Translate

piątek, 21 lutego 2014

Miłość nigdy nie gaśnie...

Oczami Nikoli:


Byłam zdziwiona jego zachowaniem ale byłam zachwycona jego pocałunkiem. Brakowało mi tego… Wróciłam do stołu a zaraz potem przyszedł Reus i pocałował Kely w policzek. W tym momencie chciałam wstać i wymierzyć mu w policzek. Ale nie… kontroluje swoje emocje i się powstrzymałam.
- Ale mi tak malutko no wiesz dbam o linie nie tak jak niektórzy.- Kely przeleciała wzrokiem moją sylwetkę.
- A co jesz?- zapytała się Ania.- Pewnie te waciki nasączone octem. Słyszałam, że to idealna dieta. Próbowałaś kiedyś?- widziałam jak nakłada na jej talerz duży kawałek zapiekanki z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Powstrzymałam się od tego aby nie wybuchnąć śmiechem…
- A wiesz co nigdy nie próbowałam, mało jem dużo pije.- no chyba na odwrót. Jej twarz była taka sucha i prawie pomarańczowa od solarium.
Zapiekanka ze szpinakiem była pyszna. Wypiliśmy jeszcze po lampce czerwonego wina i rozmawialiśmy o imprezie, która miałaby być w piątek. Pewnie dostane zaproszenie, ale nie wiem czy chcę pójść. Jakoś nie mam ochoty podpierać ściany, sztucznie się uśmiechać i odpowiadać na pytania ‘’co tam u ciebie?’’ Ale z drugiej strony chcę chociaż na jeden wieczór oderwać się od tej szarej codzienności.
Lewy włączył romantyczną piosenkę i poprosił Anię do tańca. Nie nazwałabym tego tańcem, bo tylko delikatnie kołysali się wtuleni w siebie. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło jak na nich patrzyłam, tak pięknie razem wyglądali. Widziałam wzrok Kely wbity w Roberta. Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że chętnie by się do niego przytuliła, pocałowała a potem zdarła z niego ubranie. Gdyby zepsuła związek mojego brata chyba bym ją zabiła. Kely pewnie urządziła sobie łowy na rodzeństwo Lewandowskich.
- Mogę prosić cię do tańca?- czyjś głos a dokładniej jego, Marco przerwał mi moje rozmyślania. On chciał ze mną tańczyć…
- Alee…- nie wiedziałam co powiedzieć. Zatańczyć czy nie zatańczyć…?
- No chodź, nie daj się prosić.- posłał do mnie jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Nienawidzę Kely i jednym z moich głównych celów w życiu będzie jej dokuczać i ją denerwować i wszystko aby była zła, wkurzona, brzydka… A więc w grę wchodzi też tańczenie z jej facetem tylko, że… ten jej facet był kiedyś moim facetem. Reus wyciągnął do mnie rękę i już miałam mu podać swoją gdy:
- Koteńku pojedziemy już do domu?- …Kely.
- No nie wiem. Świetnie się bawię i atmosfera jest fajna.- zaskoczył mnie tą odpowiedzią, myślałam, że bez wahania się zgodzi.


Oczami Marco:


Na pewno teraz nie pojadę do domu, bo Kely tak chcę. Dlaczego w ogóle z nią jestem? Chwyciłem ją za ramię i poprosiłem abyśmy porozmawiali na osobności.
- Kely jak chcesz to zadzwonię po taksówkę i pojedziesz do domu. Ja jeszcze chwilę zostanę.- łudziłem się, że przystanie na tą propozycje.
- Ale kochanieńku…- nienawidziłem jak tak do mnie mówi.- Myślałam, że razem pojedziemy i trochę pogrzeszymy.- dotknęła mojej szyi, mój wzrok chcąc nie chcąc wylądował na jej piersiach. Pocałowała mnie namiętnie i rozpięła guzik przy kołnierzyku. Lekko ją odepchnąłem od swojego ciała.
- Może innym razem.- uśmiechnąłem się i pogłaskałem Kely po policzku.
- Phhii…- zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła. Chyba się obraziła… Przejąłem się tym? Jakoś nie… Ale ja ją kocham, jest moją dziewczyną. Kocham ją…?


Oczami Nikoli:


Nie słyszałam krzyków pewnie się całują. Mógłby chociaż przyjść i się pożegnać, a nie tak bez słowa wychodzi. Teraz to mam dylemat… iść spać czy wypić butelkę wina i rozpaczać. Mogę też wziąć butelkę wina, położyć się w łóżku i rozpaczać. Wszystko w jednym…
- To co zatańczymy?- pojawił się tak szybko jak znikł. Podałam mu rękę.
Tańczyliśmy.
Jestem żałosna i naiwna. Nie. Głupia, żałosna i naiwna.
Co ja czuję do Marco?
Przecież on mnie tak skrzywdził. Płakałam kilka dni i spróbowałam kilku smaków win. Wódki, piwa i wishki też próbowałam, ale do zatopienia moich smutków najbardziej nadawało się czerwone wino z pobliskiego supermarketu. Zmarnowałam tyle dni przez tego dupka a teraz z nim tańczę, jakby nigdy nic. Mój mózg podpowiada mi, że go nie lubię jednak serce mówi inaczej.
- A co z Kely?- zagadnęłam.
- Obraziła się i pojechała do domu.- nie wyczułam w jego głosie smutku, żalu, rozczarowania… Poczułam jak Marco przesuwa dłoń po mojej tali. Lewą dłonią chwycił mnie za kark i delikatnie podniósł ją do góry. Stanęliśmy w świetle lampy. Zmusił mnie abym spojrzała mu w oczy… Co zobaczyłam? Przeszłość. To jak na walentynki ułożył z piłek największe serce, jakie widziałam na boisku. Jak byliśmy w jego domu i jedliśmy obiad. Niechcący oblał mnie sokiem… A potem to była kolacja i śniadanie. W jego oczach zobaczyłam jak się poznaliśmy. To było w sylwestra, kilka dni po tym jak przyjechałam w odwiedziny do mojego braciszka. Te odwiedziny trwają już dwa lata. Może już czas wracać do domu? Odwróciłam wzrok.
- Czemu mi się ta przyglądasz?- zapytałam.
- Podziwiam.- robił to przez 1,5 roku i mógł robić to dalej tylko ups… coś się między nami zepsuło. A raczej to on zdradził mnie z Kely.- Wiesz co widzę w twoich oczach?
- Co?
- Przyszłość.- marzył o mnie, chciał abyśmy nadal byli razem. A ja tego chciałam? Tak. Nie. Nie wiem… sama nie wiem czego chce.
- Szkoda… bo ja w twoich widzę przeszłość.- głośno pomyślałam. Zauważyłam jak Robert bierze Anie na ręce, zdejmuje jej szpilki i niesie po schodach. Świata po za nią nie widział… Oderwałam się z uścisku Marco i usiadłam na krześle przy stole.
- Przepraszam…- wyszeptał. Uklęknął przede mną i chwycił za rękę. Głaskał ją i patrzył na mnie. Odgarnęłam włosy i wpatrywałam się w nasze dłonie. Mój czerwony lakier wyblakł i nie jest już taki czerwony. Muszę sobie zrobić nowy manikiur. Przerwałam ten krótki teatrzyk, obróciłam się w stronę stołu i nalałam sobie wina.
- Nikola… -zaczął.
- Marco…- ja skończyłam.
- Przepraszam…- powiedział to takim łagodnym i delikatnym głosem. Zupełnie niepodobnym do sportowca.
- Proszę wyjdź…- poczułam jak dotyka mojego ramienia. Dobrze znałam ten dotyk i tak bardzo za nim tęskniłam. Po kilku minutach usłyszałam zamykające się drzwi. Wybuchłam płaczem… Tak nagle. Do ręki wzięłam butelkę wina i pomaszerowałam do swojego pokoju.


Oczami Marco:


Jaki ja jestem głupi. Zachowuję się jak szczeniak. Kocham jedną sypiam z drugą… Ciekawe kiedy wydorośleje.
W tej chwili pojechałbym do Mario i wszystko powiedział, napilibyśmy się piwa a potem pewnie bym u niego nocował. Szkoda, że go tu nie ma… Nie mam ochoty widzieć się z Kely. Pojadę do Kuby. On zawsze chętnie mnie przyjmie. Nie może jednak nie. Kuba ma rehabilitacje i drugi raz zostanie ojcem. Nic tylko się cieszyć… A może do Piszczka? Nie… przecież mam swój dom, w którym mieszka Kely, ale to nadal mój dom.
Po kwadransie stałem przed drzwiami i szukałem kluczy po kieszeniach marynarki. Zachowywałem się tak cicho, jak mysz albo złodziej.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :D

2 komentarze:

  1. Powiem ci, że piszesz świetnie *.*
    Nawet lepiej ode mnie <3
    Oby Nikola i Marco byli znowu razem :D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3
    W wolnej chwili zapraszam na moje blogi i proszę abyś oceniła je. Nawet jeśli ci się nie podobają to napisz. Wtedy postaram się coś zmienić, aby były lepsze :
    1. http://koszmarwniebo.blogspot.com/
    2. http://boooniewieszcospotkaciezazakrentem.blogspot.com/

    Pozdrawiam*.*
    i czekam na opinię moich blogów <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... Po ostatnim poście w tym opowiadaniu już chyba.nic mnie nie zaskoczy xD Bo ja to chyba muszę być głupia albo ułomna jakaś, bo mi w ząb nie potrafię pójść Reusa. Skoro jest z tym pustakiem, to czego chce od drugiej? Po co komu facet? Chyba tylko do ozdoby xD No wkurzył mnie blondynek, no! Zrób coś z nim!
    Czekam na następny ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń