Oczami Nikoli:
I znów… kolejny raz. A dokładnie trzeci.
To samo lotnisko. Ta sama kasa biletowa, te same ruchome schody, które
wożą ludzi w górę i w dół- jedna wielka maszyna stworzona z myślą aby
prześcignąć czas. Ale tak naprawdę nigdy nie damy rady tego zrobić. Znów
zabiegani ludzie, którzy gdzieś wyjeżdżają, śpieszą się a w śród nich ja. Z
uśmiecham na twarzy i ze łzami w oczach. Rozbrzmiał głos spikerki:
-Samolot do Francji, który będzie lądował we Wrocławiu, Berlinie,
Dortmundzie i w Paryżu, odlatuje na pasie startowym nr 6 za 15 minut.
Mieliśmy kwadrans aby zamienić z naszą mamą kilka ostatnich słów i
złączyć się w długim uścisku. Nie miałam zielonego pojęcia kiedy się kolejny
raz zobaczymy.
Stanęłam naprzeciwko najcudowniejszej mamy na świecie. Ujęłam jej dłonie.
Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy. Nie wiem co moja mama widziała w moich oczach,
ale ja w jej widziałam wszystkie chwile z nią spędzone w ostatnim czasie. To
jak mnie pierwszy raz zobaczyła po powrocie z Dortmundu i nie mogła się
nacieszyć moim widokiem, kiedy mówiła „tylko bądź ostrożna” jak wychodziłam z
domu i dopiero po tygodniu do niego wróciłam. Widziałam w nich ten moment,
kiedy bezustannie głaskała mnie po włosach a ja szlochałam, jak mała
dziewczynka.
Gardzę ludźmi, którzy nie mają szacunku do swoich rodziców. Wiem, że
istnieją rodzice, którzy nadużywają alkoholu, palą, biją, czasami zapominają,
że mają dzieci… i to być może jest powód, by ich nienawidzić. Nie wiem. Nie
wiem jacy źli muszą być rodzice, by ich znienawidzić.
- Tylko bądź ostrożna.- kiedy to powiedziała jednocześnie uśmiechnęłam
się i rozpłakałam.
- Mamo…- mocniej uścisnęłam jej dłoń.- Będę tęsknić.
- Oj córuś…- przejechała ręką po mojej twarzy. Była taka delikatna a
zarazem zimna, ale wiem, że niosła ciepło. Mocno przytuliłam się do mojej mamy.
Po dość długim i mocnym uścisku przyszła kolej na reprymendę dla Marco.
- Tylko ty mi tam na nią uważaj. – pogroziła w jego stronę palcem.- Nie
pozwól jej późno wracać do domu, na imprezach niech dużo nie pije. Broń Boże
strzeż ją od papierosów i narkotyków.- złożyła ręce, jak do modlitwy.
- Mamo!?- krzyknęłam z lekkim oburzeniem.- Jestem już dorosła!
- No brawo, że zauważyłaś…- odpowiedziała z sarkazmem i zmierzyła mnie
wzrokiem od góry do dołu. Moje usta
tylko uniosły się w uśmiechu. Słyszałam chichoty Marco i Roberta.- No także
ten… Ja nie chcę jeszcze szybko zostać babcią.- oświadczyła.- No oczywiście
cieszyłabym się z wnuków.- te słowa akurat mocno zaakcentowała i skierowała do
mojego starszego braciszka.
- Ahh żebyś się nie zdziwiła.- Robert syknął pod nosem i odwrócił wzrok w
stronę wielkiego zegara, który wisiał w centralnej części lotniska. Jakie on
miał szczęście, że tylko ja to usłyszałam… Czyżby Ania była w ciąży? Muszę z
nią porozmawiać i z nim też. Ale to potem…
Moja mama skończyła przemowę dla Marco i spoważniała. Uściskała go mocno
i coś szepnęła na ucho. W odpowiedzi uśmiechnął się serdecznie a na koniec, jak
na gentlemana przystało pocałował moją mamę w dłoń. Byłam szczęśliwa kiedy
widziałam dwie najukochańsze osoby przytulające się tylko szkoda, że się
żegnały. Resztę czasu mama przeznaczyła na rozmowę z Robertem. Rozmawiali na
osobności, dość poważnie, tylko raz Lewy się uśmiechnął.
I tak nagle wybiła 14-sta. Dokładnie piętnaście minut temu spikerka
mówiła o naszym samolocie. Zerwałam się z plastikowego krzesła. Marco był tak
mądry, że zorientował się o co chodzi.
Podbiegłam jeszcze do mamy:
- Robert musimy już iść.- równocześnie spojrzeliśmy na zegar.
14:01
Ostatni raz zamarliśmy w rodzinnym uścisku. Jakby zatrzymał się czas. Brakowało
tylko taty…
- No idźcie już.- oderwała się od nas mama.- Bo się jeszcze spóźnicie.-
uśmiechnęła się serdecznie, ale ja wiedziałam, że w środku płaczę, że z chęcią
by nas tu zatrzymała, być może zrobiłaby wszystko żeby ten samolot odleciał bez
nas.
Posłuchaliśmy naszą mamę- zresztą, jak zawsze, prawie zawsze…- i podbiegliśmy
do Marco, który właśnie przechodził przez bramkę wykrywającą metal.
-Trzymajcie się dzieciaki!- usłyszałam za plecami. Moje sumienie nie
pozwoliło mi się nie odwrócić. Posłałam ostatniego całusa mamie..
Cała nasza trójka pomyślnie przeszła przez bramkę i inne wszystkie
„badania” ochroniarzy. Lewandowski i Reus zostali rozpoznani przez tamtejszych
policjantów, głupio było odmówić; pozowali przez chwilę do zdjęć i rozdali parę
autografów.
Tak beznadziejnie się czułam, jakby kompletnie mnie tam nie było, jakbym
była powietrzem… Wszyscy fascynowali się Robertem i Marco a ja tak sama stałam,
jak kołek. Na szczęście dość szybko sobie przypomnieli o moim istnieniu i
popędziliśmy w stronę samolotu.
Po kilkunastu minutach wygodnie usadziliśmy się na siedzeniach naszego
lotnego autokaru. Rozpoczął się rytuał każdego lotu. Miła stewardessa wypowiedziała
kilka krótkich zdań, których chyba na samym początku swojej pracy nauczyła się
na pamięć. Potem pokazała nam, jak należy zapinać pasy i zakładać maski-
pomagające oddychać w razie wypadku- to wszystko dla bezpieczeństwa. A potem przedstawili
się główni piloci. To wszystko zakończyły bardzo miłe słowa: życzymy państwu
miłej podróży.
Lewy siedział po mojej lewej stronie- przy okrągłym okienku, z którego
było widać białe obłoki, kiedy wzbiliśmy się w powietrze. Marco po prawej, a ja
pomiędzy nimi. Moi ochroniarze zawsze przy mnie…- pomyślałam.
Robert już po pierwszych minutach lotu wyjął z torby swoje żółte słuchawki,
i zamknął się w swoim świecie. Reus co chwila ziewał.
- Odpocznij…- zaproponowałam.- Nie wiem jak, ale idź spać.
- Ale ja nie jestem zmęczony.- powiedział i równocześnie zatrzymał
kolejny ziew.- No dobra może trochę.
- Chyba trochę bardzo.- uśmiechnęłam się.
- Wiesz, już nie mogę się doczekać kiedy przekroczymy próg naszej
sypialni i rzucimy się na łóżko.- powiedział to takim rozmarzonym głosem,
założył ręce za głowę i rozpłynął się w fotelu.
- Taaak…- przytaknęłam.
Właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie jedną rzecz: ja już mam dom w
Dortmundzie, mam gdzie mieszkać. I nie było to mieszkanie Reusa. Dostałam dom w
prezencie od mojego brata, kiedyś mu go spłacę albo dam mu coś równocześnie
drogiego jak dom. Muszę to jeszcze powiedzieć Marco, uświadomić go gdzie będę
mieszkać. Co nie
będzie łatwe. Ale mam jeszcze całe 6 godzin żeby mu o tym
powiedzieć.
Mój chłopak niespodziewanie chwycił moją lewą dłoń i zaczął się jej
przyglądać. Obracał pierścionek wokół palca.
- Chciałabyś go zamienić na coś innego?- zapytał czym mnie zaskoczył, z pewnością
chodziło mu o obrączkę.
Spojrzałam na niego.
- Kiedyś tak.- podniosłam kąciki ust do góry. Marco ucałował mnie w dłoń.
Ta odpowiedź go usatysfakcjonowała.
Oparłam głowę o jego prawe ramie. Złączyliśmy nasze ręce w jedność i z
zaciekawieniem się im przyglądaliśmy. Jakby były one czymś niezwykłym, a przecież
to były tylko dłonie Marco Reusa- światowego piłkarza- i Nikoli Lewandowskiej-
siostry Roberta Lewandowskiego, tak tego Roberta Lewandowskiego. Patrzyliśmy na
nie jakbyśmy widzieli w nich naszą przyszłość, jakbyśmy potrafili z nich
czytać. Marco delikatnie położył swoją głowę na moją. Zrobiło się tak jakoś
przytulnie, ciepło, może nawet w pewnym stopniu romantycznie. Siedzieliśmy oparci
o własne ciała i trwaliśmy w tej chwili. Myślałam, jak to będzie w Dortmundzie.
Tak samo jak przedtem czy lepiej? A może gorzej? Takiej
opcji nawet nie dopuszczałam do swojego umysłu. Miało być lepiej.
Przez korytarz samolotu kilka razy przemknęła się stewardessa
proponując nam coś do picia czy jedzenia. Kiwnięciem głowy odmówiliśmy.
- Wiesz masz
nawet wygodne ramię.- powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Hah… tyle razy
już na nim leżałaś i dopiero teraz to zauważyłaś. Brawoo!- ucałował mnie w
czoło.
- No wieem…-
odparłam.
Myślenie to
jednak ciężka i dość męcząca sprawa. A w dodatku ramię Marco było, jak trochę
twarda poduszka, ale jednak to poduszka, na której się śpi. Zaczęłam ziewać. By
odgonić sen próbowałam sobie przypomnieć czy na pewno spakowałam książkę.
Miałam nadzieję, że tak… Po krótkiej chwili zmorzył mnie sen, którego tak nie
chciałam.
Hej :) Wiem, wiem jestem zła :( Ale jakoś nie miałam pomysłu i weny, no ale najważniejsze, że już napisałam! :D Dziękuję za komentarze, które bardzo mi pomogły :* Jesteście najlepsi <3
Cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Reusik zareaguje na wiadomość o mieszkaniu osobno.. :)
I kiedy w końcu będzie ślub Nikoli i Marco no? Aż jestem ciekawa:) a może Marco mógłby jej zrobić niespodziankę ? :)
A co do moich rozdziałów to na razie będę dodawać jak pojawi się 6 komentarzy :)
Genialny rozdział jak zawsze czekam na więcej. Pozdrawiam i czekam na nexta równocześnie zapraszam do mnie i komentowanie rozdziałów.
OdpowiedzUsuńJa dopiero przedwczoraj wpadłam na Twojego bloga, ale już wszystkie rozdziały nadrobiłam i muszę Ci powiedzieć że jest super :D
OdpowiedzUsuńTo jest ten dzień, to jest ta chwila, niepowodzenie już przemija… NPWM "Zawsze do celu" uwielbiam ten kawałek <3
Fajnie że wracają do Dortmundu, scena pożegnalna trochę smutna, ale taki są pożegnania. Mam tylko nadzieję, że Nikola i Marco będą żyli długo i szczęśliwie i nikt nie zepsuje ich szczęścia.
Czekam na kolejny rozdział oraz zapraszam Cię na mojego bloga
http://bvbvsarsenal.blogspot.com/
Pozdrawiam
Hej !
OdpowiedzUsuńKurcze . Rozdział jest genialny . <3
Coś wyczuwa że Marco się zbulwersuje na wieść o tym że będą z Nikolą mieszkać osobno...:-D
Całuję :-*
PS Przepraszam za krotki kom.:-)
Szkoda, że musiała pożegnać się z rodziną ale cieszę się, że wrócili do Dortmundu :)
OdpowiedzUsuńTeż chcę taką poduszkę! ♥
Jestem niezmiernie ciekawa reakcji Reusa na wieść o mieszkaniu! :)
Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://powrotyirozstania.blogspot.com/
ŚWIETNIE ! ;3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWÓJ STYL PISANIA <3
Całuje ;***
/Ola ;*
Czekałam tu na rozdzialik ;)
OdpowiedzUsuńTo sie Reusu zdziwi! :0
Nie mogę się już doczekać następnego.
Rozdział jak zwykle cudowny
Czekam na nn i wpadaj do mnie w wolnej chwili: http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/