Udało mi się coś napisać, chociaż kompletnie nie miałam weny :/ Mam nadzieję, że chociaż trochę się Wam podoba :) PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE, NEGATYWNE I POZYTYWNE :* Ten rozdział dedykuję Natalii, która przeżywa życie Nikoli <3 Borussia Dortmund VS VfL Wolfsburg 2:0 <3 Nur der BVB <3 Pozdrowionka ;*
Oczami Nikoli:
-Zgaście to światło… Mama? Ałłaa… nic nie czuję. Nie czuję własnego ciała. Ja jeszcze żyje? Dla kogo? Marco… Ała! Znów ten przeszywający ból, przeszedł po całym moim ciele. Chcę zasnąć i spać, nigdy się nie obudzić…
*Następnego dnia *
-Pani Elwiro? Proszę pani?- jakaś ciepła dłoń dotknęła mojego zimnego policzka.- Dobrze się pani czuje?
-Jaka Elwiro…?- byłam wyczerpana, ale udało mi się zadać pierwsze pytanie jakie mi przyszło do głowy.- Nie jestem żadną Elwirą…
- To normalne, że pani majaczy.- znów poczułam czyjąś ciepłą dłoń na czole. To było, jak zderzenie ognia z lodem.- Jest pani jeszcze bardzo osłabiona, niech pani się prześpi.- usłyszałam kroki, chyba ten „ktoś” wychodził.- Aha pani Elwiro mąż czeka na korytarzu.
-Nie jestem żadną Elwirą…- wymruczałam przez zęby. Zaraz, jaki mąż? Marco? Mój blondynek mnie odnalazł? Myślałam, że go już nigdy nie zobaczę. A on tak nagle zjawia się w szpitalu. Ale my jeszcze nie mieliśmy ślubu... i dlaczego Elwira? Cały czas o tym myślałam. Dwa pytania nie dawały mi spokoju i rozsadzały moją głowę na pół. Dlaczego Elwira? I jak wzięliśmy ślub? I... i co ja tu robię? Czułam, że moja głowa zaraz eksploduje. Musiałam przestać myśleć, chciałam zasnąć. Spać... nie myśleć... spać.
Obróciłam się na prawy bok, do dłoni miałam przeczepione jakieś małe plastry i kroplówkę. Nienawidziłam szpitali. Były okropne. Pachniały śmiercią. Śmierć... może była już blisko mnie. Chce mnie zabrać do siebie. Może to koniec mojego życia? Wszystko co już miałam zrobić, zrobiłam teraz Bóg mnie woła do siebie. Nasuwało mi się jedno pytanie, czy chcę żyć? Czy życie ma sens? Życie hm... piękna lecz beznadziejna sprawa.
Nagle wszystko wokół mnie zaczęło głośno piszczeć...
Oczami Marco:
Siedzieliśmy w taksówce, jechaliśmy chyba do Leszna, rodzinnego miasta Roberta. Mieliśmy się spotkać z jego mamą. Chociaż ja wolałem robić coś, co pomoże mi odnaleźć Nikole. Chciałem ją przytulić i nigdy nie wypuścić. Jaki ja byłem głupi, że pozwoliłem jej tu samej zostać. Nigdy sobie tego nie daruję.
Miałem twarz przyklejoną do szyby. Obserwowałem deszcz, który kapie na szybę. Warszawa to piękne miasto jednak nie w taką pogodę i nie w takiej sytuacji. Dla mnie już tylko jedna osoba i jedna rzecz jest piękna. Nikola i piłka. Całe moje życie.
Próbowałem odczytać szyldy z napisami. Średnio mi się to udawało...
ZARASAMY NA WYPREDAR albo RESTORACJA ZLOTE WILOKI beznadziejne są te nazwy, albo to ja nie umiem czytać po polsku. Raczej to drugie...
-Marco...- Lewy wyrwał mnie z moich rozmyślań.-Dojeżdżamy już.- pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. W sumie ta wiadomość wiele nie zmieniła. Nadal siedziałem przyklejony do szyby i gapiłem się na świat...
-Robert jak myślisz gdzie ona jest?
-Chciałbym wiedzieć...- pragnąłem usłyszeć dokładny adres, ale wiedziałem, że to by było zbyt proste, zbyt łatwe. Życie nigdy nie jest łatwe.
-Tylko niech dorwę tego gnojka. Pożałuje, że się urodził.
-O niee... tym to się zajmie policja.
-Robert to jest twoja siostra! Jak ty możesz być taki spokojny?
-Tai już jestem.- wzruszył ramionami.- Spędziłem z nią tyle lat, że wiem, że sobie poradzi. Jest drobna, ale to bardzo silna i wytrzymała dziewczyna. Wtedy jak zostawiłeś ją dla Ke...- zmroziłem go wzrokiem, nie chciałem tego słuchać.
-Twoja mama prawie wcale nie jest podobna do Nikoli!- podjechaliśmy pod dom a na progu już czekała na nas pani Iwona.
-Heh, ale jest również niezwykle miła i kochana.- wyszliśmy z samochodu i wyjęliśmy nasze bagaże.
Pani Iwona serdecznie nas przywitała, a mnie potraktowała tak jak Roberta, jak własnego syna. Uśmiechała się, ale widać było, że jest przygnębiona. Zresztą, jak my wszyscy.
Rodzinny dom Lewego był normalny. Taki jak dom rodzinny... Zadbany, czysty, wszystko było uporządkowane, na swoim miejscu. Na ścianach wisiały zdjęcia. Jedno zwróciło moją szczególną uwagę. Był tam wielki mężczyzna z zarostem i mały chłopiec w koszulce z niemieckimi barwami. Dokładnie przyjrzałem się temu zdjęciu i dopiero po chwili zorientowałem się, że to Lewy i zapewne jego tata. Rzadko o nim mówił, ale wiem, że bardzo mu go brakuje.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Pani Iwona chciała mnie lepiej poznać więc ona pytała a ja odpowiadałem. Po woli miałem dość tego wywiadu, chciałem coś robić, działać a nie bezczynnie siedzieć. Nienawidziłem czekać...
-Oj przepraszam...-zadzwonił telefon, mama Roberta poszła go odebrać.
-Stary ja tu dłużej nie wysiedzę... musimy zacząć coś robić.- szepnąłem do Lewego.
-Musimy... moja mama nas nie wypuści.
Nagle weszła do kuchni.
-Jakąś dziewczynę przywieźli do szpitala...-zerwałem się z krzesła i walnąłem się kolanem o stół, pytająco patrzyłem na panią Iwonę.- Jest w wieku Nikoli i pasuje do niej tylko ma na imię Elwira i ma męża.- z powrotem usiadłem bezczynnie na krześle. Podparłem rękami moją ciężką głowę. Miałem taką nadzieję, że to jednak ona, mój Świat. Nie wierzyłem, że może istnieć równie piękna dziewczyna, jak Nikola. Chciałem ją zobaczyć, nie, musiałem ją zobaczyć, żeby się przekonać się, że to na pewno nie jest Nikola. Tak bardzo bym chciał, żeby to jednak była ona...
Oczami Nikoli:
-Przepraszam doktorze co jest mojej żonie? Wyjdzie z tego?- znajomy głos zalał pytaniami pana w białym kitlu, to chyba był lekarz, mój doktor. Więc było ze mną aż tak źle...
-Pani Elwira jest w ciężkim stanie. Zrobiliśmy płukanie żołądka niestety resztki tego świństwa są jeszcze w ciele pacjentki.
-A kiedy wyzdrowieje?
-Hm... leczenie trochę potrwa. Musimy jej podawać kroplówki, które powoli oczyszczają żołądek. W dodatku pańska żona jet wyczerpana i osłabiona. Miejmy nadzieję, że sobie poradzi i jej organizm nie będzie odrzucał takiej dużej ilości leków.
-Dobrze... dziękuję doktorze.
Widziałam delikatne rysy twarzy mężczyzny, który rozmawiał z lekarzem. Miał trochę wystające kości policzkowe co mi się podobało, kasztanowe oczy i delikatny zarost bardzo przypominał mi o Bożeee... nie to nie możliwe. Tylko nie on! Przecież chciałam od niego uciec i to dlatego połknęłam to cholerne tabletki. A on teraz przychodzi nazywa mnie Elwira i mówi, że jestem jego żoną! Nigdy nie pozwolę na coś takiego!
Adam zaczął głaskać mnie po czole, chciałam wstać i złamać mu tą rękę, żeby już nigdy mnie nią nie dotknął!
-Po co tu przyjechałeś?- zadałam pytanie.
-Jestem twoim mężem.- przyjaźnie się do mnie uśmiechnął. Miałam ochotę wybić mu te zęby!
-Nigdy nim nie byłeś i nigdy nim nie będziesz.- ten durnowaty uśmieszek zszedł mu z twarzy.
-Teraz jesteś moja i tylko moja!- zagroził mi palcem, był wściekły.
-Nigdy!- kierował się ku wyjściu, na szczęście.
Kiedyś mogłam rozmawiać bez przerwy, a teraz wypowiedzenie tych kilku zdań sprawiło mi trudność. Strasznie się zmęczyłam... Znów chciałam spać i nie myśleć. Nie myśleć i spać. Przypomniałam sobie o Marco, w tej chwili do mojego serca napłynęła wielka fala gorącego powietrza. Tęskniłam za nim. Chciałam wiedzieć co robi, jak tam Bundesliga, czy się wgl o mnie martwi, czy mnie kocha. Chciałabym usłyszeć słowa, że wszystko będzie dobrze. Ale chyba już nigdy nie będzie dobrze. Rozpłakałam się. Po chwili poduszka była mokra od moich łez. Chciałam przenieść się do krainy Morfeusza. Wyobrażałam sobie Marco, Roberta, mamę, Karolinę, Anię, że robią cokolwiek chciałam ich tylko widzieć. I widziałam, w snach...
*Następnego dnia *
-Pani Elwiro? Proszę pani?- jakaś ciepła dłoń dotknęła mojego zimnego policzka.- Dobrze się pani czuje?
-Jaka Elwiro…?- byłam wyczerpana, ale udało mi się zadać pierwsze pytanie jakie mi przyszło do głowy.- Nie jestem żadną Elwirą…
- To normalne, że pani majaczy.- znów poczułam czyjąś ciepłą dłoń na czole. To było, jak zderzenie ognia z lodem.- Jest pani jeszcze bardzo osłabiona, niech pani się prześpi.- usłyszałam kroki, chyba ten „ktoś” wychodził.- Aha pani Elwiro mąż czeka na korytarzu.
-Nie jestem żadną Elwirą…- wymruczałam przez zęby. Zaraz, jaki mąż? Marco? Mój blondynek mnie odnalazł? Myślałam, że go już nigdy nie zobaczę. A on tak nagle zjawia się w szpitalu. Ale my jeszcze nie mieliśmy ślubu... i dlaczego Elwira? Cały czas o tym myślałam. Dwa pytania nie dawały mi spokoju i rozsadzały moją głowę na pół. Dlaczego Elwira? I jak wzięliśmy ślub? I... i co ja tu robię? Czułam, że moja głowa zaraz eksploduje. Musiałam przestać myśleć, chciałam zasnąć. Spać... nie myśleć... spać.
Obróciłam się na prawy bok, do dłoni miałam przeczepione jakieś małe plastry i kroplówkę. Nienawidziłam szpitali. Były okropne. Pachniały śmiercią. Śmierć... może była już blisko mnie. Chce mnie zabrać do siebie. Może to koniec mojego życia? Wszystko co już miałam zrobić, zrobiłam teraz Bóg mnie woła do siebie. Nasuwało mi się jedno pytanie, czy chcę żyć? Czy życie ma sens? Życie hm... piękna lecz beznadziejna sprawa.
Nagle wszystko wokół mnie zaczęło głośno piszczeć...
Miałem twarz przyklejoną do szyby. Obserwowałem deszcz, który kapie na szybę. Warszawa to piękne miasto jednak nie w taką pogodę i nie w takiej sytuacji. Dla mnie już tylko jedna osoba i jedna rzecz jest piękna. Nikola i piłka. Całe moje życie.
Próbowałem odczytać szyldy z napisami. Średnio mi się to udawało...
ZARASAMY NA WYPREDAR albo RESTORACJA ZLOTE WILOKI beznadziejne są te nazwy, albo to ja nie umiem czytać po polsku. Raczej to drugie...
-Marco...- Lewy wyrwał mnie z moich rozmyślań.-Dojeżdżamy już.- pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. W sumie ta wiadomość wiele nie zmieniła. Nadal siedziałem przyklejony do szyby i gapiłem się na świat...
-Robert jak myślisz gdzie ona jest?
-Chciałbym wiedzieć...- pragnąłem usłyszeć dokładny adres, ale wiedziałem, że to by było zbyt proste, zbyt łatwe. Życie nigdy nie jest łatwe.
-Tylko niech dorwę tego gnojka. Pożałuje, że się urodził.
-O niee... tym to się zajmie policja.
-Robert to jest twoja siostra! Jak ty możesz być taki spokojny?
-Tai już jestem.- wzruszył ramionami.- Spędziłem z nią tyle lat, że wiem, że sobie poradzi. Jest drobna, ale to bardzo silna i wytrzymała dziewczyna. Wtedy jak zostawiłeś ją dla Ke...- zmroziłem go wzrokiem, nie chciałem tego słuchać.
-Twoja mama prawie wcale nie jest podobna do Nikoli!- podjechaliśmy pod dom a na progu już czekała na nas pani Iwona.
-Heh, ale jest również niezwykle miła i kochana.- wyszliśmy z samochodu i wyjęliśmy nasze bagaże.
Pani Iwona serdecznie nas przywitała, a mnie potraktowała tak jak Roberta, jak własnego syna. Uśmiechała się, ale widać było, że jest przygnębiona. Zresztą, jak my wszyscy.
Rodzinny dom Lewego był normalny. Taki jak dom rodzinny... Zadbany, czysty, wszystko było uporządkowane, na swoim miejscu. Na ścianach wisiały zdjęcia. Jedno zwróciło moją szczególną uwagę. Był tam wielki mężczyzna z zarostem i mały chłopiec w koszulce z niemieckimi barwami. Dokładnie przyjrzałem się temu zdjęciu i dopiero po chwili zorientowałem się, że to Lewy i zapewne jego tata. Rzadko o nim mówił, ale wiem, że bardzo mu go brakuje.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Pani Iwona chciała mnie lepiej poznać więc ona pytała a ja odpowiadałem. Po woli miałem dość tego wywiadu, chciałem coś robić, działać a nie bezczynnie siedzieć. Nienawidziłem czekać...
-Oj przepraszam...-zadzwonił telefon, mama Roberta poszła go odebrać.
-Stary ja tu dłużej nie wysiedzę... musimy zacząć coś robić.- szepnąłem do Lewego.
-Musimy... moja mama nas nie wypuści.
Nagle weszła do kuchni.
-Jakąś dziewczynę przywieźli do szpitala...-zerwałem się z krzesła i walnąłem się kolanem o stół, pytająco patrzyłem na panią Iwonę.- Jest w wieku Nikoli i pasuje do niej tylko ma na imię Elwira i ma męża.- z powrotem usiadłem bezczynnie na krześle. Podparłem rękami moją ciężką głowę. Miałem taką nadzieję, że to jednak ona, mój Świat. Nie wierzyłem, że może istnieć równie piękna dziewczyna, jak Nikola. Chciałem ją zobaczyć, nie, musiałem ją zobaczyć, żeby się przekonać się, że to na pewno nie jest Nikola. Tak bardzo bym chciał, żeby to jednak była ona...
-Pani Elwira jest w ciężkim stanie. Zrobiliśmy płukanie żołądka niestety resztki tego świństwa są jeszcze w ciele pacjentki.
-A kiedy wyzdrowieje?
-Hm... leczenie trochę potrwa. Musimy jej podawać kroplówki, które powoli oczyszczają żołądek. W dodatku pańska żona jet wyczerpana i osłabiona. Miejmy nadzieję, że sobie poradzi i jej organizm nie będzie odrzucał takiej dużej ilości leków.
-Dobrze... dziękuję doktorze.
Widziałam delikatne rysy twarzy mężczyzny, który rozmawiał z lekarzem. Miał trochę wystające kości policzkowe co mi się podobało, kasztanowe oczy i delikatny zarost bardzo przypominał mi o Bożeee... nie to nie możliwe. Tylko nie on! Przecież chciałam od niego uciec i to dlatego połknęłam to cholerne tabletki. A on teraz przychodzi nazywa mnie Elwira i mówi, że jestem jego żoną! Nigdy nie pozwolę na coś takiego!
Adam zaczął głaskać mnie po czole, chciałam wstać i złamać mu tą rękę, żeby już nigdy mnie nią nie dotknął!
-Po co tu przyjechałeś?- zadałam pytanie.
-Jestem twoim mężem.- przyjaźnie się do mnie uśmiechnął. Miałam ochotę wybić mu te zęby!
-Nigdy nim nie byłeś i nigdy nim nie będziesz.- ten durnowaty uśmieszek zszedł mu z twarzy.
-Teraz jesteś moja i tylko moja!- zagroził mi palcem, był wściekły.
-Nigdy!- kierował się ku wyjściu, na szczęście.
Kiedyś mogłam rozmawiać bez przerwy, a teraz wypowiedzenie tych kilku zdań sprawiło mi trudność. Strasznie się zmęczyłam... Znów chciałam spać i nie myśleć. Nie myśleć i spać. Przypomniałam sobie o Marco, w tej chwili do mojego serca napłynęła wielka fala gorącego powietrza. Tęskniłam za nim. Chciałam wiedzieć co robi, jak tam Bundesliga, czy się wgl o mnie martwi, czy mnie kocha. Chciałabym usłyszeć słowa, że wszystko będzie dobrze. Ale chyba już nigdy nie będzie dobrze. Rozpłakałam się. Po chwili poduszka była mokra od moich łez. Chciałam przenieść się do krainy Morfeusza. Wyobrażałam sobie Marco, Roberta, mamę, Karolinę, Anię, że robią cokolwiek chciałam ich tylko widzieć. I widziałam, w snach...
Genialny ! *-*
OdpowiedzUsuńZ racji Tego, że podoba mi się Twoje opowiadanie nominowałam Cię do Liebster Award :)) Reszta tutaj : zmienmy-przyszlosc-na-lepsza.blogspot.com
Rozdział genialny <3
OdpowiedzUsuńNie wiem co ten Adam sb wyobraża.....Że Nikola jego żoną jako.jakaś Elwira.....pff żałosny on jest. Niech da Nikoli i Marco spokój!
Zekam na nn
Pozdrawiam :-*
;-)
Uwielbiam Cie i tego bloga!!! <3
OdpowiedzUsuńKochany Marco *.* i biedna Nikola ;c
Niech ten typ da jej spokoj!
Dodaj szybko nowy ;3
Ps. WESOLYCH SWIAT! ;**
Pozdrawiam ;****
/Ola ;*
Boszzz niech ten typek da jej spokój... Żeby Nikola wyzdrowiała i udało jej się jakoś wrócić do domu, Marco, Roberta...
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt :)
Biedna Nikola.
OdpowiedzUsuńTen człowiek jest jakiś psychiczny.
Czekam aż wróci do Marco :)
Wesołych świąt,
Pozdrawiam,
Kalina ♥
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
Jej no czy ona musi tak cierpieć?
OdpowiedzUsuńCo za debil z tego Adama.
Mam nadzieję, że chłopacy ją uratują i to szybko.
Buziak
http://powrotyirozstania.blogspot.com/