Translate

piątek, 20 czerwca 2014

To jest ten dzień, to jest ta chwila, niepowodzenie już przemija…

 Oczami Nikoli:

I znów… kolejny raz. A dokładnie trzeci.
To samo lotnisko. Ta sama kasa biletowa, te same ruchome schody, które wożą ludzi w górę i w dół- jedna wielka maszyna stworzona z myślą aby prześcignąć czas. Ale tak naprawdę nigdy nie damy rady tego zrobić. Znów zabiegani ludzie, którzy gdzieś wyjeżdżają, śpieszą się a w śród nich ja. Z uśmiecham na twarzy i ze łzami w oczach. Rozbrzmiał głos spikerki:
-Samolot do Francji, który będzie lądował we Wrocławiu, Berlinie, Dortmundzie i w Paryżu, odlatuje na pasie startowym nr 6 za 15 minut.
Mieliśmy kwadrans aby zamienić z naszą mamą kilka ostatnich słów i złączyć się w długim uścisku. Nie miałam zielonego pojęcia kiedy się kolejny raz zobaczymy.
Stanęłam naprzeciwko najcudowniejszej mamy na świecie. Ujęłam jej dłonie. Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy. Nie wiem co moja mama widziała w moich oczach, ale ja w jej widziałam wszystkie chwile z nią spędzone w ostatnim czasie. To jak mnie pierwszy raz zobaczyła po powrocie z Dortmundu i nie mogła się nacieszyć moim widokiem, kiedy mówiła „tylko bądź ostrożna” jak wychodziłam z domu i dopiero po tygodniu do niego wróciłam. Widziałam w nich ten moment, kiedy bezustannie głaskała mnie po włosach a ja szlochałam, jak mała dziewczynka.
Gardzę ludźmi, którzy nie mają szacunku do swoich rodziców. Wiem, że istnieją rodzice, którzy nadużywają alkoholu, palą, biją, czasami zapominają, że mają dzieci… i to być może jest powód, by ich nienawidzić. Nie wiem. Nie wiem jacy źli muszą być rodzice, by ich znienawidzić. 
- Tylko bądź ostrożna.- kiedy to powiedziała jednocześnie uśmiechnęłam się i rozpłakałam.
- Mamo…- mocniej uścisnęłam jej dłoń.- Będę tęsknić.
- Oj córuś…- przejechała ręką po mojej twarzy. Była taka delikatna a zarazem zimna, ale wiem, że niosła ciepło. Mocno przytuliłam się do mojej mamy.
Po dość długim i mocnym uścisku przyszła kolej na reprymendę dla Marco.
- Tylko ty mi tam na nią uważaj. – pogroziła w jego stronę palcem.- Nie pozwól jej późno wracać do domu, na imprezach niech dużo nie pije. Broń Boże strzeż ją od papierosów i narkotyków.- złożyła ręce, jak do modlitwy.
- Mamo!?- krzyknęłam z lekkim oburzeniem.- Jestem już dorosła!
- No brawo, że zauważyłaś…- odpowiedziała z sarkazmem i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.  Moje usta tylko uniosły się w uśmiechu. Słyszałam chichoty Marco i Roberta.- No także ten… Ja nie chcę jeszcze szybko zostać babcią.- oświadczyła.- No oczywiście cieszyłabym się z wnuków.- te słowa akurat mocno zaakcentowała i skierowała do mojego starszego braciszka.
- Ahh żebyś się nie zdziwiła.- Robert syknął pod nosem i odwrócił wzrok w stronę wielkiego zegara, który wisiał w centralnej części lotniska. Jakie on miał szczęście, że tylko ja to usłyszałam… Czyżby Ania była w ciąży? Muszę z nią porozmawiać i z nim też. Ale to potem…
Moja mama skończyła przemowę dla Marco i spoważniała. Uściskała go mocno i coś szepnęła na ucho. W odpowiedzi uśmiechnął się serdecznie a na koniec, jak na gentlemana przystało pocałował moją mamę w dłoń. Byłam szczęśliwa kiedy widziałam dwie najukochańsze osoby przytulające się tylko szkoda, że się żegnały. Resztę czasu mama przeznaczyła na rozmowę z Robertem. Rozmawiali na osobności, dość poważnie, tylko raz Lewy się uśmiechnął.
I tak nagle wybiła 14-sta. Dokładnie piętnaście minut temu spikerka mówiła o naszym samolocie. Zerwałam się z plastikowego krzesła. Marco był tak mądry, że zorientował się o co chodzi.
Podbiegłam jeszcze do mamy:
- Robert musimy już iść.- równocześnie spojrzeliśmy na zegar.
14:01
Ostatni raz zamarliśmy w rodzinnym uścisku. Jakby zatrzymał się czas. Brakowało tylko taty…
- No idźcie już.- oderwała się od nas mama.- Bo się jeszcze spóźnicie.- uśmiechnęła się serdecznie, ale ja wiedziałam, że w środku płaczę, że z chęcią by nas tu zatrzymała, być może zrobiłaby wszystko żeby ten samolot odleciał bez nas.
Posłuchaliśmy naszą mamę- zresztą, jak zawsze, prawie zawsze…- i podbiegliśmy do Marco, który właśnie przechodził przez bramkę wykrywającą metal.
-Trzymajcie się dzieciaki!- usłyszałam za plecami. Moje sumienie nie pozwoliło mi się nie odwrócić. Posłałam ostatniego całusa mamie..
Cała nasza trójka pomyślnie przeszła przez bramkę i inne wszystkie „badania” ochroniarzy. Lewandowski i Reus zostali rozpoznani przez tamtejszych policjantów, głupio było odmówić; pozowali przez chwilę do zdjęć i rozdali parę autografów.
Tak beznadziejnie się czułam, jakby kompletnie mnie tam nie było, jakbym była powietrzem… Wszyscy fascynowali się Robertem i Marco a ja tak sama stałam, jak kołek. Na szczęście dość szybko sobie przypomnieli o moim istnieniu i popędziliśmy w stronę samolotu.
Po kilkunastu minutach wygodnie usadziliśmy się na siedzeniach naszego lotnego autokaru. Rozpoczął się rytuał każdego lotu. Miła stewardessa wypowiedziała kilka krótkich zdań, których chyba na samym początku swojej pracy nauczyła się na pamięć. Potem pokazała nam, jak należy zapinać pasy i zakładać maski- pomagające oddychać w razie wypadku- to wszystko dla bezpieczeństwa. A potem przedstawili się główni piloci. To wszystko zakończyły bardzo miłe słowa: życzymy państwu miłej podróży.
Lewy siedział po mojej lewej stronie- przy okrągłym okienku, z którego było widać białe obłoki, kiedy wzbiliśmy się w powietrze. Marco po prawej, a ja pomiędzy nimi. Moi ochroniarze zawsze przy mnie…- pomyślałam.
Robert już po pierwszych minutach lotu wyjął z torby swoje żółte słuchawki, i zamknął się w swoim świecie. Reus co chwila ziewał.
- Odpocznij…- zaproponowałam.- Nie wiem jak, ale idź spać.
- Ale ja nie jestem zmęczony.- powiedział i równocześnie zatrzymał kolejny ziew.- No dobra może trochę.
- Chyba trochę bardzo.- uśmiechnęłam się.
- Wiesz, już nie mogę się doczekać kiedy przekroczymy próg naszej sypialni i rzucimy się na łóżko.- powiedział to takim rozmarzonym głosem, założył ręce za głowę i rozpłynął się w fotelu.
- Taaak…- przytaknęłam.
Właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie jedną rzecz: ja już mam dom w Dortmundzie, mam gdzie mieszkać. I nie było to mieszkanie Reusa. Dostałam dom w prezencie od mojego brata, kiedyś mu go spłacę albo dam mu coś równocześnie drogiego jak dom. Muszę to jeszcze powiedzieć Marco, uświadomić go gdzie będę mieszkać. Co nie będzie łatwe. Ale mam jeszcze całe 6 godzin żeby mu o tym powiedzieć.
Mój chłopak niespodziewanie chwycił moją lewą dłoń i zaczął się jej przyglądać. Obracał pierścionek wokół palca.
- Chciałabyś go zamienić na coś innego?- zapytał czym mnie zaskoczył, z pewnością chodziło mu o obrączkę.
Spojrzałam na niego.
- Kiedyś tak.- podniosłam kąciki ust do góry. Marco ucałował mnie w dłoń. Ta odpowiedź go usatysfakcjonowała.
Oparłam głowę o jego prawe ramie. Złączyliśmy nasze ręce w jedność i z zaciekawieniem się im przyglądaliśmy. Jakby były one czymś niezwykłym, a przecież to były tylko dłonie Marco Reusa- światowego piłkarza- i Nikoli Lewandowskiej- siostry Roberta Lewandowskiego, tak tego Roberta Lewandowskiego. Patrzyliśmy na nie jakbyśmy widzieli w nich naszą przyszłość, jakbyśmy potrafili z nich czytać. Marco delikatnie położył swoją głowę na moją. Zrobiło się tak jakoś przytulnie, ciepło, może nawet w pewnym stopniu romantycznie. Siedzieliśmy oparci o własne ciała i trwaliśmy w tej chwili. Myślałam, jak to będzie w Dortmundzie. Tak samo jak przedtem czy lepiej? A może gorzej? Takiej opcji nawet nie dopuszczałam do swojego umysłu. Miało być lepiej.
Przez korytarz samolotu kilka razy przemknęła się stewardessa proponując nam coś do picia czy jedzenia. Kiwnięciem głowy odmówiliśmy.
- Wiesz masz nawet wygodne ramię.- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Hah… tyle razy już na nim leżałaś i dopiero teraz to zauważyłaś. Brawoo!- ucałował mnie w czoło.
- No wieem…- odparłam.
Myślenie to jednak ciężka i dość męcząca sprawa. A w dodatku ramię Marco było, jak trochę twarda poduszka, ale jednak to poduszka, na której się śpi. Zaczęłam ziewać. By odgonić sen próbowałam sobie przypomnieć czy na pewno spakowałam książkę. Miałam nadzieję, że tak… Po krótkiej chwili zmorzył mnie sen, którego tak nie chciałam. 



Hej :) Wiem, wiem jestem zła :(  Ale jakoś nie miałam pomysłu i weny, no ale najważniejsze, że już napisałam! :D Dziękuję za komentarze, które bardzo mi pomogły :* Jesteście najlepsi <3



7 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :)
    Jestem ciekawa jak Reusik zareaguje na wiadomość o mieszkaniu osobno.. :)
    I kiedy w końcu będzie ślub Nikoli i Marco no? Aż jestem ciekawa:) a może Marco mógłby jej zrobić niespodziankę ? :)
    A co do moich rozdziałów to na razie będę dodawać jak pojawi się 6 komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział jak zawsze czekam na więcej. Pozdrawiam i czekam na nexta równocześnie zapraszam do mnie i komentowanie rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja dopiero przedwczoraj wpadłam na Twojego bloga, ale już wszystkie rozdziały nadrobiłam i muszę Ci powiedzieć że jest super :D
    To jest ten dzień, to jest ta chwila, niepowodzenie już przemija… NPWM "Zawsze do celu" uwielbiam ten kawałek <3
    Fajnie że wracają do Dortmundu, scena pożegnalna trochę smutna, ale taki są pożegnania. Mam tylko nadzieję, że Nikola i Marco będą żyli długo i szczęśliwie i nikt nie zepsuje ich szczęścia.
    Czekam na kolejny rozdział oraz zapraszam Cię na mojego bloga
    http://bvbvsarsenal.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej !
    Kurcze . Rozdział jest genialny . <3
    Coś wyczuwa że Marco się zbulwersuje na wieść o tym że będą z Nikolą mieszkać osobno...:-D
    Całuję :-*
    PS Przepraszam za krotki kom.:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że musiała pożegnać się z rodziną ale cieszę się, że wrócili do Dortmundu :)
    Też chcę taką poduszkę! ♥
    Jestem niezmiernie ciekawa reakcji Reusa na wieść o mieszkaniu! :)
    Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ŚWIETNIE ! ;3
    KOCHAM TWÓJ STYL PISANIA <3

    Całuje ;***

    /Ola ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekałam tu na rozdzialik ;)
    To sie Reusu zdziwi! :0
    Nie mogę się już doczekać następnego.
    Rozdział jak zwykle cudowny
    Czekam na nn i wpadaj do mnie w wolnej chwili: http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń