nikolę... Tyle rzeczy tam się wydarzyło, aż trudno zapomnieć.
-Reus nie widzisz Lewy był wolny!!- zaczął krzyczeć trener.
Czas skończyć myśleć a czas zacząć solidnie trenować. Co prawda nie grałem przeciwko Borussii Mönchengladbach ale czuję się tak samo przegrany, jak pozostali. Musimy zacząć solidnie trenować, logicznie myśleć do kogo podajemy i jaką mamy taktykę. Czy wgl. ją mamy... Nagle trener zawołał nas do siebie.
-Chłopaki zbliża się rewanż z Zenitem.-przeleciała wszystkich wzrokiem.-Musimy go nie tylko wygrać ale pokazać też się z mocnej strony, jako solidny zespół. Nie możemy być, aż tak ślepi, że prawie podajemy piłkę wrogowi.-mówił to co całej drużyny ale czułem, że kieruje to do mnie.- Starajmy się wykorzystać ten czas kiedy mamy jeszcze Roberta i dużo mu dośrodkowywać.-poklepał Lewego po ramieniu.-To mam nadzieję, że się będziecie chociaż starać.-posłał do nas swój niezawodny uśmiech.-To teraz tak: dobieramy się w trójki, jeden do środka i krótkie, szybkie podania.-wyjaśnił kolejne żmudne ćwiczenia.-No już!Jużż!!- zaczął nas poganiać. Po kilku sekundach wykonywaliśmy kolejno ćwiczenia. Potem szliśmy sam na sam na bramkarza, ale tylko nie licznym udało się strzelić. Roman miał dzisiaj dobry dzień. Pod koniec treningu spędziliśmy godzinkę na siłowni.
Nie wiem dlaczego, ale wracając do domu cały czas się uśmiechałem. Miałem nadzieję, że kolejny raz ujrzę mój Świat.


----------------------------------

Kaaa buum!! Jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności ;) Ale już niedługo wyjdzie wszystko na jaw...
Proszę o komentarze, one na prawdę dodają mnóstwo otuchy i dają takiego pozytywnego kopa na przód! ;D <3




Bohaterowie

W środku opowiadania postanowiłam dodać zdjęcia bohaterów =D Wiem, wiem jestem wspaniałomyślna ;*



Nikola "Lewa" "Świat" (nazywana tak przez Marco) Lewandowska. Młodsza siostra Roberta. Ma 21 lat. Interesuje się wszystkim po trochę. Na razie nie ma calu w życiu. Żyje aby spełniać marzenia. Spełnia marzenia aby potem móc wspominać.



Karolina Zawadzka ma 20 lat. Jest najlepszą przyjaciółką Nikoli. Uwielbia fotografię i kocha podróże. Ma wiele planów na swoje jedno życie, ale dopiero kilka zrealizowała. Obecnie singielka, ale myślę, że niedługo to się zmieni.



Adam Kościuszko pierwszy chłopak Nikoli. Chodzili razem do gimnazjum. Ma 22 lata. Jest zaborczy i pamiętliwy. Nadal czuje coś do Nikoli...



Tego pana to wszyscy znają. Marco Reus "Blondynek" 24 lata. Gra w niemieckim klubie Borussia Dortmund. Szaleńczo zakochany w Nikoli Lewandowskiej.



Robert i Ania Lewandowscy. Robert "Lewy" to starszy brat Nikoli a Ania jest jej przyjaciółką. Robert ma 25 lat i obecnie gra w Borussi Dortmund ale od 1 lipca zostanie piłkarzem Bayernu Monachium. :(



I cała Borussia Dortmund ♥


No to tak wyglądają główni bohaterowie :) Mam nadzieję, że będziecie mogli sobie lepiej wyobrazić niektóre scenki.

piątek, 14 marca 2014

Twoje kłopoty rosną a sytuacja się zmienia.

Oczami Nikoli:


Leniwie spojrzałam na zegarek była 10-ta. Promyki słońca pukały do mojego pokoju. Zapowiadała się piękna, wiosenna pogoda. Nic tylko żyć i nie umierać! Chciałabym tak normalnie wyjść ze znajomymi. Pośmiać się, powygłupiać, powspominać stare czasy. Hm… wspomnienia cudowna rzecz. Szukamy w myślach te wszystkie zdarzenia, które przeżyliśmy i wywołały na nas jakie kolwiek emocje. W swoich myślach zawsze wracam do przeszłości- wspominając i do przyszłości- marząc. Marzę, aby potem móc wspominać.
Bawiłam się telefonem, leżąc na łóżku i beztrosko patrząc przez okno. Pasowałoby już wstawać, ale jakoś nie miałam ochoty. Nagle poczułam wibracje i usłyszałam dzwonek komórki. Na wyświetlaczu pojawiło się Iimię mojego braciszka.
-No hejka.- zaczęłam naszą rozmowę.
-Dzieńdoberek.
-Czy ty zawsze masz dobry humor?
-Taki się już urodziłem… Myślałem, że przyjedziesz z Marco.
-Ehh… Może za tydzień przylecę.
-„Może”?
-No raczej na pewno.
-No wiesz brakuje nam tu ciebie.
-Przecież i tak nic tam nie robiłam.
-Nic?? A kto sprawił, że telewizor nie czuł się już samotny a lodówka była na chwilę pełna?
-Hah… no tak.
-Nawet trenerowi ciebie brakuje a chłopakach nie wspomnę.
-Też za nimi tęsknię.
-Trochę byli na ciebie wkurzeni, bo się nawet z nimi nie pożegnałaś.
-A pfff… spieszyłam się… Sam wiesz jak było.
Z Robertem rozmawiałam jeszcze z pół godziny. Jak na faceta to był bardzo rozmowny i wygadany. Raz tylko zaniemówił, na własnym ślubie na widok Ani. Na szczęście oprzytomniał i wypowiedział uroczyste „tak”.
Ledwo zwlokłam się z łóżka. Z walizek, które jeszcze stały na podłodze z ciuchami, wybrałam zwykły top, jensy i ciepłą bluzę dresową. Poszłam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic. Lekki dreszczyk przeszedł po moim ciele. Kiedyś w lustrze widziałam pewną siebie dziewczynę, optymistycznie nastawioną do życia. A teraz? Dziewczynę, która ma problemy i chętnie by od nich uciekła.
Na twarz nałożyłam fluid i trochę pudru. Oczy podkreśliłam czarną kredką i maskarą. Włosy związałam w koński ogon. Na dnie kosmetyczki znalazłam dwie wsuwki, którymi przypięłam odstające kosmyki. Wow… wyglądałam, jak człowiek.
Jak zawsze w kuchni krzątała się mama i pewnie już gotowała coś na obiad.
-Cześć mamo.- przywitałam się.
-Dzień dobry. Zjesz coś?- oderwała się od garnków i spojrzała na mnie.-No pewnie, że zjesz.- wyręczyła mnie z odpowiedzi. Chyba wiedziała co jest dla mnie dobre.
-Pomóc ci dzisiaj w czymś?- zapytałam. Usiadłam przy stole na kiedyś ulubionym miejscu taty a teraz moim.
-Mhm… Jak byś mogła to zrób zakupy.- opowiedziała i na stole postawiła chleb i ntelle. Widziałam, że wyjmuje coś jeszcze, dlatego krzyknęłam:
-Nie! Ja sobie tym pojem.
W kwadrans przeżułam te kanapki i zniosłam ciężki wzrok mamy na mnie. Wyglądała jakby najchętniej sama mnie porządnie nakarmiła.
-Tutaj masz listę zakupów.-podała mi świstek papieru.
-No to najpierw pójdę odwiedzić Karolinę, trochę z nią posiedzę a potem zrobię te zakupy.-przedstawiłam mój plan mamie. Tylko pokiwała głową, że się zgadza. Po jej minie i zachowaniu już widziałam, że zaraz zacznie się kolejne "przesłuchanie" dlatego szybko uciekłam do sąsiedniego pokoju, w którym był laptop. Zalogowałam się na fb. Nie byłam tam już chyba wieki. Nie wierzę, Dawid, z którym chodziłam do gimnazjum nie jest singlem! Otworzyłam oczy ze zdziwienia... Oliwia zrobiła kolejną sesję zdjęciową w stylu "zrobię głupie miny i na pewno ludzie dadzą mi like". Nikt kto byłby ciekawym rozmówcą nie był dostępny, tylko Adam, ale z nim to nie miałam ochoty pisać. Potem przeglądnęłam besty, ale jakoś nic mnie nie rozśmieszyło. Na youtube pooglądałam wypowiedzi "ekspertów" na temat meczu ze Szkocją. Jednak po kilku minutach wyłączyłam to biadolenie... Siedząc kilka długich chwil przed ekranem próbowałam sobie przypomnieć hasło do skype. Hmm... po kilku próbach nareszcie wpisałam poprawne. Ooo Łukasz był dostępny!! Już miałam nacisnąć słuchawkę, ale coś mnie powstrzymało. A raczej ktoś... Marco mnie wyprzedził.
Słodko się uśmiechnęłam i pomachałam do niego.
-Cześć mój Świecie!
-Hejkaa
-Tęsknię za tobą.
-Ja też... mam jedno pytanie.
-Taak?
-Dlaczego jeszcze jesteś w bokserkach? I masz takie wory po oczami?
-A no bo widzisz...
-Marco... piłeś?
-Nie noo...-spojrzałam na niego surowo.-Troszeczkę tylko.
-Ehh... na chwilę was samych nie można zostawić.-pokręciłam głową.-Na trening się spóźnisz.
-Mam jeszcze wolnee a po za tym... nie chcę się pokazywać w takim stanie.
-Tu akurat masz rację. Okropnie wyglądasz.
-Dziękuję kochanie. A ty za to przepięknie.
-Hihi wieem.
Przez krótką chwilę nie odzywaliśmy się tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Tęskniłam za nim...
-Marcoo...
-Tak?
-Muszę kończyć.
-Nie!!
-Niestety.
-Potem jeszcze zadzwonię abo ty.
-Ale wiesz co? Cholernie mi ciebie brakuje.
-Oj biednyś... Papapa!- posłałam mu kilka całusów.
-Świecie kocham cięę!!- ostatnie słowa, które usłyszałam i ta smutna mina blondyna trochę mnie dobiły. Ale tak w głębi duszy to się cieszyłam, że go chociaż przez kilka minut widziałam i zamieniłam z nim kilka zdań.


Oczami Marco:


Widziałem dzisiaj mój Świat!! Jestem chociaż trochę szczęśliwy. Nawet bardzoo... Co prawda Nikoli nie ma tu, przy mnie ale ją widziałem i rozmawiałem!! Kurde... cieszę się jak mały chłopak z udanej randki. No w pewnym sensie ta było...
Muszę się wsiąść w garść. Zacząć coś robić. Przecież nie będę cały dzień "kisł" w domu. Kurde jest już po 13-stej nie zdążę na trening, ale zawsze można iść pobiegać albo pograć w fife.
W kilka minut zrobiłem popcorn, usiadłem wygodnie przed tv i rozpocząłem mecz. Jak zawsze grałem BVB, moim przeciwnikiem tym razem był Bayern. Pierwszą połowę przegrywałem 1:0. Trochę się wkurzyłem i zacząłem grać ostro. Jako zawodnik w grze dostałem żółtą kartkę i Mario też hahaha. HA!! Jest remis. Ups... muszę zacząć kontrolować emocje, bo wysypałem popcorn z miski. Wygrałeem!! W ostatnich sekundach strzeliłem goolaa!! Juupiii!! Przynajmniej takie zwycięstwo.
No to teraz czas na bieganie. Wskoczyłem w swoje ulubione dresy i założyłem moje cudeńka, nike. Między czasie wypiłem jeszcze butelkę wody i posprzątałem popcorn. Ze specjalnej szafki na wszystkie elektroniczne gadżety wyciągnąłem mp4. Zemknąłem drzwi i pobiegłem przed siebie.
Na polu robiło się coraz cieplej. Słońce dogrzewało. Dzieci nareszcie mogły pograć w piłkę na boiskach a zakochani wyjść na długi romantyczny spacer. Kiedyś zabiorę Nikolę na taki...


Oczami Nikoli:


-No i jak się czujesz?- zapytałam Karoliny.
-Ujdzie...- odparła.
-Aleś rozmowna...-wzruszyła tylko ramionami.
-Może pozwolą ci wyjść na spacer?- spojrzałam przez okno, był taki piękny dzień.
-Wątpię... a po za tym chyba nie mam ochoty spacerować.
-Oj tam, oj ta. Na pewno masz. Zobacz jaka ładna dzisiaj pogoda.- kiwnęłam głową w stronę okna.
-No rzeczywiście...- zapatrzyła się. Przez kilka sekund wydawała się nie obecna.
Z biurka chwyciłam jakąś gazetę i ją przeglądałam.
-Opowiedz mi...- spojrzałam w kierunku szyby.
-O czym?- a potem na nią.
-Jak tam jest... W Niemczech, Dortmundzie.- teraz patrzyła na mnie.
-Normalnie.-odwróciłam wzrok.
-Chyba jednak nie... bo coś przede mną ukrywasz.
-Ehh... nie ważne.- chyba przypadkiem uroniłam łzę.
-Opowiedz mi...Daj mi o czymś innym pomyśleć niż o wypadku i tych białych ścianach.- dramatycznie machnęła rękami.-Tylko ze szczegółami.- dodała.
Nie miałam innego wyjścia, jak opowiedzenie Karolinie wszystkiego co mnie tam spotkało. Głównie to mówiłam o Marco. Jak nam było, jak się starał, jak mnie pierwszy raz pocałował i takie tam... Co chwilę mi przerywała i zadawała pytania albo robiła miny, raz była przerażona a raz śmiała się jak opętana.
Potem jeszcze trochę porozmawialiśmy o życiu Karoliny, co się tutaj wydarzyło, powspominałyśmy stare dobre czasy. Dostałam sms-a od mamy: Jakbyś mogła to wróć trochę szybciej i kup proszek do pieczenia to upieczemy jakiegoś placka.
Niestety musiałam się pożegnać. Obiecałam, że jutro do niej przyjdę i jeszcze pogadamy i kupię jej trochę słodyczy. A szczególnie czekoladę truskawkową, za którą przepadała.
Nawet nie zauważyłam, jak ten czas szybko leci. Było już grubo po południu. Słońce gdzieś się schowało i zaczął wiać zimny wiatr. Zasunęłam wiatrówkę pod samą szyję. Musiałam podjąć kolejną ważną decyzję. Iść do Biedronki czy Lidla? Wybór był naprawdę trudny. Ale długo się nie zastanawiałam i wybrałam Biedronkę.
Najgorsze było to, że robiło się coraz zimniej, ściemniało się a ja miałam do pokonania jeszcze parę kilometrów. Muszę kupić sobie auto. Zawsze podobały mi się takie duże. Mogłabym zabierać wszystkie przyjaciółki na zakupy albo w przyszłości rodzinkę, na jakiś wspólny weekend. Miałam tyle planów...
Postanowiłam iść na skróty. Ominęłam wielki szmateks i weszłam w ciemną uliczkę pomiędzy dwoma blokami. Na ścianach widziałam narysowaną, wielką rękę, która palcem wskazywała na mnie. Przeraziłam się. Nagle zza rogu ni stąd ni zowąd pojawili się dwaj mężczyźni. Śmiało szłam przed siebie. Ufff... spokojnie ich ominęłam.
-Aaaałłłaaa...-tylko jękłam z bulu.
Tratarata ;D kolejny rozdział i wielkie BUUM!! Jak myślicie co się stanie z Nikolą? :) Niedługo zobaczycie.... Mam nadzieję, że post się podoba :** DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE!! <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ





środa, 12 marca 2014

Nie wszyscy będą się cieszyć z Twojej decyzji. ..

Oczami Nikoli:

-Ahh... piękne tam było.- westchnęłam trzymając w ręku fotografię.- Chciałabym tam jeszcze pojechać.- szepnęłam.
-Jeszcze nie raz tam pewnie pojedziesz.- mama stanęła za mną i przejrzała mi przez ramię.- Ale jak na razie jesteś w Warszawie i nigdzie cię stąd nie wypuszcze.- przytuliła mnie mocno. Londyn piękne miasto... Nigdy nie zapomnę chwil, które tam spędziłam. Było cudownie. Błogie lenistwo, życie marzeniami, w lustrze zawsze widziałam uśmiech. Zero smutków, zero złości, wyjebane po całości! Może czas wrócić do Londynu i do tego powiedzonka? Chyba znów przyszedł odpowiedni moment do ucieczki... Nie będę ani z Marco w Niemczech, ani z mamą i Karoliną w Polsce.
-Chyba będzie najlepiej, jak zostanę w Polsce.- spojrzałam przed siebie, przez okno. Przyszła wiosna. Nawet nie zauważyłam kiedy. Już promienie słońca pukały do szyby. Chciałabym zrobić tak, jak kiedyś... wyjść z domu z lalką i iść do Karoliny pobawić się w "dom" albo udawać modelki. Będąc dzieckiem myślałam, że problem to np. mieć zepsutą zabawkę, brak kolorowanek albo, że brat nie chce się ze mną bawić. Teraz jestem dorosła i moje problemy wyglądają całkiem inaczej. Chciałabym być małą dziewczynką...
-A co gdzieś się wybierasz?- jakby dopiero teraz zrozumiała, że chyba zostaje w kraju.- Chodź spróbuj, bo chyba mało soli dodałam.- moja mama, to ma dopiero kłopoty z zupą. Pozazdrościć normalnie... Grzecznie podeszłam do garnka i skosztowałam jarzynowej, chyba była dobra, normalna taka, jaka być powinna.
-Dobra...- lekko uśmiechnęłam się.
Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku. Włączyłam radio. Grali jakąś piosenkę, rap. Wychwyciłam tylko słowa "życie ma sens". Może ma... W pewnych chwilach napewno. Kiedy leżę obok Marco to życie ma sens. Bez Marco, życie ma sens? Próbowałam, nie ma.
Zostaje w Polsce. Tak, zostaje w Polsce. Pobędę jeszcze trochę z mamą i będę odwiedzać codziennie Karoline, aż wyzdrowieje i dojdzie do siebie. Może ze mną poleci do Dortmundu. Chciałabym, bardzo.
Niby już zdecydowałam, że nie lecę z blondynem, ale coś dziwnego czuję w sercu. Już za nim tęsknie? Tak... Mózg chce być w Polsce a serce w Niemczech...
Teraz tylko wystarczy powiedzieć Reusowi o mojej decyzji, będzie ciężko.


Kilka godzin później...

-Marco zrozum przyjechałam tu dla Karoliny. Nie mogę jej teraz zostawić.- siedzieliśmy na przeciw siebie, twarz w twarz w hotelowym pokoju.
-Ja też tu przyjechałem, tylko dla ciebie.- spojrzał mi w oczy.- A po za tym Karolina ma się już lepiej, wiedzieliśmy ją dzisiaj.- nie wytrzymał napięcia, wstał.
-Marco zostaje w Polsce...- patrzył się na stolicę. Objęłam go w tali "od tyłu". Nie wiedziałam co czuł.- Jesteś na mnie zły?- zapytałam.
-Nie...- odparł.- Ale mi smutno, że znów nie będę cię widział.- obrócił się w moją stronę.- Znów czeka nas rozłąka.
-Wiem.- przytuliłam się do niego.- Ale tylk p tydzień.
-Chyba aż tydzień.- zakrył mnie swoimi wielkimi ramionami.
Potem jeszcze z godzinę leżeliśmy na łóżku w ciszy, raz po raz przerywając szczerą rozmową o niedalekiej przyszłości. Nie chciałam się z nim rozstawać, nie teraz. Tak bardzo się za nim steskniłam i już muszę go żegnać. Odwiozłam Marco na lotnisko i czule pożegnałam ze łzą w oku.
Może ta rozłąka wzmocni nas związek? Prawdziwa miłość przetrwa wszystko... Gdy wrócę do Dortmundu Marco i ja będziemy jeszcze bardziej spragnieni siebie. Wtedy nie odstąpimy siebie na krok... Już chcę się przytulić do blondyna.
Kiedy wróciłam do domu, ciekawość mamy nie wytrzymała . Zaczęła wypytywać mnie o wtorek na stadionie i gdzie się podziałam na noc. Coś tam jej musiałam powiedzieć żeby się nie obraziła, ale większość zostawiłam dla siebie.


Oczami Marco:


Znów moje życie straciło sens, mam nadzieję, że za tydzień je odzyska. Moje oczy straciły widok na Świat... Wytrzumam ten cholerny tydzień, dam radę. A przynajmniej mam takie plany. W najgorszym wypadku szybciej odwiedze Nikolę.


----------------------

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

poniedziałek, 10 marca 2014

Szczęście nie trwa wiecznie...

Oczami Marco:


Wyglądała, jak anioł, którego Bóg zesłał na ziemię aby pomagał i uszczęśliwiał ludzi. Mógłbym tak bez końca patrzeć, jak śpi. Powoli odliczać sekundy, minuty, godziny i starzeć się z nią, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Byle z nią...
Podniosłem rękaw mojej koszulki, która była zdecydowanie za duża na Nikolę, ale słodko w niej wyglądała. Oparłem głowę o rękę, a ją o poduszkę. Moją dłoń przesuwałem z góry na dół, po jej chłodnym ramieniu. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Z ręką na sercu mogę przysiąść, że jestem szczęśliwy.
Mój Świat leżał obok mnie.
Delikatnie głaskałem ją po ramieniu i zwiedzałem wzrokiem Świat. Powieki były jak dwie głębokie doliny a w środku błękitne jeziora. Nos to Mont Blanck a ustami mógłbym nazwać gorącą plażę. Piękny ten mój Świat.
-Marcooo...-obróciła się w moją stronę.-Dlaczego nie masz koszulki?-zaczęła ziewać.
-Hmmm...pomyślmy...-powiedziałem z sarkazmem w głosie.
-Uupss...-jęknęła.-Ale wiesz bardzo wygodna jest.
-Wiem. Dlatego to jest moja ulubiona koszulka.-mój wzrok zawisł na t-shirt'cie albo na Nikoli, bardziej na Nikoli.-Jakie plany na dziś?
-O kurde...-spojrzała na komórkę. - za godzinę mam autobus do domu, a potem do szpitala. Muszę już się zbierać.- tak nagle wstała z łóżka.
-Niee...-jednym ruchem ręki przyciągnełem ją do siebie.- Nie wypuszczę cię.- pocałowałem gorącą plażę. Naprawdę były gorące i namiętnie.
-Oj noo...Muszę odwiedzić Karolinę i wrócić do domu, mama będzie się martwiła.- chociaż na kilka sekund położyła się obok mnie.
-Poleżmy jeszcze chwilę a potem cię zawiozę gdzie tylko będziesz chciała.
-Ehh...Kiedy masz wrócić do Dortmundu?- szybko zmieniła temat.
-Jutro wieczorem wylatujemy.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jak to "wylatujemy"?
-Bez ciebie nigdzie nie wracam. Z tobą albo wcale.- powiedziałem stanowczym i trochę ostrym głosem.
-Ale ja nie mogę zostawić Karoliny.- była letko zdenerwowana.- Dopiero co przyjechałam. Jeszcze nie spotkałam się ze znajomymi, nie zwiedziłam Warszawy, nie nacieszyłam się moim miastem, nawet nie miałam okazji szczerze porozmawiać z mamą...
-No dobraa... No to co? Bilety zarezerwuje na poniedziałek?- spojrzałem pytająco na Nikolę.- Mamy jeszcze 4 dni.- dodałem.
-Nie.-szybko zaprzeczyła. Słychać było, że jest pewna tego co mówi.- Ty lecisz jutro a jaa... w najbliższym czasie.- wstała z łóżka i zaczęła się ubierać.
-Nie.- w mgnieniu oka stałem obok niej.- Drugi raz cię nie zostawię.- w pośpiechu złapałem jej dłoń, staliśmy twarz w twarz.
-Marcoo... Zaufaj mi.- opuszkami palców musnęła mój policzek.
-Ja ci ufam.- przyłożyłem swoją dłoń do jej.- Ale nie chcę cię drugi raz stracić.-pocałowałem ją w czoło.
-Pobędę tu jeszcze trochę i przylece do Dortmundu.
-Trochę? To znaczy ile?- opuściła głowę.-Tydzień? Miesiąc? Może rok, dwa?
-Marco nie.- teraz spojrzała mi głęboko w oczy.- Wrócę jak najszybciej się da. Dopiero odzyskaliśmy siebie i też nie chciałabym cię znów stracić.
-Wrócić ze mną...- musnęłem jej usta.- Proszę...- pocałowałem ją.


Oczami Nikoli:


I co ja mam zrobić? Wrócić do Dortmundu czy zostać jeszcze w Warszawie? Dortmund VS Warszawa? W mojej głowie jest jeden wielki mętlik. Zostanę to Marco się trochę obrazi i bardzo będę za nim tęsknić.Jeśli pojadę to zostawię chorą Karoline a właśnie dla niej tu wróciłam. A może zrobię to co zawsze. Ucieknę... Ciotka w Londynie zawsze chętnie mnie przyjemnie.


-----------------
Przepraszam, że ten post jest taki krótki ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu i weny. Szczerze? To nie wiem jak dalej się potoczą losy Nikoli i Marco. Nawet brak mi motywacji z waszej strony w postaci komentarzy ;/ Pojawiają się 2-3 od stałych czytelniczek za co bardzo DZIĘKUJĘ <3 Wierzę, że inni będą też komentować moje posty... Liczę na was. Bo inaczej będę musiała skończyć... :c

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 8 marca 2014

Jedna osoba może zmienić całe dotychczasowe życie. ..

Oczami Marco:


Dotknęła mojego policzka. To było, jak zderzenie lodowca z falą ognia. Ująłem jej malutką dłoń i zamknęłem w swoich. Po jej rumianym policzku spłynęła łza, ale się uśmiechnęła.
-Wiem, że trudno będzie ci znów mnie pokochać, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.-zatrzymałem te słone kropelki, które leciały po jej buzi. Mógłbym tak klęczeć i patrzeć na nią, tylko żeby nie płakała. Już dużo łez wylała i to przeze mnie.
-Nie będę musiała cię na nowo pokochać.-znieruchomiałem.-Bo nigdy nie przestałam.-schowałem głowę w jej kolanach. Moje serce krzyczało ze szczęścia.
-Mogę prosić cię do tańca?-stałem przed moim światem z uśmiechem na ustach i radością, którą mogę góry przenosić.
-Nie mamy muzyki.-nie myśląc długo wyjęłem z kieszeni telefon.
Już po kilku minutach kołysaliśmy się w rytm muzyki, których słów kompletnie nie rozumiałem. Mógłbym tańczyć nawet do rapu albo do piosenek Hannay Montany byle z Nikolą.
-Następny raz też będziesz przepraszał mnie na stadionie?-poczułem nagły przypływ ciepła, mój świat się do mnie mocno przytulił.
-Nie.-zaprotestowałem.-Następnego razu nie będzie.
-Chciałabym żebyś miał rację.-ja też. Zakręciłem nią kilka razy i złapałem w objęcia.
-Masz poważnie problemy.-powiedziałem.
-Dlaczego?
-Bo już cię nie wypuszcze.-nie mogłem się powstrzymać, nasze usta się spotkały. Byłem w siódmym niebie. Brakowało mi tego, naszych niespodziewanych pocałunków. Na chwilę zatrzymał się dla nas czas. Nigdy już jej nie wypuszczę.
-Nawet nie mam zamiaru uciekać-urwała ten długi całus. Na jej twarzy widniał malutki, chytry uśmieszek.
-Pojedziesz ze mną do hotelu?
-A mam inne wyjście?
-Hmm...tak. Możesz odmówić, ale to nie ma sensu, bo ja pójdę wszędzie tam gdzie ty.
-Nawet na koniec świata?
-Nawet na kosmos.-odpowiedziałem z uśmiechem. Ze stolika chwyciłem telefon, Nikolę wzięłem za rękę i szliśmy w stronę wyjścia.


Oczami Nikoli:



Jestem szczęśliwa. Marco mnie skrzywdził, ale zaryzykowałam i dałam mu drugą szansę. Pewnie ktoś by powiedział, że źle zrobiłam, ale szczerze zdanie innych na mój temat mam głęboko w dupie. Inna dziewczyna podjęłaby inną decyzję, ja podjęłam tą, jestem szczęśliwa i zakochana.
-Zwiedziłeś już Warszawę?-zapytałam, gdy siedzieliśmy w samochodzie.
-Yyy... nie. Jakoś nie miałem czasu i ochoty.-rozumiałam go. Sama przyjechałam tu kilka dni wcześniej i jak na razie to byłam tylko w szpitalu i na stadionie. Stolicę znam bardzo dobrze, ale dobrzeby było odświeżyć sobie pamięć. Gdzieś w czytałam, chyba w internecie, że powstało tu nowe muzeum z I i II wojny światowej. Konieczne muszę je zwiedzić. Pewnie dowiem się kilku nowych ciekawych faktów i będę o nich myśleć, czytać w internecie przez następny dzień. Nagle zadzwoniła moja komórka. Nie znałam tego numeru.
-Mhm... tak. Już jest wszystko dobrze? Mogę przyjechać? Ugh... no dobrze, rozumiem. Dobranoc.-w tym samym czasie Reus zaparkował pod hotelem i otworzył mi drzwi. Wysiadłam z szerokim uśmiechem na ustach.
Marco załatwił kilka spraw w recepcji i poszliśmy na górę, do pokoju. Od razu położyłam się na łóżko.
-Świecie ty mój, żeby tak od razu do łóżka?-na jego ustach widniał chytry uśmieszek.-Nie żebym był przeciwko temu, ale już na pierwszej randce?-albo mi się wydawało, ale raczej nie, blondyn rozbierał mnie wzrokiem.
-Ale ja tylko sobie leżę. I nie patrz tak na mnie.-ostrzegałam go. Znikł gdzieś w kuchni.
-Ale jak? Że tak?-wybauszczył na mnie oczy.
-Hahaha niee...-wyglądał śmieszne, tak jak klown, którego widziałam jako mała dziewczynka. Zapalił świeczki zapachowe, mój ulubiony zapach pomarańczy i zgasł światło.-Nie rozbieraj mnie wzrokiem.
-Potrafię też inaczej.-skoczył na łóżko i zaczął mnie łaskotać.
-Czasami jesteś zboczony. Hahaha...-nadal pamiętał gdzie mam największe łaskotki.
-Kochanie Ameryki nie odkryłaś.-muszę przyznać, że łóżko miał wygodne.
-Błaagam przestań! Hahaha...-jakimś cudem złapałam go za nadgarstki. Jego twarz była centymetr nad moją. Oddychaliśmy tym samym powietrzem.
-No dobraa...-usiadł obok mnie. Oparł się o ścianę, dzięki temu był wyższy ode mnie i mogłam położyć głowę na jego brzuchu.
-To przeze mnie?-zapytał.Spojrzałam na niego pytająco. Zaczął delikaynie głaskać mnie po włosach.-Przeze mnie wróciłaś do Polski?
-Cześciowo nie.-odpowiedziałam łagodnym głosem.
-Czyli przeze mnie.-skwitował.
-Po kolacji, czekałam na ciebie kilka dni. Nie przychodziłeś nawet nie dzwoniłeś ani nie pisałeś.-na jego udzie rysowałam niewidzialną ósemke.-Nic mnie nie trzymało w Dortmundzie, myślałam nad powrotem. A do tego moja przyjaciółka leży w szpitalu.-posmutniałam.
-Nie wiedziałem.-trwaliśmy tak w tej ciszy. Moja głowa leżała na jego brzuchu a on się bawił moimi włosami. Nogi spletliśmy w jedną całość
-Teraz już wiesz. Na szczęście ma się już lepiej. Obudziła się, ale znów zasnęła.-na jensach Marco powoli robił się biały ślad ósemki.
-Nie martw się.-pocałował nie w czoło.-Jutro ją odwiedzimy.
-Oni wgl. grzeją w tym hotelu?-w jedej minucie zrobiło mi się straszenie zimno.
-Tak. Tylko tobie zawsze jest zimno.-zaskoczył z łóżka. -Czekaj.-ruchem ręki kazał mi zejść, niechętnie zwlokłam się z łóżka. Reus rozścielił kołdrę. Stałam tak nad tym łóżkiem, spoglądałam co robi mój blondynek i coraz częściej ziewałam. On skończył ja nie ruszyłam się z miejsca.
-Mój świecie zaraz uśniesz na stojąco.-podszedł do mnie i posadził mnie na kolanach.-Pojdziemy spać, co?-na znak, że się zgadzam pokiwałam głową.-No to się rozbieraj. No chyba, że mam ci pomóc?
-Pfff... co ty mi pronujesz?-byłam śpiąca, ale nie aż tak aby się nie podroczyć z moją 11.
-Do tego abyś się ze mną przespała.-spojrzał na mnie z aroganckim uśmieszkiem.
-A pff... Hahaha chciałabyś. -zaczęłam się śmiać.
-No i to bardzo.-uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Już zapomniałam, że Reusik jest rzeczywiście trochę zboczony. Wychodził z sypialni i dostał jeszcze ode mnie poduszką w głowę. Odpowiedział tylko, że mi odda. Zaczęłam przeszukiwania walizki Marco z nadzieją, że spakował moją i jego ulubioną koszulkę. Zawsze ją brał. A jeśli teraz nie ma jej w torbie to znaczy, że ma ją na sobie. Delikatnie otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po hotelowym apartamencie, przemierzając wzrokiem salon na kanapie zauważyłam niebieską koszulkę. Blondyn chyba był w łazience, po cichutku na paluszkach postawiłam kilka kroków, chwyciłam t-shirt i wróciłam do sypialni. Spokojnie się przebrałam, yhhh nie miałam spodenek do piżamy...
-Nikoolaa!!-ups... chyba się zorientował, że jego koszulka znikła. Bez namysłu w majtkach i w koszulce wskoczyłam do łóżka, szczelnie przykryłam się kołdrą.
-Widziałaś moją koszulkę?-wpadł do pokoju.
-Yyy niee.-szybko odpowiedziałam.
-A co masz na sobie?-słyszałam, jak skrada się w moją stronę.
-Nic.-odpowiedziałam bez namysłu i to był mój błąd.
-Uuu... podoba mi się to.-jednym targnięciem podniósł kołdrę i położył się obok mnie.-Dobra daruje ci życie bo ładnie wyglądasz w niebieskim.-posłałam mu uśmiech. Połorzyliśmy się wygodnie na łóżku. Tak, jak przed tem położyłam głowę na jego nagim torsie a on się bawił moimi włosami.
Leżeliśmy tak dużo rozmawiając. O nas, o Kely... Mogłabym tak cały czas leżeć.

-------------------
Nowy rozdział do waszej dyspozycji i do KOMENTATOWANIA :) Mam nadzieję, że się spodoba :*
JEŚLI KTOŚ TO CZYTA NIECH DODA KOMENTARZ, NAWET Z EMOTKOM :) KAŻDY MOŻE DODAWAĆ KOM NAWET ANONIMOWI ♥

czwartek, 6 marca 2014

Wygrałaś coś więcej niż mecz...

Oczami Marco:


To się musi udać... Jestem tu gdzie jestem i wierzę, że atmosfera i miejsce będą nam sprzyjać. Wystarczy tylko, że ja tego nie spieprze. A ona nadal będzie mnie kochać i mi wybaczy. Bożee a jak mi nie wybaczy? Będę ją błagać na kolanach. A jak ona tu przyjechała do jakiegoś chłopaka? Mam nadzieję, że nie... Żeby wszystko się udało.


Oczami Nikoli:


Obraaniaakkk!!! Tylko kilka cm niżej i moglibyśmy prowadzić. Piszczek! Ehhh... Szkoda tego, trochę za mocno. Już po kilku minutach gry myślę, że godnie zastępuje Kubę. Ej no Szkoci grają za ostro! Albo my za słabo...
Siedziałam na stadionie Narodowym w Warszawie. Po prawej stronie była mama z szalikiem polskiej reprezentacji a po lewej niesamowici ludzie. Polacy, którzy wierzą w naszych piłkarzy, Polacy, którzy mają nadzieję, że tym razem wygramy, Polacy, którzy po meczu wracają z chrypką. Uwielbiam takich ludzi. Pozytywna energia bije od nich na kilometr.
Ej no chłopaki bierzcie się do roboty! Zaraz tam zaśniecie! Po chwili zaczęłam krzyczeć z innymi: POOLSKAA BIAŁOO-CZERWOONII!!! A potem: POOLSKAA GOOLAA!!! Atmosfera jest niesamowita i jak zawsze kibice nie zawodni. Jestem zdziwiona, że nikt nie rzucił żadnej racy czy petardy.
Liczę, że druga połowa będzie bardziej emocjonująca. Piłkarze poszli do szatni. Oj Nawałka im nagada. Nigdzie nie widziałam Lewego. Powinien przyjść na stadion, kibicować Polsce i spojrzeć na to z boku. Opieprze go za to. Tyle razy się zastanawiałam co im nie wychodzi, co robią źle. Doszłam do wniosku, że brak im determinacji, zaangażowania, zażyłości w grze, siły walki z przeciwnikiem i chęci gry. Nie mówię o wszystkich, ale niektórzy powinni się bardziej postarać.
Na murawie znów polawili się piłkarze z orzekłem na piersi. W tej połowie chciałabym zobaczyć determinację, silną wole walki i oczywiście gola dla naszych orzełków. Szczerze to zawsze od nich tego oczekuję. Znów Obraniak, szkoda, że bramkarz broni. I Łukasz! Ehhh... Gra coraz bardzej się rozkrecała. Z niecierpliwością wszyscy czekaliśmy na tego zwycięskiego gola. I znów zabrzmiał doping kibiców. Wierzę w nich. Bez Kuby, bez Roberta mogą to wygrać! Tylko niech uwierzą i się postarają.


Oczami Marco:



Jeszcze tylko kwadrans. No doliczając czas zanim ludzie wyjdą i szybkie przygotowanie no to jeszcze pół godziny. Nawet nie wiem kiedy ręce zaczęły mi drgać. Chodziłem tam i z powrotem. Denerwowałem się. Gorzej niż przed meczem. Nawet przed finałem LM tak się telepałem. Wtedy wiedziałem co mam robić a teraz? Nie. Mam przygotować długą przemowę czy walić prosto z mostu? Marco ogarnij dupe!! Uspokuj się! Jesteś facetem poradzisz sobie.


Oczami Nikoli:


Nie wierzę! No jak?! Przecież przez tyle czasu kontrolowaliśmy grę. Żądziliśmy na boisku. A Szkoci przeprowadzili jedną akcje i już, gol. Niestety przegraliśmy 0:1. Na własnym stadionie, już po raz któryś. Szkoda słów. Szkoda mi tych kibiców, którzy przyszli tu z wiarą i zapałem. Jednemu małemu chłopczykowi rozmazała się na policzku biało-czerwona flaga od łez przegranej. Sama uroniłam kilka łez. Szkoci cieszyli się, jak głupi na murawie a nasi ze spuszczoną głową szybkim krokiem poszli do szatni.
Wszyscy zaczęli wychodzić ze stadionu, trybuny po woli pustoszały. Nagle komentator powiedział: "Prosimy aby Nikola Lewandowska nie wychodziła" Przerażona spojrzałam na mamę.
-Curóś nie bój się.- dotknęła mojego ramienia i przyjaźnie się do mnie uśmiechnęła. Potem widziałam tylko, jak jej ciało gubi się w tysiącach innych. Patrzyłam tak na tych wszystkich, którzy opuszczają trybuny chyba im zazdrościłam. Nikogo już nie było. Wszystkie reflektory zgasły. Zrobiło się przerażająco ciemno. Po kilku sekundach zapaliła się jedna lampa skierowana na środek boiska, na którym pojawił się stolik, dwa krzesła i chyba jakieś jedzenie. Byłam zaskoczona. O co w tym wszystkim chodzi? Bożee to on. Nie wierzę. Wybauszczyłam oczy ze zdziwienia. Nawet nie wiem kiedy, moje nogi same się podniosły z miejsca, zaczęłam schodzić powoli po stopniach. Robiłam to co serce kazało a mózg odmawiał. Jeszcze ostatni schodek. Zajęło mi to chyba wieki. I już, kilka kroczków i będę obok niego.
-Nikola...-powiedział delikatnym, speszonym głosem. -Tęskniłem za tobą.-nie wytrzymałam, rzuciłam mu się w objęcia. Zamurowało go. Na szczęścia po kilu sekundach objął mnie i mocno przytulił. Bardzo mi tego brakowało. Jego woda kolońska, dałam ją mu w prezencie. Był taki ciepły, kochany. Jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ramiona. Chciałam tak trwać.
-Przepraszam...-szepnął mi do ucha. Odsunęłam się trochę od Marco.-Proszę wybacz mi.-spojrzeliśmy sobie w oczy.
-To nie będzie łatwe.-wyszeptałam.-Wiesz, że płakałam. Skrzywdziłeś mnie.-usiadłam przy stole, podparłam głowę rękami. Gdzieś między czasie uciekła mi łza. Nie wiem co czułam m
-Wiem.-ponuro spóścił głowę.-Jestem totalnym dupkiem. Byłem z Kely, ale cały czas myślałem o tobie. Czy już śpisz, jak wyglądasz, co robisz, jak się czujesz, czy mnie jeszcze kochasz...-uklękł przede mną i spojrzał głęboko w oczy. Może to ja teraz widziałam w nich swoją przyszłość...
-Marco...-delikatnie dotknęłam jego policzka.


------------------
Jeszcze trochę potrzymam Was w niepewności ;) Buuhhaaa!! ;D Niestety Polska przegrała ze Szwecją 0:1 :( Chciałam jakoś ten mecz wmieszać w życie Nikoli i chyba mi się udało :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 4 marca 2014

Nie płacz, młoda.

Oczami Marco:

Jak dobrze, że trening mamy dopiero po południu. Może trochę wytrzeźwieje. Jakby tak spojrzeć no to nasze picie z Lewym, to nie wypiliśmy tak dużo. Chyba 2 piwa na głowę. Ciekawe jak tam Lewy. Anka pewnie strzeliła focha.
Jestem zły na siebie. Jak mogłem być takim głupkiem! Pozwoliłem, aby jakaś cycata blondynka namieszała w moim związku! Musiałem skrzywdzić Nikolę i być w sztucznym związku, w którym liczyły się tylko drogie kolacje, bankiety, imprezy, publiczne wystąpienia abym sobie uświadomił, że Nikola jest całym moim światem.
"Takich jak ty to ja zjadam na śniadanie. Tu chodziło o obiad, mały podstęp no rodzeństwo Lewandowskich. Najpierw psychicznie wykończyłam tą małą brunetke, zabierając jej ciebiea potem miał być mały skandal w małżeństwie Lewandowskiego."
"Najpierw psychicznie wykończyłam tą małą brunetke, zabierając jej ciebie..."
Nie mogłem i nie potrafiłem zapomnieć tych słów. Alkohol też nie pomógł... Nigdy nie wybacze sobie, że tak skrzywdziłem dziewczynę moich marzeń.
Jak oszalały wstałem z łóżka. Założyłem moje ulubione jeansy, które miały już trochę przetarte kolana i koszulkę. To ta, w której kiedyś Nikola chodziła po moim domu. Pewnego dnia jedliśmy kolację no a potem też śniadanie. Wydawało mi się, że jeszcze czuję jej zapach. Niestety to tylko fikcja.
Po godzinie stałem pod drzwiami Lewandowskich.
- Kurde Marco jest 11. Co ty mało piwa wczoraj wypiłeś? - nie takiego powitania się spodziewałem.
- A tak wgl.to cześć. - powiedziałem. - Ja do Nikoli.- letko się uśmiechnęłem. Chciałem zrobić dobre wrażenie.
- Nie ma jej. - zauważyłem, że Robert był trochę zmieszany i nie chętnie mi to powiedział.
- A gdzie jest? Znaczy się mogę poczekać? - zapytałem.
- Wróciła do Polski... - świat mi zawirował. Nagle przypomniałem sobie wszystkie chwile, godziny, minuty, sekundy z nią spędzone. - Rozumiem, że te róże to nie dla mnie? - spojrzałem na bukiet, pięknych, czerwonych kwiatów. Nie były dla mojej Nikoli.
- Daj je Ani.- wepchałem je w ręce Roberta.
- Nie martw się. Wróci tu jeszcze. - spojrzałem na Lewego i pokręciłem głową. Oby miał rację. ..
Włożyłaem dłonie do kieszeni, spuściłem głowę i szedłem prosto przed siebie. Szukając sensu mojego życia. ..
Nie ma jej.
Nie ma mojej Nikoli.
Nie ma mnie.


Oczami Nikoli:


Jak dobrze budzić się we własnym domu, pokoju, łóżku. Jak wspaniale widzieć uśmiechniętą twarz mamy. To wszystko jest takie stare, ale jednak nowe. Mieszkając w Dortmundzie nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem.Nawet głupiej poduszki z mojego pokoju mi brakowało albo fikusa, który nadal znajduje się na parapecie. A na półce stoi najpiękniejsze zdjęcie, na którym jestem ja, tata, mama i Bobek.Świetnie pamiętam ten dzień. Moje 7-me urodziny. Tata jako pierwszy złożył mi życzenia. Przyszedł do mnie w nocy, po północy wręczył mi różę, pięknego, pluszowego misia i powiedział: "Przytul go za każdym razem kiedy będziesz za mną tęskniła. On odwzajemni mój uścisk. " Ucałował mnie w czoło, po chwili znów zasnęłam. Rano obudził mnie Robert, tego dnia był dla mnie bardzo miły. Mama upiekła mój ulubiony czekoladowy tort.
Siedziałam w kuchni, przed sobą miałam śniadanie.
- No zjedz coś. - mama wskazała na mój talerz. Faktycznie nawet nie tknęłam kanapek.- Wyglądasz jak anorektyczka.- obrzuciła mnie bacznym spojrzeniem.
- Oj mamo nie przesadzaj.-zaczęłam jeść śniadanie. - Dzisiaj jadę do Karoliny.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. -powiedziała to cichym głosem. Bała się mojej reakcji.
- To jest wspaniały pomysł. Przecież to moja przyjaciółka. -powiedziałam z jedzeniem w buzi.
- No się pośpiesz. Autobus jedzie za 20 minut.- kiwęła głową w stronę zegara, który wisiałw kuchni nad wejściem.
- O cholera.- przeklęłam i w pośpiechu wpadłam do pokoju. Z walizki wyjęłam rurki i dres. Włosy zaczesałam w niezgrabny kok. Na twarz nałożyłam fluid i pomalowałam rzęsy. W korytarzu zarzuciłam na siebie kurtkę i ubrałam adidasy.
-Mamo wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę! - krzyknęłam.
- Przyzwyczaiłam się do tego.-delikatnie się do mnie uśmiechnęła.- Jak jechałaś do Niemiec też tak powiedziałaś. -to prawda, pamiętała te słowa. Stanęłam z nią twarz w twarz.
- Mamo wiesz, że cię kocham. -pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam.
- Uważaj na siebie. - trzy słowa, które chyba każda mama mówi, gdy jej dziecko wychodzi z domu.
- Papa.- posłusznie przytaknęłam głową i pomachałam na pożegnanie.
Już po 10 minutach szybkiego marszu było mi gorąco. Przysłowie mówi: "Idzie luty podkuj buty." Ciekawe czy ktoś je naprawdę podkuwa. Pewnie kowal koniom. A ja całą zimę przechodziłam w nike.
Zaczęłam myśleć o tacie. Tęskniłam za nim i to bardzo. To z nim znalazłam wspólny język. Gdy miałam problem zawsze do niego przychodziłam. W naszej rodzinie przez 2 lata rządziło powiedzenie : "Córusia tatusia a synek mamusi." Tylko przez 2 lata...Czasami zadaję Bogu pytanie "dlaczego? " Dlaczego to ja i Robert straciliśmy tatę? Dlaczego nasza mama musiała tak cierpieć i udawać, że jest silna? A przecież tak czesto po kryjomu płakała. .. Każdy powtarzał "potrzebujecie czasu". A czas leciał i leciał. .. Gdzieś tam w głębi mnie nadal nie mogę się pozbierać po śmierci taty. Może potrzeba czasu?
Robert każdego ważnego gola dedykuje właśnie jemu. A ja nic mu nie dededykuje, pewnie nawet nie jest ze mnie dumny. Nie dziwię się mu, przecież ja nic nie osiągnęłam. Jestem jego adoptowaną córką, zwykłą dziewczyną, która ucieka, gdy pojawi się problem.
- Szlag.- szepnęłam sama do siebie. Właśnie przed nosem przemknął mi autobus. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się przejść. To tylko 2 km...
Nie było mnie tu 2 lata a czuję się jakby wiek minął. Wszystko takie nowe. Pani Róża odbudowała dom a pan Andrzej nareszcie znalazł sobie żonę o i chyba nawet mają dzieci, bo przed domem stoi huśtawka. Wokół mieszkania, miejscowej ogrodniczki, jak zawsze dużo zieleni, młodych drzewek. Krzewy róż budzą się do życia, a to dopiero początek marca. To chyba odpowiedni moment abym ja też się obudziła...

*W szpitalu u Karoliny*
-Boże Karolina...-szepnęłam sama do siebie wchodząc do jej sali. Głowę miała obwiniętą białym bandażem a nad prawym okiem czerwoną plamę. Lewa noga i klatka piersiowa była w gipsie. Usiadłam obok łóżka, na małym okrągłym krzesełku. Dlaczego ona? Usta miała sine a twarz bladą. Przypominała śmierć...
Przez głowę znów przebiegły mi wszystkie nasze wspólne wygłupy. Zaśmiałam się. To był śmiech przez łzy. Zaraz zaczęłam płakać.
-Woodyy...-prawie niedosłyszalie wyszeptała. Rozejrzałam się po sali.Na nocnej szafce stał kubek z wodą i z patyczkiem. Jedną stronę miał zakończony mokrą wodą. Nawilżyłam jej usta. Nie byłam pewna czy dobrze robię. Kilka razy widziałam jak w filmach pielęgniarki tak robią.
-Już spokojnie.-pogłaskałam ją po głowie. Była taka przestraszona, bezbronna.Gdybym tylko dorwała drania, który ją tak urządził... Jak znam życie i polskie prawo dostanie pewnie 5 lat albo coś w zawieszeniu. Za dobre sprawowanie wyjdzie po roku. A potem znów wysiądzie do samochodu po kilku piwkach i znów komuś wyrzadzi krzywdę. Gardze takimi ludźmi.
- Nikola? -gwałtownie obróciałam się. Zobaczyłam znajomą twarz. To taka Karolina 25 lat starsza.
-Dzień dobry pani.-delikatnie się uśmiechęłam.Mama Karoliny, pani Ania. Niesamowita kobieta. Sama wychowała 4 dzieci. Jej mąż przysyła jakieś marne grosze i raz na ruski rok odwiedza ich.
-Jak miło, że odwiedziłaś Karolkę. -odwzajemniła uśmiech. -Kiedy przyjechałaś?
-Wczoraj. -nie zdołałam wypowiedzieć nic więcej. Spojrzałam kobiecie w oczy.miała już tego serdecznie dosyć. Była przemę czona tą sytuacją. Na pewno codziennie kilka godzin siedziała przy Karolinie.Miała wielkie wory pod oczyma.-Dlaczego akurat ona? -z moich oczu nagle popłynął strużek łez. Płakałam, miałam takie prawo. Moja przyjaciółka leżała na szpitalnym łóżku a ja nic nie mogłam zrobić.
-Codziennie zadaję sobie to samo pytanie.- ustąpiłam jej miejsca i usiadła na krzesełku. Podparła głowę rękami i zaczęła płakać razem ze mną. Delikatnie przytyliłam panią Anie.-Spójrz przez okno.-posłusznie popatrzyłam.- Jak na marzec jest bardzo ciepło. Bóg cieszy się, że zabiera Anioła do nieba.
- Ooo dzień dobry panią. - niespodziewanie do sali wszedł lekarz. Na wizytówce widniało jego nazwisko, Konarski.- Pacjentka wygląda tragicznie, ale proszę się nie martwić jej stan jest bardzo dobry. Kości dobrze się zrastają. Myślę, że z wymową też będzie dobrze. - chciałam zrobić krok do przodu i przytulić tego Konarskiego.
***
Wracając do domu zastanawiałam się ile razy lekarz mówi komuś, że jego bliski będzie żył i ma się dobrze. Ciekawe ile razy mówi bliskim, że śmierć zbliża się wielkimi krokami. --------

Mamy kolejny rozdział! :D Przepraszam za dzień spóźnienia, ale wczoraj źle się czułam. Jestem trochę przeziębiona :(
CZEKAM NA WASZE OPINIE! <3
Gorące pozdrowienia :*
Dzisiaj kibicujemy naszym skoczkom a jutro piłkarzom! POLSKAA BIAŁO-CZERWONII! ♥
PS. Przepraszam za błędy, ale ten rozdział pisałam na tel ;p

sobota, 1 marca 2014

Tylko prawdziwa miłość nie pozwala o sobie zapomnieć...

Oczami Nikoli:


To samo lotnisko, ci sami spieszący się ludzie, tylko 2 lata później. Pamiętam, jak tam na parkingu płakała moja mama, że lecę do Dortmundu a Karolina przestrzegała mnie, abym się nie zakochała się w jakimś piłkarzu. Był jeszcze on… Jeny on tam naprawdę stał, tam gdzie 2 lata temu. Nogi się pode mną ugięły.
- Nikola nareszcie jesteś.- rzucił mi się na szyję. Jego woda po goleniu działała hipnotyzująco. Przytuliłam go. Teraz dopiero sobie uświadomiłam, że bardzo za nim tęskniłam.
- Tak, przyjechałam.- oderwałam się od Adama i wymusiłam na swoich ustach sztuczny uśmiech.- A rodziców nie ma?- zapytałam. W tym czasie Adam zabrał ode mnie walizki i szliśmy w stronę samochodu.
- Poprosili mnie, abym to ja cię odebrał z lotniska.- czemu to mamą po mnie nie przyjechała? Może bardziej bym się cieszyła… - Nikola widzę to po tobie i czuję, że nie jesteś zadowolona z mojego widoku.- jak prawdziwy gentelman otworzył mi drzwi do samochodu.
- To nie o to chodzi.- odparłam sucho i zatrzasnęłam drzwi.
- A powiesz mi o co?- nie zmienił się, nadal wtykał nos w nie swoje sprawy.
- Jezu Adam widzimy się po 2 latach a ty już żądasz ode mnie jakiś wyjaśnień.- oparłam głowę o szybę. Jego mina mówiła, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Twarz miał skierowaną w moją stronę choć prowadził, jakby nadal oczekiwał odpowiedzi.- Może mam jeszcze powiedzieć z kim sypiałam?
- A z kim spałaś?- gwałtownie spojrzałam na niego.- Nie ukrywam, że mnie to ciekawi.
Wymruczałam pod nosem jakieś przekleństwo. Wygodnie usadowiłam się w fotelu auta, oparłam głowę o szybę i próbowałam nie myśleć, chciałam zasnąć.
Przyjaciel mojej rodziny, mój najlepszy przyjaciel, a z czasem chłopak, potem go szczerze znienawidziłam, a następnie pewnej nocy, po imprezie wylądowałam z nim w łóżku. Nie wiem co do niego wtedy czułam. Po prostu była zabawa, dużo wypiliśmy i tak jakoś zapragnęliśmy naszych ciał. Po tygodniu postanowiłam odwiedzić braciszka, on oczywiście musiał mnie zawieść i jak się teraz okazuje też odebrać z lotniska. Moi rodzicie nadal myśleli i nadal myślą, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi z dzieciństwa. A tak w ogóle to miłość damsko-męska istnieje? Może w filmach, książkach tak, bo w moim życiu na pewno nie.
- Pamiętasz to boisko?- pytanie Adama wyrwało mnie z rozmyślań. Spojrzałam w prawo.
- No jasne, że pamiętam!- krzyknęłam.
- Fajnie w tedy było…- posłał do mnie swój zniewalający uśmiech.
- Noo…- pokiwałam zgodnie głową. Poznaliśmy się tam, jeszcze jako dzieci. Przez przypadek kopnął piłkę i trafiła we mnie. W przeprosiny kupił mi lizaka, za marne 50 groszy, które znalazł na murawie. A jak byliśmy już duzi i niegrzeczni to się tam całowaliśmy.
- Pamiętasz coś z tego?
- Jeszcze sklerozy nie mam. Wszystko pamiętam.- byliśmy coraz bliżej domu. Z każdym skrawkiem ziemi, z każdym zakamarkiem miałam jakieś wspomnienia. Miej lub bardziej interesujące, ale nigdy niezapomniane.
- Ja też ze szczegółami.- uśmiechnął się sarkastycznie i poruszył brwiami w górę i w dół.
- A wiesz co z Karoliną?- nagle przypomniałam sobie w jakim celu wróciłam do Polski, do Karoliny. Głupio mi było, że o tym zapomniałam.
- Ehh… ciężka sprawa.- ledwo wymamrotał.
- Co jej jest?- moje zainteresowanie było większe niż wtedy, jak dostawałam świadectwo za ukończenie studiów.
- Ma poważnie obrażenia kręgosłupa, złamaną nogę i kłopoty z wymową.- zbladłam.


Oczami Marco:


- No cześć. Chciałeś coś ode mnie?- nawet nie mogę zadzwonić do kumpla, bo myśli, że już coś od niego chcę.
- Nie nic.- wzruszyłem ramionami.- Ale mam dla ciebie coś bardzo ciekawego.
- Ooo Marco zainteresowałeś mnie. Jakiś męski wieczór się szykuje?- męski wieczór to nie był taki głupi pomysł, tylko raczej nie teraz.
- Hmm… pomyślę nad tym. W końcu teraz mam chatę wolną.- obrzuciłem spojrzeniem salon.- Mam dla ciebie super newsa.
- No to mi go powiedz. Masz coś do picia?- zawsze spragniony Lewandowski.
- O kurde piwo albo mleko.- spojrzałem do lodówki.- Kely nie zrobiła zakupów przed odejściem.- miałem jeszcze margarynę, kilka listków sałaty, dwa jajka i słoik majonezu. A raczej pusty słoik bez majonezu, który wyrzuciłem do kosza. Ciekawe ile dni przeżyję…
- Jprd… to już wolę kranówę.
- Częstuj się.- wskazałem ręką kran.
- To co miałeś mi powiedzieć?- cały czas mi to chodzi po głowie tylko nie wiem od czego zacząć.
- No bo, jak wiesz zerwałem z Kely…
- Nie wiedziałem tego tylko ty mi to uświadomiłeś, a jeszcze wcześniej się domyśliłem.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałem na Roberta przepraszająco i poszedłem otworzyć. W progu stała Kely.
- O wilku mowa.- uśmiechnąłem się szeroko i ruchem ręki zaprosiłem ją do środka. Poszła prosto do kuchni. Widziałem jej zmieszaną twarz, kiedy zobaczyła Lewego. Chytrze się uśmiechałem.
- Chyba zapomniałaś komórki.- oparłem się o blat stołu i pomachałem do niej trzymając w ręce jej telefon.
- Oddaj mi go!- rzuciła się na mnie, podrapała mnie swoimi pazurami ale na szczęście nie odzyskała go.
- Niech Robert zobaczy swoje zdjęcia.- rzuciłem do niego telefon, nie był bramkarzem ale efektownie go złapał. Widziałem zaskoczoną minę Lewego i jak powoli opada mu szczęka.
- Co chciałaś z nimi zrobić?- z takim ostrym głosem, jak w tej chwili spokojnie mógłby śpiewać na koncertach rockowych.
- A jak myślisz?! Na tych twoich głupich fotkach mogłabym zarobić niezłą kasę. Miałam już umówione spotkanie z jednym z dziennikarzy, dużo oferował.- była wściekła, bardzo. Czułem, że najchętniej wydrapałaby nam oczy.
- Chyba sobie nie zarobisz na mojej przystojnej twarzy. Bo istnieje przycisk z napisem ‘’USUŃ”.- nie wiedziałem, że Robert potrafi być taki chamski. Zacząłem się śmiać, jak głupi.
- Zamknij się!- krzyknęła.
- Dobra Kely łap swoją komóreczkę i spadaj z naszego życia.- dodatkowo zrobił znak dłonią, jakby ją wyganiał.
- Oj Marco, ofiaro. Tylko nie myśl, że cię kochałam.- podeszła do mnie i delikatnie podrapała mnie w policzek, tak, jak zawsze to robiła. – Takich jak ty to ja zjadam na śniadanie. Tu chodziło o obiad, mały podstęp na rodzeństwo Lewandowskich. Najpierw psychicznie wykończyłam tą małą brunetkę, zabierając jej ciebie a potem miał być mały skandal w małżeństwie Lewandowskiego.- skończyła z tym swoim chytrym, małym uśmieszkiem na ustach.
- Tam są drzwi!- wskazałem palcem. Obróciła napięcie i poszła.- Idziemy na piwo?- spojrzałem pytająco na Lewego.
- Ty stawiasz.


-----------------------
No i mamy 6 rozdział :) Bardzo dziękuję każdej osobie, która komentuje mojego bloga a szczególnie Klaudii Götze <3 Posty postaram się dodawać co drugi dzień, także odwiedzajcie blog :) Jaram się wygraną BVB z Nürnberg 3:0 <3