Oczami Nikoli:
W mojej głowie jeszcze cały czas brzmiała jedna piosenka od której nie
mogłam się odpędzić. Śpiewałam sobie ją w myślach, wiedząc, że nikt nie usłyszy
mojego skrzeczącego głosu. I tak było idealnie. Rytmicznym krokiem schodziłam z
pokładu samolotu.
Wzięłam głęboki wdech.
Niby na całym świecie jest to samo powietrze, niby ma taki sam skład- 21%
tlenu, 78% azotu i 1% gazy szlachetne, a tam na lotnisku w Dortmundzie
powietrze, które wzięłam do płuc było inne. Takie rześkie, nowe, czyste…
Zupełnie tak, jakbym po urodzeniu wzięła pierwszy wdech powietrza w swoje małe płuca.
Poczułam, jak Marco łapie mnie za dłoń. Popatrzyliśmy na siebie.
-Nikola…- powiedział delikatnym głosem, których używał w wyjątkowych
chwilach, właśnie taka nastała.- Zaczynamy wszystko od nowa.- dodał z lekkim uśmiechem
na ustach.-Teraz już będzie lepiej.- stwierdził. Mocniej ścisnął mnie na dłoń.
A ja odwzajemniłam uścisk. Chyba w ten sposób chciałam przekazać mu wiadomość,
że z całego serca chciałabym uwierzyć w jego słowa. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech,
zbudowany z nadziei i głębokiej wiary w lepsze jutro.
Powinnam się cieszyć, przecież usłyszałam wymarzone słowa, na które tyle
czasu czekałam. A ja, jak to ja czegoś się obawiałam. Że coś się nie uda, że
coś złego się wydarzy, że coś się zepsuje, że ta chemia, która jest między nami
wygaśnie, że to uczucie, którym siebie darzymy minie, że któreś z nas nie
będzie potrafiło zapanować nad swoim pragnieniem na jakieś głupiej imprezie...
Być może brakowało mi tej pewności, że teraz będzie wszystko dobrze, moje życie
wreszcie się poukłada a ja przestanę żyć przeszłością.
Od mojego pierwszego oddechu teraz różni się tylko wiek. Przedtem płaczące, niewinne niemowlę
teraz 21-latka trzymająca chłopaka za rękę, wierząca w lepsze jutro. Przedtem
zaczynałam życie teraz też to robię, zaczynam żyć od nowa, bez przeszłości.
A przynajmniej chcę spróbować.
Kiedy przeszliśmy przez pas startowy do głównego budynku lotniska
myślałam, że minęły wieki. Ale to co nas potem zaatakowało przeraziło mnie.
Moje oczy odbijały tylko blask flesza a uszy słyszały: pstryk, pstryk,
pstryk… i miliony pytań hien dziennikarskich. Nie takiego powitania się
spodziewałam. Widziałam zaskoczenie na twarzy Blondyna i Lewego. Jak widać w
Niemczech życie prywatne piłkarzy bardziej interesuje ludność niż w Polsce.
Marco mocno trzymał mnie za rękę. Ze skulonymi głowami szliśmy za masywnym
facetem w czarnym garniturze- był jak Mojżesz, który przeprowadził Izraelitów
przez Może Czerwone.
„Co wydarzyło się w Polsce?”
„Kiedy ślub?”
„To były wasze wakacje?”
„Co na to Jurgen Klopp?”
„Marco jak z twoją formą?”
„Jak na to zareagowała mama pani Lewadojsiej?”
Tak bardzo miałam ochotę krzyknąć: naucz się wymawiać moje nazwisko a
potem pytaj!
Ale nie, dzięki Bogu powstrzymałam się. Gdybym wdała się z nimi w jaką
kolwiek pogawędkę prawdopodobnie byłoby po mnie. Zasypaliby mnie absurdalnymi
pytaniami a ja chcą nas bronić odpowiadałabym na nie ze złością. To nie miałoby
sensu. Dziennikarze w swojej pracy potrafią być nieustępliwi i tacy powinni być,
jeśli chcą zrobić dobry materiał na pierwszą stronę gazety. Tylko to wszystko
odbija się na ich ofierze. Śledzą jej życie non stop. A ona nie ma chwili
wytchnienia, nawet we własnym domu czuje się obserwowana. Nie pragnęłam takiego
życia.
Ale Marco takie miał.
A ja go kocham.
Gdzieś tam w oddali, na parkingu zauważyłam kobietę w ciemnych okularach
i z uśmiechem na twarzy- znak rozpoznawczy Ani. Nie mam zielonego pojęcia skąd
ona bierze tyle pozytywnej energii, co ona robi, że zawsze się uśmiecha. Kiedyś
zastanawiałam się czy ona ma w ogólne jakieś negatywne emocje, czy kiedy coś
się nie udaje ma ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać gdzieś bardzo
daleko i na bardzo długo.
Przyśpieszyłam kroku w stronę auta, prawie depcząc Marco po piętach.
Paparazzi bezustannie za nami podążali i robili nam zdjęcia, jak małe
dzieci zwierzętom w zoo. Byłam pewna, że uchwycili każdą sekundę naszego pobytu
na lotnisku. Coraz mniej mi się to podobało i jeszcze do tego te bezsensowne
pytania.
Wreszcie kiedy usiedliśmy w samochodzie odetchnęłam z ulgą. Nawet nie
było czasu żeby dobrze przywitać się z Anią.
-Co za powitanie.- powiedziałam opierając głowę o szybę.
-Heh… takie życie dziewczyny sportowca.- Ania kilka razy nacisnęła
klakson żeby paparazzi się odsunęli.- Nie martw się przyzwyczaisz się.
- Do takiego czegoś w ogóle można się przyzwyczaić?- spytałam z nutką
nadziei, bo jakoś sobie tego nie wyobrażałam.
- Nie.-
powiedziała stanowczo Ania.- Ale dobra
nie ważne. Opowiadajcie co tam w Polsce? Co słychać u mamy?
- No w sumie dobrze.- odezwał się Robert drapiąc się w tył głowy.
-I?- ciągnęła
Ania.
- No co? No dobrze… Trochę
była zła, że wyjeżdżamy i, że nie przyjechałaś.- dodał Lewy.
- Od ciebie zawsze wszystkiego mogę się dowiedzieć.- powiedziała
zrezygnowana Ania.- Nikola co powiesz na ostatnie babskie pogaduszki w naszym
domu?
- Jak ostatnie?- zagadnął zdziwiony Marco.
- Już mamy na oku ładną wille w Monachium.- mówiąc to Robert posłał
uśmieszek w kierunku swojej żony.
- Aha fakt Bayern Monachium.- Marco geniusz zrozumiał o co chodzi.-
Kiedyś tam wpadniemy z Nikolą.- stwierdził z uśmiechem na ustach popatrzył na
swoją dziewczynę.
- Taak i odwiedzimy Mario.- przytaknęła z entuzjazmem.
- No to panie Reus wysiadka.- odezwała się Ania parkując pod domem
blondyna. – Zobaczymy się jutro.- na pożegnanie posłała do niego szeroki
uśmiech.
- O kurde szybko.
Nikola i Marco wysiedli z
auta.
Stali i trzymali się za ręce. U podnóża Reusa były jego walizki, ale one
były teraz najmniej ważne. Spotkali swój wzrok i uśmiechnęli się głupowato,
jakby zrobili coś szalonego, niemądrego i teraz muszą się rozstać na nie
wiadomo ile.
Pożegnali się muśnięciem warg, ale ich złączone ręce jakoś nie bardzo
chciały się rozstać.
Reus nie wytrzymał. Mocnym chwytem przyciągnął Nikolę do siebie i zatopił się w jej malinowych
ustach, które tak bardzo kochał całować. Przez chwilę nie reagowała, przeszedł
ją lekki dreszczyk. Odwzajemniła pocałunek.
Usłyszeli klakson dobiegający z samochodu.
Czar prysł.
- Marco będę tęsknić.- szepnęła, kuląc swoje małe rączki na klatce
piersiowej swojego chłopaka.
- Ja też. Wytrzymamy,
do jutra.- powiedział pewnym głosem. Już ostatni raz dzisiaj zamknął ją w
swoich wielkich ramionach. Całemu światu zabrał to co najcenniejsze, słońce i
zatrzymał tylko dla siebie.
Hej :) Nie wiem, jak Wam ale to co piszę nawet mi się podoba :) Także jest dobrze, no ale Wy to ocenicie :*
Na razie jest trochę sztywno, normalnie, nic się nie dzieje, ale to się wkrótce zmieni.
Już za dwa dni wakacje! ;D Strasznie się cieszę <3 A w piątek mecz Niemcy VS USA i Polska VS Iran (siatkówka) weekend zapowiada się ciekawie :)
Buziaczki :* :*
Mój dziadek się pewnie przeze mnie w grobie przewraca ;(
Cudowni <3