Translate

czwartek, 27 lutego 2014

Przyjaźń jest wtedy, kiedy dla drugiej osoby zrobisz wszystko...

Oczami Nikoli:


- Wiesz co zastanawiam się na powrotem do Polski.- stwierdziłam siedząc z Robertem przed telewizorem.
- Ale dlaczego?- zdziwił się.
- Nic mnie tu nie trzyma.- wzruszyłam ramionami. Zabrałam mu pilot i przełączyłam na jakiś polski serial.
- Może nic, ale ktoś na pewno.- rzucił a na jego twarzy widniał chytry uśmieszek.
- Fakt będę tęsknić na Piszczkiem, Kubą, wujkiem Kloopem, tobą, Anią…- zaczęłam wyliczać na palcach ile osób zostawię w Dortmundzie.
- I za Marco.- dodał.
- Chyba właśnie o nim chcę najbardziej zapomnieć.- przytuliłam się do poduszki, którą trzymałam na kolanach. Nagle zadzwonił mój telefon.
- No cześć… mhm. Ale jak to?! Co się stało? Nic jej nie jest?- milion pytań na raz. Po dłuższej rozmowie z Olgą dowiedziałam się więcej na temat wypadku mojej najlepszej przyjaciółki Karoliny. Biegała, jak każdego ranka i jacyś niby dorośli ludzie wracali z imprezy. Pili i popełnili błąd, za szybko wsiedli do samochodu a konsekwencje tego ponosi moja przyjaciółka, która walczy o życie!
- Robert jadę do Polski.- rzuciłam ostro. Związałam włosy w kucyk i po kilkunastu pytaniach brata: „co się stało?” „dlaczego?” Powiedziałam mu wszystko to co wiedziałam. Był o dziwo wyrozumiały, nawet zamówi mi bilet, najszybciej, jak się tylko da i zawiezie na lotnisko.
Wpadłam do pokoju. Za szafy wyciągłam wielką czarną torbę i zaczęłam rzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka par jenasów, jakieś bluzki, topy, kilka swetrów, moje kochane dresy BVB, które dostałam na 20-ste urodzin od piłkarzy. Z łazienki zabrałam kosmetyki i spakowałam je do bocznej kieszonki. Z biurka szybko chwyciłam ładowarkę, słuchawki z logo BVB też od chłopaków, książkę, którą czytam od miesiąca i stało tam nasze zdjęcie. Moje i Marco. Sylwester, ja byłam w sukience, góra była cała z cekinów a dół czarny, delikatny materiał. Marco był w garniturze. Wtedy zgubiła mu się spinka od mankietów, zaczęliśmy jej szukać i pierwszy raz mnie pocałował pod stolikiem. Tak delikatnie a za razem namiętnie. Czułam coś elektryzującego między nami. Coś co mnie ciągnęło do niego… Koniec tego grzebania w przeszłości, teraz liczy się przyszłość. Wyjęłam zdjęcie z ramki i włożyłam do książki. Będzie jako zakładka. Jedna z najlepszych historii w moim życiu teraz będzie moją zakładką do książki… kto by wcześniej pomyślał.


Oczami Marco:


Jestem wolny. Jestem singlem. Mam nadzieję, że nie na długo. Rozstałem się z dziewczyną, ale jakoś nie czuje smutku, bólu. Jestem wolny.
I znów mam cały dom dla siebie.
Poszedłem do sypialni, chyba chciałem się upewnić, że Kely zabrała swoje wszystkie rzeczy. Na rogu stoliku nocnego leżała jej komórka. Coś mnie podkusiło i zacząłem przeglądać jej wiadomości. Do faceta o imienu Johen wysłała kilkanaście zdjęć Lewego i tekst „Na razie tylko tyle. Wieczorem może będę miała więcej.”
‘’Namiesza mu trochę w życiu.”
„Na razie tylko tyle. Wieczorem może będę miała więcej.”
Jestem blondynem, ale po powoli zacząłem wszystko rozumieć. Odruchowo zadzwoniłem do Roberta. Nie może teraz przyjechać, bo jedzie gdzieś z Nikolą. Nikola. Muszę z nią porozmawiać, szczerze, bez żadnych kłamstw, muszę jej powiedzieć co do niej czuję i przeprosić za wszystko.
A co do Kely to jestem ciekawy kiedy zorientuje się, że nie ma przy sobie telefonu. Pewnie niedługo wpadnie do mnie…


Oczami Nikoli:


- Chciałabym tu jeszcze kiedyś wrócić.- obrzuciłam spojrzeniem cale lotnisko w Dortmundzie.
- Przyjedziesz…- Robert objął mnie swoimi dużymi ramionami. Nienawidzę pożegnań, bo nigdy nie wiem kiedy następny raz zobaczę tą osobę. – Ej młoda nie becz.- odsunął moją twarz od klatki piersiowej i zobaczył na moim policzku stróżek łez. Szybo otarłam je rękawem kurtki. Zima była wyjątkowo piękna i mroźna.
- Dobra leć, bo zaraz samolot ci odleci.- wskazał na ludzi, którzy właśnie wsiadali do stwora, który latał po niebie. Posłuchałam go, jak nigdy. Jednak coś mi nakazywało wrócić.
- Robert!- zawołałam- Pozdrów Marco.- powiedziałam trochę speszonym głosem. To tylko trzy słowa a tyle mnie kosztowały. Od razu wróciły wspomnienia. Starszy braciszek tylko pokiwał głową i jeszcze raz się uśmiechnął.
No to wracam do Polski.
Tam gdzie zaczęło się moje życie.
Moje marzenia.
Wiem, że urodziłam się w Krakowie. Potem rok mieszkałam z ciocią w jakiejś wsi nieopodal Rzeszowa. A w wieku dwóch lat trafiłam do domu dziecka w Warszawie. Sierociniec. Dom dla dzieci, których porzucili rodzice, których nikt nie chciał, nikt nie kochał. Byli sami na tym świecie. I tak trzy lata, jako mała i nieświadoma niczego dziewczynka mieszkałam w domu dziecka. Jak było? Nie pamiętam… Zapamiętałam tylko zielone ściany w moim pokoju. Za każdym razem kiedy się budziłam, myślałam, że to będzie ten dzień, w którym przyjdzie jakiś pan i pani, wezmą mnie na ręce, wyjdę z nimi i już nie wrócę do tego zimnego domu.
Przeżyłam jakoś te pięć lat wędrując po Polsce, podawano mnie z rąk do rąk, jak jakiś przedmiot. A ja byłam dzieckiem, które nic nie rozumie i czasami bez powodu płaczę.
Kiedy ktoś się mnie pyta o najszczęśliwszy dzień w życiu bez chwili wahania odpowiadam 15 lutego. Wtedy właśnie tata i mama zabrali mnie z tego wielkiego domu pełnym dzieci do naszego rodzinnego, ciepłego domu na obrzeżach Warszawy. Poznałam mojego braciszka Roberta. Bałam się każdej nocy, bałam się, że przyjdzie jakiś człowiek, weźmie mnie na ręce i powie: „powiedz ładnie do widzenia”. Jednak po kilku latach przestałam się bać.
Robert niszczył wszystkie moje lalki a ja płakałam, Naszczęście tato zawsze znalazł jakiś sposób, aby je naprawić. A raz kiedy to ja mu przedziurawiłam piłkę, to był wypadek, płakał trzy dni. Przedtem nie rozumiałam dlaczego, teraz tak.
Czas, w którym chodziłam do przedszkola był piękny. Koleżanki, różowe spódniczki, dwa warkoczyki, różowa torebka z Barbie, drugie śniadanie i uśmiech, byłam gotowa, mogłam iść do przedszkola uczyć się literek. Tam poznałam Karolinę. Moją zwariowaną, przyjaciółkę, wariatkę bez, której nie wyobrażam sobie życia. Klasa 6 podstawówka, ostatni tydzień szkoły i pierwsze w życiu wagary. To było straszne i ekscytujące. Gdy wyszłyśmy z budynku i byłyśmy dość daleko, czułyśmy, że teraz możemy wszystko. Nagle zza rogu uliczki wyskoczył Robert z Baśką i trzymali się za ręce. Powiedział tylko: ‘’Nie widzieliśmy się”. Ja i Karolina poszłyśmy na lody a oni gdzieś tam.
Razem z nią byłam przez tydzień hipiską, słuchałam reggae i wszystko było takie kolorowe, piękne. Potem tak jakoś to znikło… Nocowałam z nią pod namiotami w moim ogródku, opowiadałyśmy sobie wtedy, jakby wyglądało nasze wymarzone wesele. Czarna limuzyna. Biała, długa suknia z welonem. Białe pantofelki. Czerwone usta. I on przy ołtarzu, mój ideał. Jak on wygląda? Moje serce podpowiadało mi ‘’Marco’’ a rozum ‘’To na pewno nie on”.
Doskonale pamiętam, jak Karolina chciała zerwać z takim wysokim, jak tyczka Wojtkiem. Poszłyśmy razem z nim zerwać.
Zerknęłam na zegarek. Jeszcze tylko trzy godziny lotu. Cztery godziny wspomnień. 180 minut rozmyślań. 10800 sekund i uświadamianie sobie, że nie wyobrażam sobie życia bez mojej przyjaciółki, i że coraz bardziej chciałabym się przytulić do Marco.
Wyjęłam z torebki słuchawki i MP4. W moich uszach, w moim umyśle, w moim ciele zabrzmiała moja piosenka: Zabiorę Cię właśnie tam, gdzie jutra słodki smak. Zabiorę Cię właśnie tam, gdzie słońce dla nas wschodzi. Zabiorę Cię właśnie tam, gdzie wolniej płynie czas. Zabiorę Cię właśnie tam, gdzie szczęściu nic nie grozi…
Zasnęłam.


------------------------------
Kto czyta niech doda komentarz, nawet z emotką. Chcę sprawdzić, czy ktoś to czyta :/

wtorek, 25 lutego 2014

Uśmiecham zasłoń łzy i udawaj, że jesteś szczęśliwa...

Oczami Nikoli:


Spędzić cały dzień w łóżku czy iść do siłowni? Łóżko czy siłownia? Słowo ‘’łóżko’’ naprawdę brzmi apetycznie. Spałabym i tylko bym spała. Siłownia przeciwieństwo łóżka… Mój plan ostatnich dni jest podobny, nie, jest taki sam. Wstać. Przeżyć. Iść spać. Wstałam i poszłam do łazienki.
- Jprd… wyglądam jak postrach nocy.- szepnęłam sama do siebie. I ta byłam dumna, że zdołałam zdjąć sukienkę i ubrać jakąś koszulkę Roberta. Ostatnio tylko w nich chodzę. Pod oczami miałam wielkie wory. Tusz do rzęs zlał mi się z cieniami do powiek i czarną kredką. Wyglądałam jakby mi ktoś oczy węglem wysmarował. Żaden górnik nie miał takiego makijażu jak ja. Powinni mi zazdrościć… Na głowie miałam wielki tapir. Kompletny nieład. Ale jakoś się tym nie przejęłam… Umyłam twarz zimną wodą, trochę się orzeźwiłam. Potem rozczesałam włosy co nie było takie łatwe.
Dopiero na dole zorientowałam się, że jest już południe. Na lodówce był przyczepiony magnezem liścik:
‘’Wrócimy około 17. Zrób coś ze sobą, weź gorącą kąpiel, zjedz coś tylko nie nutelle! I WYJDŹ Z DOMU!
Ania’’
Zwykłe bla bla bla. Nutella jest pyszna… przez ten tydzień tylko nią się żywiłam i jeszcze piłam wodę albo coś mocniejszego. Odruchowo otworzyłam barek. Wino i wishki się skończyło. Cholera piwa też nie ma.
Usiadłam przy stole i podparłam moją ciężką głowę rękami. Chyba najwyższy czas wracać do Polski. Albo przynajmniej zrobić coś ze sobą, ze swoim życiem, bo na razie żyje obok niego. Po rozstaniu z Reusem mam ciągłą załamke, smutne dni. Ale do cholery to trwa za długo… A po za tym on chcę do mnie wrócić. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie wczoraj wieczorem. Koniec rozczulania się nad sobą czas wrócić do życia. Przecież założyłam się z Bogiem, że wygram ten mecz…


Oczami Marco:


Ciekawe co robi Nikola, jak wygląda… Muszę skończyć to przedstawienie. Wybrać Nikole albo Kely. Nikola piękna Polka, niebieskie duże oczy, długie zgrabne nogi, smukła sylwetka, namiętnie usta, które tak lubiłem i lubię całować, delikatne i zawsze zimne dłonie, które każdego wieczoru rozgrzewałem. Odważna choć wydaje się nieśmiała, miła choć potrafi być wredna, na pozór grzeczna, ale dla mnie robiła się niegrzeczna, spokojna wariatka, w której zakochałem się w sylwestra i nie potrafię się odkochać. A Kely? Kely to wypadek na imprezie u Gündogana… Nie musiałam tak dużo pić. Kely też jest ładna, szczególni bez makijażu, ale rzadko ją taką widuje, lubię jej szeroki uśmiech. Jej strój, jej sposób życia, jej wszystko są dla mnie za odważne. Czasami myślałem, że to ona rządzi w naszym związku. Chciałaby tylko chodzić na bankiety, drogie kolacje, imprezy… Gapi się na innych facetów i pokazuje cycki. Czasami zachowuje się jak… dziwka.
Dziękuje losowi, że trener odwołał dzisiaj trening. Mój dzień zapowiada się całkiem interesująco. Najpierw muszę pogadać z Kely, potem jestem umówiony z chłopakami do siłowni, ale chyba z tego zrezygnuję a na koniec najtrudniejsza rozmowa z Nikolą.
- O już wstałeś…- nie powieki oglądałem.- Muszę ci coś powiedzieć.
- Musimy porozmawiać.- chciałem wstać ale letko zakręciło mi się w głowie. Nie wiem dlaczego… ah tak piłem.
- Też tak myślę.- spojrzałem na nią. Była ubrana, wymalowana… jakby miała zamiar gdzieś wychodzić.
- Gdzieś idziesz?- zapytałem.
- Tak na zakupy.- letko się do mnie uśmiechnęła, odebrałem to jako dobry znak.- Ale chyba nie o tym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Nie.
- To coś ważnego?- podszedłem do niej bliżej. Zobaczyłem jaką ma ładną twarz, buzię. Nie miała na sobie aż tak dużo makijażu. Jej oczy były takie duże. Wstała i otarła się o moje ciało.
- N…nie.- stchórzyłem.
Muszę ci tylko powiedzieć, że zrywam z tobą. To przecież nic takiego.
- To może wieczorem mi powiesz?- położyła na blacie stołu lusterko i zaczęła poprawiać makijaż.- Przygotuję jakąś pyszną kolacje?
- No może być…- nie nie może być.- Nie porozmawiajmy teraz.- powiedziałem to tak stanowczym głosem, że sam siebie przestraszyłem.
- Heh no dobra Marco.- dlaczego ona się śmieje i uśmiecha? Zadzwoniła jej komórka nagle spoważniała.- Sorki zaraz wracam.- szepnęła i poszła do sypialni. Coś mnie podkusiło i poszedłem za nią. Może chciałem ją przyłapać na gorącym uczynku? Dowiedzieć się czegoś czego nie wiem… Mówiła coś o Lewandowskim, zdjęciach, że namiesza mu trochę w życiu… a na to nie mogłem jej pozwolić.
- Kely co ty kombinujesz?- spytałem z powagą.
- A nic takiego kotku.- przeszła obok mnie i musnęła paznokciami mój policzek.
‘’Namiesza mu trochę w życiu.”
Cokolwiek to mogło znaczyć jestem pewny, że nic dobrego. Zareagowałem impulsywnie i zajrzałem do jej laptopa. Przeglądałem jakieś foldery, notatniki, wpisy na Wordzie i zdjęcia, które bardzo mnie zaskoczyły. Przedstawiały różne scenki z życia Lewandowskiego. Co ona chciała zrobić?


Oczami Nikoli:


Dam radę 50… jeszcze tylko 15. Pół roku temu w kwadrans zrobiłam 100 brzuszków. A teraz połowy nie mogę zrobić. Jestę zwycięzcą! Za godzinkę kolejne 50 a teraz bieżnia. Gdy byłam nastolatką lubiłam biegać z Robertem albo z naszym psem Amorem. Uwielbiam wspominać dzieciństwo, ale nie całe. Od tego momentu, gdy rodzice Roberta mnie adoptowali czyli od jakiegoś 5 roku życia. Pamiętam reakcje mojego starszego braciszka ‘’ale to dziewczynka” wtedy po raz pierwszy wystawiłam mu język. A potem było coraz lepiej… no aż do momentu, gdy Lewy nie zaczął robić swojej wielkiej kariery. Zupełnie zapomniał, że ma siostrę, byłam na niego zła, ale po jakimś czasie zaczęłam cieszyć się jego szczęściem. A teraz jestem tutaj w Niemczech, w Dortmundzie a dokładnie to w siłowni, niedaleko domu Bobka.
- Nikola jak cię dawno nie widziałem!- Piszczu mistrzu. Rzucił torbę w kąt i przytulił się na powitanie.- Opowiadaj co u ciebie?
- Heh po staremu…- cały dzień śpię, nie chcę mi się żyć, zastanawiam się nad powrotem do Polski.- A u ciebie i Ewy jak tam?
- Jakoś nam się układa…- podrapał się w tył głowy.
- Ooo Nikola!- krzyknął wchodzący Nuri i również się przytulił.- Dawno cię nie widziałem. Na nasze treningi nie chodzisz, nie wiesz co tracisz. Wujek Kloop się o ciebie wypytuje.
- Hahaha po tym jak ostatnio zabrałam mu jego ulubioną czapkę jeszcze chcę mnie widzieć.- tak jakoś wesoło się zrobiło.- Może wkrótce do was zajrzę.- posłałam do niech swój najlepszy uśmiech na jaki było mnie stać.
- No to jutro wpadaj.- zaproponował Łukasz.
- Mamy po południu o 14. Zapamiętasz?- arogancki uśmiech Nurina jak ja za nim tęskniłam.
- Pff… zapomnę i to specjalnie.- zaczęłam się z nimi droczyć.
- My idziemy się przebrać.- byłam zdziwiona, że się nawet nie odgryźli jakąś głupią docinką.
- A wy macie jakiś trening czy co?- zapytałam, gdy już wyszli z szatni.
- Nie trening tylko się umówiliśmy z chłopakami na siłownie. Taki męski wieczorek.- zobaczyłam w oczach Piszczka błysk, pewnie szykowało się coś grubszego.
- Reus też będzie?- chciałam zapytać tak po prostu bez większego zainteresowania, ale chyba mi się nie udało, Piszczek i Sahin skupili na mnie swój wzrok.- No co zapytać nie można?
- Nie wiem… coś tam wczoraj bełkotał, że się chyba nie wyrobi, bo ma coś ważnego na głowie.- ciekawiła mnie tylko co to za ważna rzecz. Pewnie musiał pomóc Kely wybrać kolor lakieru.

Aaaaaa!!! Zabije ich!!! Na mojej koszulce była napisana godzina treningu piłkarzy BVB. Wielkimi cyframi 14 ‘’teraz na pewno nie zapomnisz’’ i duża uśmiechnięta buźka. Byłam na nich zła, ale po chwili zaczęłam się śmiać jak opętana. Po kilku sekundach wpadł Łukasz a zaraz potem Nuri.
- Ooo… hahaha Lewa tak wiesz, żebyś nie zapomniała.- już dawno nikt nie mówił do mnie ‘’Lewa” myślałam, że zapomnieli o tym przezwisku.
- Ej ale teraz to ten top jakoś wygląda a nie taki zwykły niebieski.- Nuri musiał dodać swoje trzy grosze i wielki uśmiech na twarzy. Widziałam, że w ręce trzyma czarny mazak. Patrzyłam się na nich jak na dzieci, które coś głupiego zrobiły.
- A wy zapamiętacie, że z kobietą nigdy się nie zaczyna.- podeszłam do Sahina zabrałam mu flamaster i na czubku nosa namalowałam mu dużą czarną kropkę z Piszczkiem zrobiłam to samo.
- Lewa masz sexy majteczki.- szlag… jeszcze nie ubrałam spodni i cały czas paradowałam w majtkach.
- Spadajcie!- powiedziałam i odruchowo rzuciłam w nich butem.


Oczami Marco:


Jakim ja jestem tchórzem, nie zerwałem z Kely od razu tak jak sobie to wyobrażałem tylko pozwoliłem jej przyrządzić romantyczną kolacje i wtedy na spokojnie jej powiem, że z nią zrywam… idealny plan prosto z tandetnych seriali.

----------------------------------------------------------

Mamy 3 rozdział :) Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podoba. A jeśli tak to KOMENTUJCIE! Te dwa komentarze pod poprzednim rozdziałem dodały mi trochę siły no i w ten sposób jest 3 rozdział. Los przygotował dla Nikoli jeszcze dużo niespodziane.

piątek, 21 lutego 2014

Miłość nigdy nie gaśnie...

Oczami Nikoli:


Byłam zdziwiona jego zachowaniem ale byłam zachwycona jego pocałunkiem. Brakowało mi tego… Wróciłam do stołu a zaraz potem przyszedł Reus i pocałował Kely w policzek. W tym momencie chciałam wstać i wymierzyć mu w policzek. Ale nie… kontroluje swoje emocje i się powstrzymałam.
- Ale mi tak malutko no wiesz dbam o linie nie tak jak niektórzy.- Kely przeleciała wzrokiem moją sylwetkę.
- A co jesz?- zapytała się Ania.- Pewnie te waciki nasączone octem. Słyszałam, że to idealna dieta. Próbowałaś kiedyś?- widziałam jak nakłada na jej talerz duży kawałek zapiekanki z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Powstrzymałam się od tego aby nie wybuchnąć śmiechem…
- A wiesz co nigdy nie próbowałam, mało jem dużo pije.- no chyba na odwrót. Jej twarz była taka sucha i prawie pomarańczowa od solarium.
Zapiekanka ze szpinakiem była pyszna. Wypiliśmy jeszcze po lampce czerwonego wina i rozmawialiśmy o imprezie, która miałaby być w piątek. Pewnie dostane zaproszenie, ale nie wiem czy chcę pójść. Jakoś nie mam ochoty podpierać ściany, sztucznie się uśmiechać i odpowiadać na pytania ‘’co tam u ciebie?’’ Ale z drugiej strony chcę chociaż na jeden wieczór oderwać się od tej szarej codzienności.
Lewy włączył romantyczną piosenkę i poprosił Anię do tańca. Nie nazwałabym tego tańcem, bo tylko delikatnie kołysali się wtuleni w siebie. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło jak na nich patrzyłam, tak pięknie razem wyglądali. Widziałam wzrok Kely wbity w Roberta. Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że chętnie by się do niego przytuliła, pocałowała a potem zdarła z niego ubranie. Gdyby zepsuła związek mojego brata chyba bym ją zabiła. Kely pewnie urządziła sobie łowy na rodzeństwo Lewandowskich.
- Mogę prosić cię do tańca?- czyjś głos a dokładniej jego, Marco przerwał mi moje rozmyślania. On chciał ze mną tańczyć…
- Alee…- nie wiedziałam co powiedzieć. Zatańczyć czy nie zatańczyć…?
- No chodź, nie daj się prosić.- posłał do mnie jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Nienawidzę Kely i jednym z moich głównych celów w życiu będzie jej dokuczać i ją denerwować i wszystko aby była zła, wkurzona, brzydka… A więc w grę wchodzi też tańczenie z jej facetem tylko, że… ten jej facet był kiedyś moim facetem. Reus wyciągnął do mnie rękę i już miałam mu podać swoją gdy:
- Koteńku pojedziemy już do domu?- …Kely.
- No nie wiem. Świetnie się bawię i atmosfera jest fajna.- zaskoczył mnie tą odpowiedzią, myślałam, że bez wahania się zgodzi.


Oczami Marco:


Na pewno teraz nie pojadę do domu, bo Kely tak chcę. Dlaczego w ogóle z nią jestem? Chwyciłem ją za ramię i poprosiłem abyśmy porozmawiali na osobności.
- Kely jak chcesz to zadzwonię po taksówkę i pojedziesz do domu. Ja jeszcze chwilę zostanę.- łudziłem się, że przystanie na tą propozycje.
- Ale kochanieńku…- nienawidziłem jak tak do mnie mówi.- Myślałam, że razem pojedziemy i trochę pogrzeszymy.- dotknęła mojej szyi, mój wzrok chcąc nie chcąc wylądował na jej piersiach. Pocałowała mnie namiętnie i rozpięła guzik przy kołnierzyku. Lekko ją odepchnąłem od swojego ciała.
- Może innym razem.- uśmiechnąłem się i pogłaskałem Kely po policzku.
- Phhii…- zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła. Chyba się obraziła… Przejąłem się tym? Jakoś nie… Ale ja ją kocham, jest moją dziewczyną. Kocham ją…?


Oczami Nikoli:


Nie słyszałam krzyków pewnie się całują. Mógłby chociaż przyjść i się pożegnać, a nie tak bez słowa wychodzi. Teraz to mam dylemat… iść spać czy wypić butelkę wina i rozpaczać. Mogę też wziąć butelkę wina, położyć się w łóżku i rozpaczać. Wszystko w jednym…
- To co zatańczymy?- pojawił się tak szybko jak znikł. Podałam mu rękę.
Tańczyliśmy.
Jestem żałosna i naiwna. Nie. Głupia, żałosna i naiwna.
Co ja czuję do Marco?
Przecież on mnie tak skrzywdził. Płakałam kilka dni i spróbowałam kilku smaków win. Wódki, piwa i wishki też próbowałam, ale do zatopienia moich smutków najbardziej nadawało się czerwone wino z pobliskiego supermarketu. Zmarnowałam tyle dni przez tego dupka a teraz z nim tańczę, jakby nigdy nic. Mój mózg podpowiada mi, że go nie lubię jednak serce mówi inaczej.
- A co z Kely?- zagadnęłam.
- Obraziła się i pojechała do domu.- nie wyczułam w jego głosie smutku, żalu, rozczarowania… Poczułam jak Marco przesuwa dłoń po mojej tali. Lewą dłonią chwycił mnie za kark i delikatnie podniósł ją do góry. Stanęliśmy w świetle lampy. Zmusił mnie abym spojrzała mu w oczy… Co zobaczyłam? Przeszłość. To jak na walentynki ułożył z piłek największe serce, jakie widziałam na boisku. Jak byliśmy w jego domu i jedliśmy obiad. Niechcący oblał mnie sokiem… A potem to była kolacja i śniadanie. W jego oczach zobaczyłam jak się poznaliśmy. To było w sylwestra, kilka dni po tym jak przyjechałam w odwiedziny do mojego braciszka. Te odwiedziny trwają już dwa lata. Może już czas wracać do domu? Odwróciłam wzrok.
- Czemu mi się ta przyglądasz?- zapytałam.
- Podziwiam.- robił to przez 1,5 roku i mógł robić to dalej tylko ups… coś się między nami zepsuło. A raczej to on zdradził mnie z Kely.- Wiesz co widzę w twoich oczach?
- Co?
- Przyszłość.- marzył o mnie, chciał abyśmy nadal byli razem. A ja tego chciałam? Tak. Nie. Nie wiem… sama nie wiem czego chce.
- Szkoda… bo ja w twoich widzę przeszłość.- głośno pomyślałam. Zauważyłam jak Robert bierze Anie na ręce, zdejmuje jej szpilki i niesie po schodach. Świata po za nią nie widział… Oderwałam się z uścisku Marco i usiadłam na krześle przy stole.
- Przepraszam…- wyszeptał. Uklęknął przede mną i chwycił za rękę. Głaskał ją i patrzył na mnie. Odgarnęłam włosy i wpatrywałam się w nasze dłonie. Mój czerwony lakier wyblakł i nie jest już taki czerwony. Muszę sobie zrobić nowy manikiur. Przerwałam ten krótki teatrzyk, obróciłam się w stronę stołu i nalałam sobie wina.
- Nikola… -zaczął.
- Marco…- ja skończyłam.
- Przepraszam…- powiedział to takim łagodnym i delikatnym głosem. Zupełnie niepodobnym do sportowca.
- Proszę wyjdź…- poczułam jak dotyka mojego ramienia. Dobrze znałam ten dotyk i tak bardzo za nim tęskniłam. Po kilku minutach usłyszałam zamykające się drzwi. Wybuchłam płaczem… Tak nagle. Do ręki wzięłam butelkę wina i pomaszerowałam do swojego pokoju.


Oczami Marco:


Jaki ja jestem głupi. Zachowuję się jak szczeniak. Kocham jedną sypiam z drugą… Ciekawe kiedy wydorośleje.
W tej chwili pojechałbym do Mario i wszystko powiedział, napilibyśmy się piwa a potem pewnie bym u niego nocował. Szkoda, że go tu nie ma… Nie mam ochoty widzieć się z Kely. Pojadę do Kuby. On zawsze chętnie mnie przyjmie. Nie może jednak nie. Kuba ma rehabilitacje i drugi raz zostanie ojcem. Nic tylko się cieszyć… A może do Piszczka? Nie… przecież mam swój dom, w którym mieszka Kely, ale to nadal mój dom.
Po kwadransie stałem przed drzwiami i szukałem kluczy po kieszeniach marynarki. Zachowywałem się tak cicho, jak mysz albo złodziej.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :D

niedziela, 16 lutego 2014

Zimno na dworze, ciepło w sercu. ♥

To chyba najzimniejszy dzień w tym roku. Na gałęziach drzew szklił się szron. Delikatne śnieżynki spadały z nieba i tańczyły w powietrzu. Ulice Dortmundu były zaśnieżone, białe… Tylko kolorowe płaszcze, kurtki, czapki odróżniały się od tej białej pierzyny. Każdy ubierał się na cebulkę. Było zimno, no ale muszę przyznać zima była piękna… Współczułam tym wszystkim ludziom, którzy musieli cokolwiek robić na dworze. Kocham takie chwile, gdy leże na łóżku i wsłuchuję się w tą błogą ciszę.
- Jak się czujesz?- czyjś głos wyrwał mnie z rozmyślań.- Powinnaś zamykać drzwi a nie zostawiać je tak otwarte, przecież ktoś mógł się włamać. Czasami zachowujesz się jak dziecko.- Robert powiesił kurtkę w szafie i usiadł obok mnie.
- Cześć… Przecież jestem w domu, nikt się nie włamie.- powiedziałam. Jeszcze bardziej i szczelniej przykryłam się ciepłym kocem.
- No taak. No bo taka silna dziewczyna jak ty na pewno dałaby radę włamywaczom.- rzucił i zaczął się mi przyglądać.
- No dobra, będę zamykać te cholerne drzwi, ale nie praw mi już kazań.- nienawidziłam jak on to robił. Zawsze był taki poukładany, dokładny.
- Ej młoda nie przeklinaj, bo to nie ładnie. A po za tym słuchaj się starszego braciszka.- ledwo stałam się dorosła i zaczęłam decydować o swoim życiu a on i tak mówił mi co mam robić a czego mi nie wolno. Powoli denerwowało mnie to.
- Hahahaha. Bo co poskarżysz się rodzicom?- poprawiłam się i usiadłam na kanapie, nadal byłam przykryta kocem.
- Hahaha. Dobry pomysł. Będę cię szantażował. Tak jak wtedy kiedy byliśmy mali. Pamiętasz?- uśmiechnęłam się do mojego starszego braciszka.
- Haha… Jasne. Najlepsze było to, jak zacząłeś spotykać się z tą Baśką. Pamiętam moje słowa, jak was zobaczyłam: ,,kup mi worek cukierków albo powiem mamie, że całujesz się z tą obleśną Baśką.’’ Hahahaha…- zaczęłam się śmiać sama z siebie, z tego jaką byłam okropną siostrzyczką. Wtedy nie rozumiałam jeszcze miłości. Prawdę mówiąc teraz też jej nie rozumiem.
- Hahahaha… Ej ale Baśka nie była obleśna.- zamyślił się.- Fajna była i dobrze całowała.- widziałam jak jego kąciki ust uśmiechnęły się do dawnych czasów.- Ja głupi musiałem kupić ci te cukierki, bo byś wszystko wypaplała mamie.- rzucił we mnie poduszką.
- Naprawdę? Chcesz bitwę na poduszki?- obrzuciłam go bacznym spojrzeniem i zrzuciłam z siebie koc.
- Jestem już za stary na takie wygłupy.- powiedział i sięgnął po pilota.
- Okey, ale ja ci tylko oddaję.- chwyciłam za największą poduszkę i z całej siły uderzyłam go. Nie śmiał się.
- Ojć siostrzyczko przesadziłaś.- ciągle patrzył się w ekran telewizora, nawet na mnie nie spojrzał, tylko pokręcił głową.
- Yyyy… oddałam ci.- odpowiedziałam.
- A pamiętasz co ja robiłem, jak ty mi oddawałaś?- spojrzał na mnie.- Oddawałem ci za to, że ty mi oddałaś tylko troszeczkę mocniej.- na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. W jednej sekundzie rzucił we mnie dwoma poduszkami. Oberwałam w twarz i brzuch.
- Nie powinieneś tego robić.- chciałam zachować poważną minę, ale jak zawsze mi się nie udało. Skoczyłam na niego i przycisnęłam jego twarz do poduszki. Nie wiem, jak to zrobił, ale chwycił mnie za nogę i w mgnieniu oka powalił mnie na plecy.
- Nikola przyzwyczaj się, że to zawsze ja wygrywam.- trzymał mnie za nadgarstki. Po kilku sekundach wstał i szedł w stronę kuchni. Nie myśląc długo wstałam i ponownie skoczyłam mu na plecy.
- Tak a ja powinienem się przyzwyczaić, że ty nigdy nie odpuszczasz. - byłam przekonana, że na jego twarzy pojawił się malutki uśmieszek.- Co mam zrobić, żebyś dała mi spokój?
- Zanieś mnie do mojego pokoju.- rzuciłam bez namysłu.
- Ehhh…- tylko usłyszałam, jak ciężko wzdycha. Byłam zdziwiona, bo bez żadnych problemów zaniósł mnie na górę.
- Dobra. Spadaj młoda.- zeszłam mu z pleców i stanęłam w progu własnego pokoju.
- Nie nazywaj mnie młoda.- powiedziałam i rzuciłam mu surowe spojrzenie.
- Dobra młoda hahaha…- dostał kuksańca w tyłek.- Weź się trochę ogarnij, bo Marco i Kely przyjdą na kolację.
- Że co?? Mam jeść kolację z tą pustą lafiryndą?- wybałuszyłam oczy ze zdziwienia i z nienawiści do blondii Kely.- A po za tym dobrze wiesz, że nie mam ochoty widzieć Marco.- po tym co mi zrobił miałam go dość. Jego i tej blondii.
- Ej nie przesadzaj. To co was łączyło to już przeszłość.- w tej chwili zadzwoniła jego komórka, oczywiście musiał ją odebrać.- Przyjdź na tą kolacje i ładnie się uśmiechaj.- szepnął i poszedł do salonu.
Tak, przyjdź i się uśmiechaj. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Im, facetom wydaje się, że my kobiety szybko zapominamy o tym co nas łączyło, o miłości, która była między nami. Gdybym potrafiła zapomnieć o Marco to w pewnym stopniu byłabym szczęśliwa. Zapomniałabym o bólu, cierpieniu i o pięknych momentach mojego życia. Ale tego nie chcę. Nie chcę zapomnieć o tych chwilach kiedy myślałam, że mogę góry przenosić, to było zbyt cudowne żeby teraz tak łatwo o tym zapomnieć. Nie chcę zapomnieć jego namiętnych pocałunków… Z drugiej strony kiedy przypomnę sobie ile nocy przepłakałam przez tego dupka, ile lampek wina wypiłam, by zakryć smutek… pragnę wyrzucić go z pamięci. Szkoda. Szkoda, że tak się nie da.
Miałam trzy wyjścia. Pierwsze wyglądać tak jak wyglądam, czyli: totalny nieład, poszarpane włosy, brak makijażu i luźne dresy. Drugie: być plastikową lalką taką jak Kely, czyli: kilogram tapety, różowe usta, głęboki dekolt, mini i szpilki. Ogólnie chodzący seks. Barbie. Plastik. W ostatnim czasie właśnie takie dziewczyny podobają się Marco. Byłam pewna, że w burdelu znalazłby podobne laski. Trzecia opcja to po prostu być sobą, czyli: delikatny makijaż, który podkreśliłby moje duże, niebieskie oczy, sukienka w kwiatki i kok lub rozpuszczone włosy. Reus nie lubił kiedy miałam rozpuszczone włosy, bo przeszkadzały mu, gdy mnie całował. Jak Robert powiedział to przeszłość teraz liczy się przyszłość. Po szybkim zastanowieniu się, co nie było trudne wybrałam trzecie wyjście.
- Cześć.- ktoś otworzył drzwi do mojego pokoju.- Już wiesz w co się ubierzesz?- to była Anna Lewandowska. Ukochana żona mojego braciszka. Lubiłam ją, nawet bardzo.
- O hejka. Yhh… mam trzy pomysły.- w tym czasie Anka usiadła obok mnie na łóżku.- Wyglądać tak jak teraz czyli okropnie, odstawić się tak jak blondii lub wskoczyć w jakąś fajną kieckę.- dopiero teraz zaczerpnęłam powietrze.- No a ty w czym idziesz?
- Najlepiej to bym poszła tak jak teraz jestem ubrana. W jensach i bluzie Roberta.- położyła się i wyprostowała nogi.- No ale przy tej całej Kely wyjdę na jakąś wieśniaczkę. Muszę ładnie wyglądać.- zamyśliła się.
- Nawet nie mam ochoty jeść z nimi kolację.- położyłam się obok niej.- Kto ich zaprosił?
- Najgorsze jest to, że nikt. Ta blondii się wprosiła.- słowo ‘’blondii’’ szczególnie podkreśliła.
- No ale jak się wprosiła?- zdziwiłam się. Jak można się do kogoś wprosić?
- Tydzień temu spotkaliśmy ich w galerii. No i coś tam zaczęła gadać, jaki Marco ma wspaniały dom, taki wygodny i nowoczesny.- zrobiła minę, jakby chciało jej się wymiotować. Rozumiałam ją. Zawsze jak rozmawiam o Kely czuję to samo.- Teraz uwaga cytuję blondii: ‘’Marco może wpadlibyśmy do Robusia i pooglądalibyśmy jego dom.’’ Myślałam, że jej przywalę, ale nie, powstrzymałam się.
- Hahahahaha!- wybuchłam śmiechem.- A ty potrafisz przywalić.-w końcu Anka była mistrzynią karate.
- Dobrze, że nauczyłam się kontrolować emocje.- powiedziała i spojrzała na zegarek.- Dobra młoda, musimy się w cos ubrać.- w tym momencie myślałam, że mnie szlag trafi. Jeszcze raz ktoś do mnie powie młoda a oberwie.
- Nie jestem młoda! Mam 21 lat!.- krzyknęłam.
- Jesteś bardzo młoda.- uśmiechnęła się.- Dobra Nikola to w co się ubierzesz?
- Ehhh… myślałam o tej niebieskiej sukience. Co ostatnio sobie kupiłam.- spojrzałam w kierunku szafy.
- Ładna jest. Będzie ci pasować.- letko się do mnie uśmiechnęła.- A ja w co mam się ubrać?
- Hmm… Ubierz czarną mini. Ona do wszystkiego pasuje.- powiedziałam, chwilę się zastanawiając.
- Ej dziewczyny jaki mam założyć krawat?- do pokoju bez pukania wszedł Lewy.- Czerwony, indygo czy czarny?- w lewej ręce trzymał czerwony w prawej czarny a na szyi miał niebieski.
Spojrzałyśmy na siebie i odpowiedziałyśmy:
- Niebieski.

Oczami Marco:

Musiała ubrać się tak, jak ja ją kochałem. Była taka piękna, delikatna, bezbronna. Chciałem dotknąć jej zawsze zimnych dłoni, które starałem się rozgrzać, każdego wieczoru. Jej oczy… Były takie piękne, duże, niebieskie. Wcześniej jakoś tego nie zauważyłem. Gdy przypomnę sobie, jak ją zastałem w domu płaczącą przeze mnie… jestem dupkiem, totalnym dupkiem. Odrzuciłem rozmyślania o mojej eks. Teraz byłem z Kely i to ją kochałem. Była przeciwieństwem Nikoli. Piękna blondynka, z długimi nogami i dużymi niebieskimi oczami. Zakrywała swoją twarz pod makijażem, nie przeszkadzało mi to. Była ładna z make-upem czy bez niego.

Oczami Nikoli:

Mój były i ta jego blondii. Na ich widok już miałam dosyć tej kolacji. Nie chciałam widzieć Marco. Nie chciałam spojrzeć w jego brązowe oczy. Nie chciałam widzieć jak mój były prowadzi się z tym plastikiem.
- Ooo to jest no ta ta no jak jej tam Marco?- pierwsze zdanie Kely, gdy zauważyła mnie. Naprawdę miałam już jej dosyć…
- Nikola. Siostra Roberta.- odpowiedział i uśmiechnął się do mnie. Nie mogłam się powstrzymać. Uniosłam lekko kąciku ust i spojrzałam w jego oczy.
- Ooo to Robuś ma siostrzyczkę? Nic mi tobie nie wspominał, myślałam, że jesteś jego znajomą czy coś tam. – to ona wgl. myśli?- No ale nie ważne. Miło cię poznać kochanie.- zrobiła mały kroczek i przytuliła mnie. Moja głowa wylądowała w jej dekolcie. Poklepałam ją po plecach i się odsunęłam.- A właśnie gdzie jest Robuś?- wyjęła z torebki różową szminkę i chyba 10 raz pomalowała sobie usta. W tym momencie Robert i Ania zeszli do nas, do salonu. Wyglądali pięknie i z tym zgadzałam się z mediami. Ania założyła czarną mini i szpilki. Do tego delikatny wisiorek z niebieskimi diamencikami, kolczyki a włosy pokręciła lokówką i zaczesała je na lewą stronę. Mój braciszek prezentował się równie elegancko. Czarne spodnie od garnituru i bordowa koszula. Nie zapiął dwóch ostatnich guzików pod szyją i dzięki temu wyglądał seksownie. Nie ubrał krawata. Czasami wydawało mi się że więcej czasu spędzał przed lustrem niż ja czy Ania. Cudownie razem wyglądali.
- Ooo Robuś nareszcie jesteś.- wręcz rzuciła się na niego. Pocałowała go w policzek tak, że odbił się ślad ust i różowej szminki.- Uuu ładnie wyglądasz.- Robert podszedł do Ani i objął ją w tali. Kely zrzedła mina.- No znaczy się razem ugh ładnie wyglądacie.- Lewandowska letko się do niej uśmiechnęła a w myślach pewnie już planowała jakiego chwytu użyć, żeby ją zabić.
Usiedliśmy przy stole. Uhh… niech to szlag Marco musiał usiąść naprzeciwko mnie. Przez cały wieczór będę musiała się na niego patrzeć, uśmiechać jakby nigdy nic. A przecież kilka miesięcy temu leżeliśmy razem w łóżku.

Oczami Marco:

Jej uśmiech, jej oczy, jej wygląd, jej ciało… ona. Tylko Nikola. Jestem z Kely ale myślę o Nikoli, w końcu tyle nas łączyło. Byliśmy razem prawie półtora roku. Ale nie ja to musiałem zniszczyć… Teraz to nie wiem co czuję do Kely a co do Nikoli.
- Idziecie na imprezę do Matsa?- już wolałem rozmawiać niż myśleć o niej.
- A wiesz kiedy dokładnie będzie?- zagadnęła Ania.
- Chyba w piątek. Bo w sobotę nie mamy treningu to możemy trochę wypić, ale się nie upić.- sam nie wiem co chciałem powiedzieć to, że wypijemy po kilka piw i tyle czy jak zawsze wypijemy o kilka piw za dużo i się upijemy.
- No to może ja przyniosę zapiekankę.- ciepły miły głosik odezwał się z naprzeciwka. Widziałem jak znika za ścianą w kuchni. Teraz albo nigdy muszę coś wymyślić, aby z nią porozmawiać.
- Ania możesz mi pomóc?!- krzyknęła.
- Ja pójdę.- zapewniłem Anie, która już wstawała. Widziałem, że Kely prowadzi fascynującą rozmowę z Lewym na temat jego koszuli nie będzie jej przeszkadzało, że na chwilkę odejdę.

Oczami Nikoli:

- Auć gorące!- szybko postawiłam naczynie na desce.
- Czekaj pomogę ci.- jego się spodziewałam.
- Wołałam Anie nie ciebie.- rzuciłam bez namysłu.
- Ale to ja przyszedłem.- delikatnie dotknął mojego ramienia. Ja momentalnie podniosłam wzrok. Moje ciało zadrżało jakby tylko od wieków czekało na ten przypływ ciepła.- Musisz ze mną porozmawiać.- odwróciłam się i oparłam o blat.
- Ja nic nie muszę. Ewentualnie mogę.- założyłam rękę na rękę i obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem.
- No tak ty jesteś niezależna.- spojrzałam na niego i pokręciłam głową. – Nie nie to chciałem powiedzieć.
- Widzisz sam nie wiesz co chcesz mi powiedzieć.
- Wiem.- zaprzeczył.
- Słucham.- byłam ciekawa co powie. ‘’Byłem pijany i tylko dlatego się z nią przespałem’’ czy sama nie wiem co chciałam usłyszeć a czego mogłam się po nim spodziewać.
- No bo ja zachowałem się jak ostatni dupek.- przejechał ręką po głowie.
- Noo brawoo, dobrze, że to zauważyłeś.- chwyciłam zapiekankę i chciałam wyjść z kuchni, ale mnie zatrzymał.
- Nikola zaczekaj.- położył ręce na moich policzkach i namiętnie pocałował w usta.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że mój nowy blog jakoś się Wam spodoba a historia miłości Nikoli zaciekawi :) Ogromnie namawiam do komentowania! <3