Translate

czwartek, 29 maja 2014

Przyszłość jest bardzo daleko.



 Oczami Nikoli:
 
- No ale dopiero co przyjechaliście.- westchnęła.- Raptem ile minęło?- zapytała retorycznie.- Dwa tygodnie.
- Mamuś dobrze wiesz, jak wygląda życie piłkarza.- usiadłam przeciwko niej i złapałam ją za ręce
- To chociaż ty zostań!- powiedziała z entuzjazmem.
- O nie!- nagle wtrącił się Marco, który dotąd cicho siedział na sofie i przysłuchiwał się naszej rozmowie.- Nie zostawię już jej tutaj.- spojrzałyśmy na niego.- Nie po tym co się stało.
- Ale uważasz, że to moja wina?- zapytała mama. To pytanie nie miało sensu, ale teraz będzie się wszystkiego „chwytać” aby sprawić bym chociaż ja tutaj została. Myślę, że dobrze wiedziała, że Marco tak nie myśli… po prostu się jej wymsknęło.
- Nie, nigdy tak nie uważałem.- odpowiedział z powagą.- Po porostu nie chcę się już z nią rozstawać.
- Ehh…- moja mama machnęła dramatycznie rękami i wyszła z salonu ze smutkiem na twarzy. Odprowadziłam ją wzrokiem i spojrzałam na Reusa. Mieliśmy chyba taki sam wyraz twarzy, taki jakiś nijaki. Niby smutek, że stąd wyjeżdżamy i zostawiamy moją mamę, a niby radość, bo wracamy do domu- do Niemczech- do Dortmundu. Choć nigdy nie będę uważać, że Dortmund w stu procentach jest moim domem. Polska, Warszawa, Leszno to w stu procentach mój dom, ale nie Dortmund. Teraz tam gdzie jest Marco Reus, tam jestem ja. Mogłabym mieszkać z nim wszędzie: pod mostem, w zamku, w bloku, pod namiotem, w szałasie, na bezludnej wyspie, w strasznej dzielnicy, wtedy ta dzielnica już nie byłaby taka straszna, bo miałabym przy sobie Marco.  Przy nim czuję się jakbym miała zawodową ochronę. Tak, jak w domu, tak i przy Marco, czuję się naprawdę bezpieczna. A w miłości też o to chodzi.
- To co robimy?- usiadłam mu na kolanach.- Wracamy do Dortmundu?
- Na to wygląda.- delikatne się uśmiechnął.- Wiesz nie mogę dać o sobie zapomnieć w Borussii, jeszcze Jurgen znajdzie jakiegoś innego blondyna.
Uśmiechnęłam się radośnie. Marco zaczął bawić się moimi włosami, oplatając je sobie na palce.
- No to wracamy.- stwierdziłam z żalem w głosie.
- Mhm… sezon się kończy to może tu wpadniemy w lipcu albo coś.
- A wiesz?! To nie jest głupi pomysł!- powiedziałam ożywiona.- Może to trochę rozweseli moją mamę.
- Ale nie, może jej jeszcze tego nie mów.
- Dlaczego?- zdziwiłam się.
- Bo plany mogą się jeszcze pokrzyżować.- poruszał rzęsami i powiedział to w taki intrygujący sposób. Przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował w usta. Chyba wiedziałam o co chodzi…
- A co masz już plany na wakacje?- zapytałam.
- Jak już to razem mamy. Bez mojego Świata się nie ruszam.
Uśmiechnęłam się na znak, że spodobała mi się ta odpowiedź. Zaczesałam włosy Marco do tyłu. Chciałam się nimi pobawić tak, jak on moimi, tylko miał je za krótkie. Poczułam jego dłoń na prawym udzie. Ooł… czas kończyć tą miłą pogawędkę. A na dodatek w kuchni usłyszałam głos Roberta, który wrócił od kolegi z Warszawy. Rozmawiał z mamą o tym samym co my, a właściwie to ja- powrót do Niemczech.
- Pójdę zobaczyć co się tam dzieje.- powiedziałam. Ta rozmowa mogła być moją jedyną formą ucieczki.
- Nie Nikola, zaczekaj.- zatrzymał mnie Blondyn.- Teraz niech Lewy wytłumaczy to pani Iwonie.
- Pani Iwonie?- zapytałam z uśmieszkiem na twarzy.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Aaa bo nie wiem, jak mam się zwracać do twojej mamy.- Marco podparł głowę ręką w geście załamania się nad swoim wielkim problemem.
- Hahaha…- zaczęłam się śmiać.- A jak coś chcesz albo o coś chcesz się zapytać to jak mówisz?
- A no różnie…
- Na przykład?
- Yy… no.- zaczął się zastanawiać.- Ej no nie dręcz mnie!- miał zwinne palce, które zaczęły mnie łaskotać a ja śmiałam się, jak opętana. Zapewne wyglądałam, jak idiotka.
- Hahaha… dobra już przestań. Bo zawołam panią Iwonę haha!- nie mogłam się powstrzymać od tego złośliwego komentarza.
Blondyn momentalnie spoważniał a ja nadal nie mogłam przestać się śmiać.
- Oj no dobra już…- pogłaskałam go po policzku.
- Ciekawy jestem, jak będziesz się dogadywała z moją mamą.
- Yh…- zamilkłam.
Próbowałam sobie wyobrazić nasze spotkanie. I tak szczerze to nie wiem, jak będzie wyglądało. Ani razu jeszcze nie widziałam jego mamy, nawet w internecie jakoś specjalnie nie szukałam jej zdjęć, nie odczuwałam takiej potrzeby.
- Haha wtedy dopiero będzie śmiesznie haha. Pani Lewandowska i pani Reus przy wspólnym stole haha i te pogawędki o mnie. Hahaha bezcenne.- jego śmiech był głośniejszy niż mój, ale jeszcze kiedyś go pobiję. Może nie dzisiaj ale kiedyś na pewno. Teraz, jak zaczęłam się śmiać to nie zamierzam robić tego cicho, tylko głośno żeby mnie wszyscy słyszeli.
- Ej to nie jest śmieszne.- lekko walnęłam mojego Blondyna w klatkę piersiową.
- To jest śmieszne. Hahaha…- założył swoją dłoń na moją szyje i przyciągnął do siebie.  Przywarłam do jego ciała. Czułam, jak jego serce się śmieje. Nagle usłyszeliśmy huk roztrzaskującego się szkła, dobiegający z kuchni. Zamarliśmy.
- Nic się nie stało to tylko talerz!- krzyknął Lewy a mi spadł kamień z serca.
Spojrzeliśmy na siebie z Marco, w mgnieniu oka zerwaliśmy się z sofy i tak dla by się upewnić poszliśmy do kuchni zobaczyć co się tam dzieje.
- Jenyy myślałam…- urwałam w połowie zdania, kiedy zauważyłam mamę zamiatającą potłuczone szkło i Bobka, który trzymał szufelkę.
- Co myślałaś?- zapytał Robert.
Głupio się uśmiechnęłam. Chciałabym ukryć przed całym światem to o czym wtedy pomyślałam.
- Nie mów, że… hahaha.-  mój braciszek spojrzał na moją minę i chyba wiedział co przyszło mi na myśl.
Marco i mama dziwnie się na mnie patrzyli.
- Nikola na serio?!- zapytał zdziwiony Reus.
- Ej no dobra skończcie już!- krzyknęłam.
- Haha oj córuś , córuś.- mama tylko pokiwała głową. Zorientowała się o co chodzi. Pewnie zastanawiała się dlaczego mi to przyszło do głowy. No po prostu, jak w domu jest napięta atmosfera i w powietrzu wisi kłótnia, kiedy stłucze się talerz pierwsze co człowiekowi przyjdzie na myśl, to to, że ktoś w kogoś czymś rzucił. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że to była głupia myśl. Mam bujną wyobraźnię, ale nie wyobrażam sobie Roberta Lewandowskiego, który podnosi rękę na kobietę a zwłaszcza na swoją mamę. Albo najukochańszą i najlepszą mamę na świecie, jak bije swojego dorosłego syna. No przepraszam, ale takie coś jest niewyobrażalne.
Pokręcili tylko głowami i wyrzucili w niepamięć tą głupią sytuację.
- Mamuś to co możemy wracać?- zapytałam tak, jak wtedy, kiedy byłam mała czy mogę zostać na noc u Karoliny.
- Przecież nieważne co powiem i tak pojedziecie.- w tym akurat miała rację.
Zapadła cisza.
- No ale chyba będziecie przyjeżdżać no nie?- zapytała, już z uśmiechem na twarzy. A mi ulżyło, że się już z tym pogodziła.
- No pewnie!- rzuciłam się jej na szyję.

Oczami Marco:

No to wracamy do Dortmundu! Nie było mi tu źle, no ale wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Tak szczerze to już nie mogę się doczekać, kiedy razem z Nikolą przekroczymy próg naszego wspólnego domu, w którym spędzimy zapewne cudowne jak i złe momenty w naszym życiu. Ale niczego bardziej nie pragnę, jak tego. Uśmiecham się do przyszłości, jak wyobrażam sobie wspólne poranki, południa i wieczory. 
Żyjemy, poznajemy różnych ludzi, bez których nie wyobrażamy sobie życia a potem nagle spotykamy tą jedyną osobę z którą chcemy spędzać każdy kolejny dzień. 

-Będziesz ze mną? -Na zawsze. -Ale 'zawsze' to bardzo długo. -Za krótko.



- Lewy!!- wydarłem się.- Znalazłem coś!
Po kilku sekundach Robert zaglądał mi przez ramię i patrzył na ekran laptopa.
- Mhm...- pokiwał głową.- To dobra strona. Przeważnie rezerwuje tu bilety.
- Ha! Jestem genialny!- powiedziałem zadowolony z tego co zrobiłem.
- Haha...- usłyszałem tylko głupkowaty śmiech Lewego.- Dobra to rezerwuj 3 bilety, kierunek Dortmund. Tylko w I klasie.
- No ale... ale to jest to polsku.- powiedziałem zmartwiony.
- No przecież ty jesteś taki genialny.- powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Pff... poradzę sobie.- wybałkotałem. - Gdzie jest Nikola?
- U Karoliny.- odpowiedział ze spokojem w glosie.
- Jak? U Karoliny?! Sama?- zerwałem się z krzesła.
- No nie z niańką wiesz.- powiedział z sarkazmem w głosie.
- No ale sama do niej poszła?- zapytałem próbując się uspokoić.
- Nie no zabiłbyś mnie, jakbym pozwolił jej samej wyjść. Spokojnie, odwiozłem ją.
- Uff... no masz szczęście.- odetchnąłem z ulgą.
- Ej no weź aż taki głupi nie jestem, to moja siostra.
- A moja narzeczona.
- Że co?!
- Dziewczyna, pomyliło mi się.- zamyśliłem się.- Ale w przyszłości kto wie...
- Przyszłość jest bardzo daleko. 
- To twój życiowy tekst?
- Niee? Mam lepsze.- uśmiechnął się z satysfakcją.
- Dobra to zarezerwuj te bilety, ja spadam pa!- skorzystałem z okazji kiedy Lewy siedział wygodnie na fotelu i zwiałem. Boże... nie miałem zielonego pojęcia, jak je zamówić. Prawdziwy dramat. Jeszcze gdyby to było po niemiecku albo przynajmniej po angielsku a tam pisało tylko po polsku. To cud, że się nauczyłem podstawowych słówek, jak: "dzień dobry", "do widzenia", "cześć", "tam jak?" albo coś takiego. Polski język naprawdę jest trudny. Raz, jak Nikola zaczęła mi mówić o zasadach ortografii to mi włosy dęba stanęły. Że jakieś ó  z kreską czy coś tam... Z trudnością wypowiadam jej nazwisko... Ale może niedługo będzie mieć moje...






Hejo :) Wychodzi na to, że Marco, Nikola i Robert wracają do Dortmundu :) Mam nadzieję, że Wam się podoba, a w Niemczech nudno nie będzie i to Wam obiecuję :D 
Zachęcam Was do komentowania, bo to i daje niesamowitego kopa :D Dzięki 10 kom. rozdział powstał już dzisiaj <3
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pozdrowionka :* 
-
Przystojniaki <3

niedziela, 25 maja 2014

Nawet nie wiem kiedy zaczęłam się śmiać...



 Oczami Nikoli:
Myślałam, że gorzej będzie przed przesłuchaniem, w trakcie i po… za dużo myślę, zdecydowanie za dużo. Muszę przestać, bo jeszcze coś nie daj Boże głupiego wymyślę, sobie ubzduram. 
Cały czas, kiedy myślałam to użalałam się nad sobą i tak się w tym pogrążyłam, że nawet nie wiem kiedy zaczęłam śmiać się, uśmiechać, normalnie funkcjonować. Niby z Marco mamy osobne pokoje ale zawsze ja budzę się u niego albo on u mnie. Ale kiedy zaczyna mnie coraz namiętniej całować tu i ówdzie, szepcze mi czułe słówka wiem co jest grane i znów dostaje blokady. STOP, KONIEC… i tyle. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jest cudownie, romantycznie, czule, on podnosi moją koszulkę a ja zastygam, drętwieje i przerywam te cudowne chwile. A on to rozumie i przeważnie wieczory spędzamy wtuleni w siebie albo oglądamy jakieś filmy.
Kiedy człowiek, a w tym przypadku- ja, w swojej przeszłości ma coś co go nęka, prześladuje, nie daje mu żyć teraźniejszością, z czasem przy dobrym towarzystwie zapominamy o tym i cieszymy się życiem. W moim przypadku właśnie tak jest i dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili.
Już za niedługo wrócimy do Dortmundu i wtedy zapomnę o tym na zawsze. Chwila… wrócimy do Dortmundu i co? Codziennie będę siedzieć i wyczekiwać aż Marco wróci z treningu? Od czasu do czasu wyjedziemy na jakąś imprezę i tyle? Nie chodzi mi o to, że ciągle chcę balować, imprezować tylko o to, że ja też chcę coś robić.
-Nikola chodź,  jedziemy do Warszawy.- Marco chwycił mnie za rękę.
-Ale, że do Wavy?- zapytałam ironicznie.- A masz dużo kasy?
-A po co ci?- zapytał zdziwiony.
-Bo mam ochotę na wielkie zakupy.- wyjaśniłam i zrobiłam słodką minkę.
- No przecież…- wybełkotał.- Myślałem, że pokażesz mi stolicę.
-A no pokaże…- przytaknęłam.- galerie i moje ulubione sklepy.- posłałam do niego szeroki uśmiech.
- Pff…-  prawdopodobnie będzie tak wzdychał przez cały dzień, ale to nic.- No to się zbieraj.- kiedy to powiedział jakoś nie tryskał entuzjazmem, ale za to ja tak. Rzuciłam mu się na szyję w podzięce.
-Okey daj mi kwadrans.- w pośpiechu pobiegłam do pokoju i zaczęłam przeszukiwać swoją szafkę.- A jednak będę potrzebowała pół godzinki!- krzyknęłam. Nie zabrałam ze sobą zbyt wiele ciuchów, w większości miałam dresy, luźne topy i jensy. Stałam tak przed szafą a w głowie robiłam przegląd swoich ubrań i nagle przypomniałam sobie o szafirowej, zwiewnej sukience. Była idealna. Pasowała do moich kasztanowych oczu i ciemnych włosów, które związałam w kok i zrobiłam delikatny makijaż. Stanęłam przed lustrem i stwierdziłam, że jestem gotowa.
Kiedy wyszłam na pole Reus bujał się na huśtawce. Dość długo się na mnie patrzył i cwaniacko uśmiechał. 





Podszedł do mnie i objął w tali.
- Pięknie wyglądasz.- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.
- Tylko dzisiaj?- zaczęłam się z nim droczyć.
- Nie, zawsze. Ale dawno już nie miałaś na sobie sukienki.- powiedział i się uśmiechnął.
- Bo większość zostawiłam w Dortmundzie i dlatego chcę jechać na zakupy.- wyjaśniłam.
- Wykupie ci je wszystkie bo seksownie w nich wyglądasz…- szepnął mi do ucha a ja przegryzłam wargę.
- Dobra chodźmy już.- popchałam go w stronę samochodu.

Po kilkunastu minutach jazdy włączyłam radio i akurat trafiłam na stacje z disco polo. Nie wiem co mi odbiło, ale na cały głos zaczęłam śpiewać  „Bujaj się”. Marco był trochę zdziwiony, ale po chwili śmiał się ze mnie i słyszałam, jak sobie nuci tą piosenkę pod nosem. Nie rozumiał słów, ale spodobał mu się rytm piosenki. No a potem było „Kocham Cię” słowa piosenki zapewne by się mu spodobały.
W czasie mojego coveru zadzwonił Mario. Chyba trochę usłyszał, jak fałszuje. Marco od razu dał na głośno mówiący:
- O Nikola widzę, że ci się udziela tam razem z Blondynem haha…
- No pewnie, nawet nie wiesz jak jest zajebiście.- odpowiedziałam.
- Wyobrażam sobie…
- To skończ, bo się zgorszysz haha…
- Odgryzę ci się kiedyś za to haha Marco co ty jej dałeś?
- Pozwolenie na zakupy…
- Haha wszystko jasne. A jak tam po przesłuchaniu?
- Spoko… taki łysy mnie tylko wkurzył…
- A co do łysych to mam świetny kawał.
- To gadaj.- odpowiedział Marco.
- A więc:
    - Czym łysy myje głowę?
    - Cifem żeby nie porysować powierzchni.
- Hahahaha…- razem z Marco wybuchliśmy śmiechem.
- O Mario widzę, że tobie też się nie nudzi.- powiedziałam.
- No właśnie nudzi.- wyczułam smutek w jego głosie.- Tylko na treningi chodzę no i jeszcze z Tonim gdzieś wyjdę albo coś i tyle.
- Ojj biedny Mario.- współczułam mu.
- Wbijaj do nas!- rzucił Marco.
- Tak już, papatajam na jednorożcu.
- No chyba na słoniu, bo jednorożec cię nie udźwignie haha…
Mario umilkł, po chwili powiedział:
- … szukam jakiejś cienkiej riposty żeby ci się odgryźć ale jeszcze jej nie znalazłem.
Czym mnie rozbawił i zaczęłam się śmiać.
- I chyba jej nie znajdziesz, bo jesteśmy już obok galerii także bayy…- pożegnałam się.
- Mario módl się abym przeżył ten dzień.- powiedział błagalnie Reus.
- Haha Nikola zamęcz go tam!
- Taki mam zamiar haha…
- No to telepatyczny żółwik i papa…
- Żółwik i papa cium!
Rozłączyłam się. 
Marco, jak prawdziwy gentelmen otworzył mi drzwi i podał rękę. A ja w głębi duszy już się cieszyłam z zakupów. To będzie cudowny dzień. A jak ktoś lub coś go zepsuje to przyrzekam, że uduszę własnymi rękami. 
Kiedy weszliśmy do galerii zaparło mi dech w piersiach. Wszędzie sklepy, dużo sklepów z ubraniami, kolorowe sukienku, buciki... awww... 
Nie jestem zakupoholiczką, no ale ten widok był cudowny a w szczególności, że już dawno nie chodziłam po sklepach. Chwyciłam Marco za rękę i pobiegłam do pierwszego sklepu z sukienkami. 
Byłam w raju...
Z uśmiechem na twarzy wzięłam pięć sukienek z wieszaków i poszłam do przymierzalni. 
Za każdym razem kiedy wychodziłam, żeby pokazać się Marco słyszałam:
-Ślicznie... albo -Pięknie... - Ładnie...
A mi chodziło o coś więcej, chciałam żeby na mój widok zaniemówił. 
Zrezygnowana usiadłam obok niego i powiedziałam:
- Ehh... idź ty mi coś poszukaj.- dziwnie się na mnie popatrzył, ale posłuchał. Zaczęłam przeglądać katalog, który leżał na stoliku kiedy Marco wrócił z neonową sukienką. Wybałuszyłam na niego oczy. Nie do końca mi o taką chodziło...
- Przymierz...-przyjaźnie się do mnie uśmiechnął. Miałam problemy z przymiarką, bo nie wiedziałam, do której dziury włożyć głowę. Śmieszne... Blondyn jeszcze między czasie przyniósł mi torebkę, chyba wziął pierwszą z brzegu. 
Kiedy odsłoniłam kotarę i wyszłam mu pokazać jakie "dzieło stworzył". W pierwszej chwili zaniemówił a potem podszedł do mnie obrócił kilka razu wokół własnej osi i powiedział:
- Jesteś najpiękniejsza na świecie.
Niby zwykły komplement a potrafi sprawić tyle radości. 
Szczerze to nie chciałam kupować tej sukienki, no ale Blondyn mnie zmusił... sam mi ją kupił. Do kompletu wzięłam jeszcze torebkę.
Kiedy mijaliśmy sklepy z dziecinnymi ubraniami Reus gwałtownie pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do sklepu z sukniami ślubnymi czym mnie niesamowicie zaskoczył. Przedtem było kolorowo a teraz biało. Teraz to ja zaniemówiłam...
- Ale, ale po co?- zapytałam zdezorientowana.
- Chodź nie marudź.- pociągnął mnie za rękę i podeszliśmy do pierwszego manekina. Krótka, kremowa sukienka z odsłoniętymi rękawami... coś w niej było nie tak. Chyba po prostu nie wyobrażam sobie siebie w takiej sukience na ślubie. Stop! Ja na rzie nie maże o ślubie... Kiedyś tak, ale na pewno nie teraz. Jestem za młoda, my jesteśmy za młodzi. 
Zostałam sama i w zamyśleniu patrzyłam na tą sukienkę, Marco momentalnie mi gdzieś zniknął, ale zaraz się pojawił. Szedł w moją stronę, prawą rękę trzymał wysoko w górze z wieszakiem a na nim cudo: piękną, długą, białą suknie. 
- Woow...- tylko tyle zdołałam wypowiedzieć.  
Marco uśmiechnął się do mnie z satysfakcją. Była uszyta z delikatnego materiału. 
- Proszę...- spojrzałam na niego pytająco, ale po chwili zorientowałam się o co chodzi.
- Nie, nie Marco nie możemy.- zaprzeczyłam. 
- Możemy.- chwycił mnie za rękę i zaprowadził do przymierzalni. Sukienkę powiesił na wieszaku i wyszedł, jednak zaraz "wsadził" głowę do kotary i powiedział:
- Jakbyś potrzebowała pomocy to mów...- i puścił do mnie oczko. 
Zastygłam w bezruchu. 
-Co mi szkodzi.- pomyślałam i zaczęłam się przebierać. To nie było takie łatwe. Ale po kwadransie a przynajmniej tak mi się wydaje wyszłam z przymierzalni, tylko nigdzie nie widziałam Marco. Zaczęłam się rozglądać. Zrobiłam kilka kroczków i wtedy ukazał się on, mój książę z bajki w czarnym garniturze. 
Szeroko się uśmiechnęliśmy i zbliżyliśmy się do siebie.
- Jeszcze tylko brakuje księdza.- wyszeptałam, tuląc Marco do siebie.
- Mogę załatwić.- powiedział.- Wiesz wystarczy tylko jeden telefon... do dobra kilka telefonów.
- Nie, nie trzeba.- zaprotestowałam.
- To znaczy... że nie chcesz za mnie wyjść?- spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. 
- Hah nie.- zachichotałam.- Chcę, ale nie teraz. 
- Uff... a już myślałem, że nie chcesz.
- Chcę, chcę ale w swoim czasie.- mocno się do niego przytuliłam. 
- To co selfie?- zapytał.
- Jasne! Zawsze chciałam mieć foty w sukni ślubnej.- powiedziałam z radością.
Naszej sesji zdjęciowej nigdy nie zapomnę, po za tym takich rzeczy się nie zapomina. 




Przepraszam, że dodaję tak późno rozdziały :* ale obiecuję poprawę :) Miłego tygodnia wszystkim! <3 
Proszę niech każdy kto to czyta zostawi po sobie komentarz, może być tylko emotka :) Będę bardzo wdzięczna :*



sobota, 17 maja 2014

Dzielna dziewczynka...


Oczami Nikoli:




Kątem oka spojrzałam na zegarek, dochodziła 10. Szybko pokroiłam ogórka i ułożyłam na kanapki. Zaparzyłam herbatę, każdy miał taką jak lubi: Robert z cytryną i jedną łyżeczką cukru, Marco przeważnie w Dortmundzie pił kawę ale teraz jakoś się ograniczył i do śniadanie pije sok pomarańczowy albo zwykłą herbatę a mama tak, jak ja uwielbiamy różne herbaty, a w szczególności owocowe. Wow…. Że ja to wszystko zapamiętałam. Chyba nie jest ze mną aż tak źle, jak mi się wydaje.
 Nawet czasami się uśmiecham ale to już jak ktoś albo coś naprawdę mnie rozbawi. Coraz częściej robi to Blondyn za co jestem mu wdzięczna.
Z jednej strony jestem przygnębiona, smutna, zła, choć mam Marco, Roberta, mamę czuję się samotna, ostatnio nawet boję się ciemności i chcę się tak czuć. A z drugiej strony chcę z tym skończyć, śmiać się bez przerwy, wygłupiać się z Reusem, chodzić na randki, na duże imprezy, upić się a potem mieć kaca… tęsknię za tym. Niby nikt mi nie broni tak żyć, ale ja nie potrafię zapomnieć o tych 3 koszmarnych dniach. Dzisiaj przyszedł czas na przesłuchanie.
-Marco, Robert śniadanie!- zawołałam moich mężczyzn.
-Ulala ale będzie wyżerka.- stwierdził Blondyn wpadając do kuchni, widząc wielki talerz z kanapkami.
-No wiesz w końcu ma się tą zajebistą siostrę.- powiedział mój kochany braciszek i szeroko się do mnie uśmiechnął.
-Przypominam ci, że ta twoja zajebista siostra jest moją zajebistą dziewczyną.- skwitował Marco.
-Hahaha…- wybuchłam śmiechem.- Ale ja mam zajebiste szczęście, że jestem taką zajebistą siostrą i taką zajebistą dziewczyną.
-No i jeszcze jesteś zajebistą córką.- wtrąciła mama, która przekroczyła próg kuchni. Na co ja miałam ochotę znów wybuchnąć śmiechem.
-Hahaha… no dobra, już wszyscy wiedzą, że jestem zajebista a teraz idę się ubrać.- upiłam trochę herbaty z mojego kubka.- Za pół godziny musimy jechać.- pokiwałam głową w stronę zegarka.
-Mhm… już skończymy jeść, trochę się ogarnę i możemy jechać.- powiedział Robert.
-Yyy… wystarczy jak Marco ze mną pojedzie.
-No chyba nie…- sprzeciwił się Lewy.- Ja też jadę, po za tym będziesz bezpieczniejsza.
-Proszę cię co może mi się stać jadąc autem z Marco i to na komisariat policji?
-Wszytko np. może spaść Ufo albo Batman może przylecieć i cię zabrać.
Nie powstrzymałam się i zaczęłam się śmiać jak opętana.
-Hahahahaha…. Zawsze chciałam poznać Batmana a po za tym on był dobry. Dobra rób jak chcesz ja idę się ogarnąć.- czasami nie miałam do nich sił. Zachowywali się, jak dzieci no ale facet zawsze będzie miał coś w sobie z małego chłopczyka.

Godzinę później na komisariacie policji:

-Niech pani opowie jeszcze raz wszystko i od początku.- spokojnie powiedział policjant. Byłam wkurzona, od czterdziestu minut powtarzam mu tą samą wersje a on nadal czegoś nie rozumie. Aaaa!! Miała ochotę go udusić. Marco i Robert, którzy stali za mną też już po woli tracili cierpliwość, moje opowiadanie znali na pamięć.
A więc po raz trzeci zaczęłam wszystko i od początku mu mówić, co nie było dla mnie łatwe i przyjemne. To nie jest to samo co streszczenie chorej koleżance świetnej imprezy, na której byłam.
Musiałam przypomnieć sobie to wszystko o czym starałam się zapomnieć: tamte dni i twarz Adama powróciły do mojej głowy, jak bumerang. Wiem, że trudno rzucić bumerangiem i wiem, z jaką szybkością i siłą on wraca.
Skończyłam opowiadać swoją najgorszą historię z życie, odetchnęłam z ulgą i pytająco patrzyłam na krzywą minę podkomisarza Piotra Mileckiego. Miał około 40 lat. Był wysoki, szczupły i łysy. Zastanawiałam się czy on kiedykolwiek się uśmiecha i czy za pomocą mimiki twarzy wyraża emocje…
-Dobrze rozumiem. A co pani zrobiła, że oskarżony był zmuszony aby zadzwonić na pogotowie?- to pytanie trochę mnie zaskoczyło i zbulwersowało. Lekarze, którzy mnie leczyli pewnie powiedzieli o tym policjantom, którzy zajmują się tą sprawą to po co on się o to mnie pyta?
-Przecież pan już wie…- wzruszyłam ramionami.
Przecież nie mogę o tym powiedzieć! Obok mnie stoją najbliżsi mi mężczyźni! A oni o tym nie wiedzą…
-Ale chce usłyszeć to od pani.- lekko obróciłam głowę w lewo i spojrzałam na Marco, miał niespokojny wyraz twarzy. Cały czas rozmawialiśmy po angielsku jakbym zmieniła teraz język na polski Reus od razu zorientowałby się , że coś jest nie tak.- No więc? Co pani zrobiła?- policjant powtórzył pytanie. Wiercąc mi coraz większą dziurę w brzuchu.
I tak Marco prędzej czy później się o tym dowie.
-Połknęłam tabletki.- odpowiedziałam ze skruchą i schowałam twarz w dłoniach. Próbowałam powstrzymać łzy i jak na razie mi się to udawało.

Oczami Marco:


Co?! Jakie tabletki?! Co mój Świat połknął? Zerwałem się z krzesła i przykucnąłem obok Nikoli. Kątem oka zauważyłam, że Robert też jest zszokowany i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Zaczął rozmawiać z tym łysym policjantem.
Wziąłem te blade dłonie z twarzy Nikoli. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Teatralnie przegryzła wargę, chyba nawet sobie nie zdawała sprawy, jak to seksownie wyglądało. Miałem cholerną ochotę ją pocałować…
-Potem ci opowiem.- szepnęła.
-Tym razem wszystko…- dodałem.
Policjant zadał Nikoli jeszcze kilka pytań typu: co to był za lek? Skąd go pani wzięła? Dlaczego pani to zrobiła? Jak się pani potem zachowywała?
-Ciekawe, jak miała to wiedzieć skoro straciła przytomność.- odpowiedziałem za nią. Jeszcze brakowało pytania z jakiej apteki był ten lek? Wtedy kompletnie bym ubolewał nad polską policją i tracił wiarę w ludzi. Łysol popatrzył się na mnie „spod byka” i nie zadawał więcej bezsensownych pytań. Położył przed Nikolą  jakiś świstek papieru i kazał go podpisać. Było to chyba potwierdzenie przesłuchania czy coś takiego. Nikola jednym sprawnym ruchem podpisała świstek papieru i wyszliśmy z komisariatu mówiąc "do widzenia" ale tak naprawdę nie mieliśmy ochoty drugi raz go widzieć. Byłem wstrząśnięty tym co powiedziała Nikola, ale bardziej bolało mnie to, że mi o tym nie powiedziała, okłamała mnie...
Wsiedliśmy do "Baśki". Nikola usiadła z tyłu, Robert przed kierownicą a ja na miejscu pasażera. W tym samym czasie z Lewym obróciliśmy się do Nikoli. My patrzyliśmy się na nią, a ona na nas. Nikt nie był tak odważny by zacząć, ja nie chciałem jej urazić, Robert nie chciał się wtrącać a ona chciała o tym zapomnieć i nic nie mówić. 
-Nikola coś ty zrobiła?- nagle wypalił Lewy.
-Nic.- wzruszyła ramionami.- Marco teraz już możemy wracać do Dortmundu.- zwróciła się do mnie, ale jej wzrok od razu uciekł w stronę samochodowego okna.
-Połknęłaś te cholerne tabletki?- zapytałem.
-Tak.- powiedziała po chwili milczenia.- W łazience nic nie było oprócz tego jednego opakowania. Musiałam spróbować...- byłem z niej dumny, w pewnym sensie. Nie rozpłakała się. 
-Siostra podziwiam cię.- powiedział Robert. W ułamku sekundy spojrzała na niego, ale tak naprawdę cały czas patrzyła na mnie, chciała coś ode mnie usłyszeć a ja nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. To, że jest dzielna czy zapytać się jej dlaczego mnie okłamała. Zamiast wszystkich słów na świecie przyjaźnie się do niej uśmiechnąłem.

Spojrzeliśmy na siebie z Robertem, nic nie powiedziałem, nic nie zrobiłem, ale on wiedział, że możemy i powinniśmy już jechać. 
-Ale nie mówcie nic mamie.- w połowie drogi odezwał się mój Świat.- Będzie się martwić i denerwować.- ten cichutki głosik, ta mała dziewczynka potrafiła się martwić o wszystkich tylko nie o siebie. 
-Dobra.- odpowiedział Robert.- I tak za niedługo musimy wracać do Niemczech. 
-Mhm.- potwierdziłem. 
Resztę drogi przemilczeliśmy. 
A ja rozmyślałem o rozmowie, którą muszę odbyć z Nikolom, szczerą rozmowę. Chciałem zadać jej jedno pytanie i usłyszeć sensowną odpowiedź. Tylko tyle, albo aż tyle...
Po powrocie do domu Nikola musiała streścić wszystko pani Iwonie, ale szczelnie pominęła to co zrobiła aby znów być wolną. Zamiast tego powiedziała, że spadła ze schodów. 
Potem zjedliśmy pyszne pierogi. Pierwszy raz je jadłem i już uwielbiam to danie. Chyba będę musiał wziąć je na wynos do Dortmundu.   
Czekałem tylko na moment, w którym sam na sam będę mógł porozmawiać ze swoim Światem. Ta chwila nadarzyła się dość szybko, Robert zabrał swoją mamę na po południowy spacer a ja zostałem sam z Nikolą.
-Pójdę się położyć.- powiedziała Nikola.- Strasznie boli mnie głowa.- wiedziała co ją czeka, podejrzewała, że chcę z nią porozmawiać dlatego robiła wszystko aby tego uniknąć.
-Zaczekaj.- złapałem ją za rękę.- Musimy porozmawiać.
-Musimy teraz?
-Nalegam.- powiedziałem stanowczym głosem.
Usiedliśmy w sypialni. Właśnie w tym pomieszczeniu prowadziliśmy trudne rozmowy. To był nasz azyl od fałszywego świata.
-Ale już ci wszystko powiedziałam.- stwierdziła. Zsunąłem się na podłogę, oparłam plecami o łóżko i trzymałem Nikole za rękę.
-Taa... ale dlaczego mnie okłamałaś?- spojrzałem w jej piękne oczy.- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu?
Milczała.
-Bo nie.- spojrzałem na nią trochę surowym wzrokiem.- Nie chciałam.
-Nie chciałaś mi powiedzieć prawdy, wolałaś skłamać a więc na tym ma polegać nas związek?
-Nie.- skuliła głowę.- Ja tylko nie chciałam do tego wracać, to było okropne. Ja nie wiedziałam czy dobrze robię, nie miałam pewności czy się obudzę, ja się po prostu bałam. Ale chciałam być wolna, chciałam cię zobaczyć.- pogładziła mnie po policzku.- Chciałam żeby wszystko było tak, jak kiedyś.- łzy przypomniały o swoim istnieniu zaczęły spadać po jej policzku. A ja znów czułem się za nie odpowiedzialny.- ale teraz wiem, że już nic nie będzie tak samo.
Otarłem łzy rękawem i uśmiechnąłem się.
-Dzielna dziewczynka.- na co ona też się delikatnie uśmiechnęła. Usiadłem obok niej. Chciałem powiedzieć jej coś motywującego, coś w stylu "będzie dobrze" ale wiedziałem, że ten tekst jest przereklamowany. 
A więc milczeliśmy.  
Nagle mój Świat mocno się do mnie przytulił. Nasze ciała przywarły do siebie. Przynajmniej teraz miałem pewność, że mi nigdzie nie ucieknie. 



Hej :( rozdział mi się nawet podoba choć jest o niczym :< Oddaję go w Wasze ręce i czekam na komentarze! Coraz mniej ich się pojawia...

Nasze pszczółki przegrały ;c 2:0 w Pucharze Niemiec ;c A powinniśmy wygrać 1:0 tylko SĘDZIA KALOSZ! Najwidoczniej już dawno nie był u okulisty -.- 
Jest mi bardzo smutno z powodu przegranej ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jet to, że z Bawarczykami cieszy się Mario choć jest częścią Borussii a już niedługo także Lewy. Moim zdaniem to jest najgorsze...
Najbardziej jest mi żal Marco <3  Całe serducho zostawił na boisku, zresztą jak wszyscy piłkarze, ale on jest wyjątkowy *-*
DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE!   
 






 Ostatni mecz Lewego w barwach Borussii ;c

Kibice odejdą, Borussen zostaną <3


Zapraszam na--> Tumblr i Ask'a

CZYTASZ=KOMENTUJESZ