Translate

wtorek, 4 marca 2014

Nie płacz, młoda.

Oczami Marco:

Jak dobrze, że trening mamy dopiero po południu. Może trochę wytrzeźwieje. Jakby tak spojrzeć no to nasze picie z Lewym, to nie wypiliśmy tak dużo. Chyba 2 piwa na głowę. Ciekawe jak tam Lewy. Anka pewnie strzeliła focha.
Jestem zły na siebie. Jak mogłem być takim głupkiem! Pozwoliłem, aby jakaś cycata blondynka namieszała w moim związku! Musiałem skrzywdzić Nikolę i być w sztucznym związku, w którym liczyły się tylko drogie kolacje, bankiety, imprezy, publiczne wystąpienia abym sobie uświadomił, że Nikola jest całym moim światem.
"Takich jak ty to ja zjadam na śniadanie. Tu chodziło o obiad, mały podstęp no rodzeństwo Lewandowskich. Najpierw psychicznie wykończyłam tą małą brunetke, zabierając jej ciebiea potem miał być mały skandal w małżeństwie Lewandowskiego."
"Najpierw psychicznie wykończyłam tą małą brunetke, zabierając jej ciebie..."
Nie mogłem i nie potrafiłem zapomnieć tych słów. Alkohol też nie pomógł... Nigdy nie wybacze sobie, że tak skrzywdziłem dziewczynę moich marzeń.
Jak oszalały wstałem z łóżka. Założyłem moje ulubione jeansy, które miały już trochę przetarte kolana i koszulkę. To ta, w której kiedyś Nikola chodziła po moim domu. Pewnego dnia jedliśmy kolację no a potem też śniadanie. Wydawało mi się, że jeszcze czuję jej zapach. Niestety to tylko fikcja.
Po godzinie stałem pod drzwiami Lewandowskich.
- Kurde Marco jest 11. Co ty mało piwa wczoraj wypiłeś? - nie takiego powitania się spodziewałem.
- A tak wgl.to cześć. - powiedziałem. - Ja do Nikoli.- letko się uśmiechnęłem. Chciałem zrobić dobre wrażenie.
- Nie ma jej. - zauważyłem, że Robert był trochę zmieszany i nie chętnie mi to powiedział.
- A gdzie jest? Znaczy się mogę poczekać? - zapytałem.
- Wróciła do Polski... - świat mi zawirował. Nagle przypomniałem sobie wszystkie chwile, godziny, minuty, sekundy z nią spędzone. - Rozumiem, że te róże to nie dla mnie? - spojrzałem na bukiet, pięknych, czerwonych kwiatów. Nie były dla mojej Nikoli.
- Daj je Ani.- wepchałem je w ręce Roberta.
- Nie martw się. Wróci tu jeszcze. - spojrzałem na Lewego i pokręciłem głową. Oby miał rację. ..
Włożyłaem dłonie do kieszeni, spuściłem głowę i szedłem prosto przed siebie. Szukając sensu mojego życia. ..
Nie ma jej.
Nie ma mojej Nikoli.
Nie ma mnie.


Oczami Nikoli:


Jak dobrze budzić się we własnym domu, pokoju, łóżku. Jak wspaniale widzieć uśmiechniętą twarz mamy. To wszystko jest takie stare, ale jednak nowe. Mieszkając w Dortmundzie nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem.Nawet głupiej poduszki z mojego pokoju mi brakowało albo fikusa, który nadal znajduje się na parapecie. A na półce stoi najpiękniejsze zdjęcie, na którym jestem ja, tata, mama i Bobek.Świetnie pamiętam ten dzień. Moje 7-me urodziny. Tata jako pierwszy złożył mi życzenia. Przyszedł do mnie w nocy, po północy wręczył mi różę, pięknego, pluszowego misia i powiedział: "Przytul go za każdym razem kiedy będziesz za mną tęskniła. On odwzajemni mój uścisk. " Ucałował mnie w czoło, po chwili znów zasnęłam. Rano obudził mnie Robert, tego dnia był dla mnie bardzo miły. Mama upiekła mój ulubiony czekoladowy tort.
Siedziałam w kuchni, przed sobą miałam śniadanie.
- No zjedz coś. - mama wskazała na mój talerz. Faktycznie nawet nie tknęłam kanapek.- Wyglądasz jak anorektyczka.- obrzuciła mnie bacznym spojrzeniem.
- Oj mamo nie przesadzaj.-zaczęłam jeść śniadanie. - Dzisiaj jadę do Karoliny.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. -powiedziała to cichym głosem. Bała się mojej reakcji.
- To jest wspaniały pomysł. Przecież to moja przyjaciółka. -powiedziałam z jedzeniem w buzi.
- No się pośpiesz. Autobus jedzie za 20 minut.- kiwęła głową w stronę zegara, który wisiałw kuchni nad wejściem.
- O cholera.- przeklęłam i w pośpiechu wpadłam do pokoju. Z walizki wyjęłam rurki i dres. Włosy zaczesałam w niezgrabny kok. Na twarz nałożyłam fluid i pomalowałam rzęsy. W korytarzu zarzuciłam na siebie kurtkę i ubrałam adidasy.
-Mamo wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę! - krzyknęłam.
- Przyzwyczaiłam się do tego.-delikatnie się do mnie uśmiechnęła.- Jak jechałaś do Niemiec też tak powiedziałaś. -to prawda, pamiętała te słowa. Stanęłam z nią twarz w twarz.
- Mamo wiesz, że cię kocham. -pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam.
- Uważaj na siebie. - trzy słowa, które chyba każda mama mówi, gdy jej dziecko wychodzi z domu.
- Papa.- posłusznie przytaknęłam głową i pomachałam na pożegnanie.
Już po 10 minutach szybkiego marszu było mi gorąco. Przysłowie mówi: "Idzie luty podkuj buty." Ciekawe czy ktoś je naprawdę podkuwa. Pewnie kowal koniom. A ja całą zimę przechodziłam w nike.
Zaczęłam myśleć o tacie. Tęskniłam za nim i to bardzo. To z nim znalazłam wspólny język. Gdy miałam problem zawsze do niego przychodziłam. W naszej rodzinie przez 2 lata rządziło powiedzenie : "Córusia tatusia a synek mamusi." Tylko przez 2 lata...Czasami zadaję Bogu pytanie "dlaczego? " Dlaczego to ja i Robert straciliśmy tatę? Dlaczego nasza mama musiała tak cierpieć i udawać, że jest silna? A przecież tak czesto po kryjomu płakała. .. Każdy powtarzał "potrzebujecie czasu". A czas leciał i leciał. .. Gdzieś tam w głębi mnie nadal nie mogę się pozbierać po śmierci taty. Może potrzeba czasu?
Robert każdego ważnego gola dedykuje właśnie jemu. A ja nic mu nie dededykuje, pewnie nawet nie jest ze mnie dumny. Nie dziwię się mu, przecież ja nic nie osiągnęłam. Jestem jego adoptowaną córką, zwykłą dziewczyną, która ucieka, gdy pojawi się problem.
- Szlag.- szepnęłam sama do siebie. Właśnie przed nosem przemknął mi autobus. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się przejść. To tylko 2 km...
Nie było mnie tu 2 lata a czuję się jakby wiek minął. Wszystko takie nowe. Pani Róża odbudowała dom a pan Andrzej nareszcie znalazł sobie żonę o i chyba nawet mają dzieci, bo przed domem stoi huśtawka. Wokół mieszkania, miejscowej ogrodniczki, jak zawsze dużo zieleni, młodych drzewek. Krzewy róż budzą się do życia, a to dopiero początek marca. To chyba odpowiedni moment abym ja też się obudziła...

*W szpitalu u Karoliny*
-Boże Karolina...-szepnęłam sama do siebie wchodząc do jej sali. Głowę miała obwiniętą białym bandażem a nad prawym okiem czerwoną plamę. Lewa noga i klatka piersiowa była w gipsie. Usiadłam obok łóżka, na małym okrągłym krzesełku. Dlaczego ona? Usta miała sine a twarz bladą. Przypominała śmierć...
Przez głowę znów przebiegły mi wszystkie nasze wspólne wygłupy. Zaśmiałam się. To był śmiech przez łzy. Zaraz zaczęłam płakać.
-Woodyy...-prawie niedosłyszalie wyszeptała. Rozejrzałam się po sali.Na nocnej szafce stał kubek z wodą i z patyczkiem. Jedną stronę miał zakończony mokrą wodą. Nawilżyłam jej usta. Nie byłam pewna czy dobrze robię. Kilka razy widziałam jak w filmach pielęgniarki tak robią.
-Już spokojnie.-pogłaskałam ją po głowie. Była taka przestraszona, bezbronna.Gdybym tylko dorwała drania, który ją tak urządził... Jak znam życie i polskie prawo dostanie pewnie 5 lat albo coś w zawieszeniu. Za dobre sprawowanie wyjdzie po roku. A potem znów wysiądzie do samochodu po kilku piwkach i znów komuś wyrzadzi krzywdę. Gardze takimi ludźmi.
- Nikola? -gwałtownie obróciałam się. Zobaczyłam znajomą twarz. To taka Karolina 25 lat starsza.
-Dzień dobry pani.-delikatnie się uśmiechęłam.Mama Karoliny, pani Ania. Niesamowita kobieta. Sama wychowała 4 dzieci. Jej mąż przysyła jakieś marne grosze i raz na ruski rok odwiedza ich.
-Jak miło, że odwiedziłaś Karolkę. -odwzajemniła uśmiech. -Kiedy przyjechałaś?
-Wczoraj. -nie zdołałam wypowiedzieć nic więcej. Spojrzałam kobiecie w oczy.miała już tego serdecznie dosyć. Była przemę czona tą sytuacją. Na pewno codziennie kilka godzin siedziała przy Karolinie.Miała wielkie wory pod oczyma.-Dlaczego akurat ona? -z moich oczu nagle popłynął strużek łez. Płakałam, miałam takie prawo. Moja przyjaciółka leżała na szpitalnym łóżku a ja nic nie mogłam zrobić.
-Codziennie zadaję sobie to samo pytanie.- ustąpiłam jej miejsca i usiadła na krzesełku. Podparła głowę rękami i zaczęła płakać razem ze mną. Delikatnie przytyliłam panią Anie.-Spójrz przez okno.-posłusznie popatrzyłam.- Jak na marzec jest bardzo ciepło. Bóg cieszy się, że zabiera Anioła do nieba.
- Ooo dzień dobry panią. - niespodziewanie do sali wszedł lekarz. Na wizytówce widniało jego nazwisko, Konarski.- Pacjentka wygląda tragicznie, ale proszę się nie martwić jej stan jest bardzo dobry. Kości dobrze się zrastają. Myślę, że z wymową też będzie dobrze. - chciałam zrobić krok do przodu i przytulić tego Konarskiego.
***
Wracając do domu zastanawiałam się ile razy lekarz mówi komuś, że jego bliski będzie żył i ma się dobrze. Ciekawe ile razy mówi bliskim, że śmierć zbliża się wielkimi krokami. --------

Mamy kolejny rozdział! :D Przepraszam za dzień spóźnienia, ale wczoraj źle się czułam. Jestem trochę przeziębiona :(
CZEKAM NA WASZE OPINIE! <3
Gorące pozdrowienia :*
Dzisiaj kibicujemy naszym skoczkom a jutro piłkarzom! POLSKAA BIAŁO-CZERWONII! ♥
PS. Przepraszam za błędy, ale ten rozdział pisałam na tel ;p

3 komentarze:

  1. Łoooo SUPER. . . . . Cieszę się że Marco zrozumiał że kocha Nikole i tylko Nikole. A ona?? Musi koniecznie wrócić do Dortmundu.
    Karolina ma wyzdrowieć, a wszystko ma się dobrze potoczyć.. . . . . Plissss <3
    Rozdział jest cudownyy. . . . . Czekam na WIĘCEJ!
    Pozdrawiam ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej <3 Rozdział cudowny <3
    Mam nadzieję, że Nikola wróci szybko do Dortmundu Lub Marco po nią przyjedzie <3 Romantycznie !!!
    Cieszę się, że blondynek zrozumiał, że tylko ją kocha i nikogo więcej <3
    Czekam z niecierpliwością na następny *.*

    Ps. Świeeetnie piszesz *.*
    Pss. Od dzisiaj jestem twoją największą fanką <3

    Pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto masz talent!!! Boski blog i abvasgash *o* Nie mogę się doczekać nexta! :)

    OdpowiedzUsuń