Życie to teatr a ludzie to aktorzy...
Oczami Nikoli:
Leżałam i lampiłam się w sufit. Był biały, intensywnie biały, jak śnieg albo mleko. Zaśmiałam się. Przypomniałam sobie, jak Mario chodził do każdego z nas i zadawał pytania typu:
Jakiego koloru jest śnieg?- Biały
Jakiego koloru są stokrotki?- Białe
Jakiego koloru powinny być zęby Marco?- Białe
Jakiego koloru jest czysta kartka papieru?- Białego
Jakiego koloru jest mleko?- Białe
A na koniec pytał.. co pije krowa?- Mleko
Każdy się na to łapał, po chwili jednak zorientowaliśmy się o co chodzi. Zawsze było dużo śmiechu. Brakowało mi tego... Brakowało mi wszystkiego i wszystkich. Czuję się jakbym była w innym świecie, jakbym czytała kolejną książkę... tylko szczegół jest taki, że to jest moje życie. Taki bardzo ciekawy scenariusz przygotował dla mnie Bóg a ja w nim gram główną role. Przypomniały mi się słowa pani profesor z liceum "Życie to teatr a ludzie to aktorzy" Tylko niektórych scen wolałabym nie grać... ominąć je.
Muszę coś zrobić, teraz, już natychmiast. Nie mogę się poddać nie teraz, nie po tym co zrobiłam. Muszę nadal walczyć o swoją wolność.
Zdołałam połknąć jakieś świństwo, to wydostanie się ze szpitala nie powinno być niczym strasznym i trudnym.
W tej chwili do mojej sali przyszła pielęgniarka. Była wysoką szczupłą kobietą o rudych włosach i kilku piegach na policzkach. Usta miała intensywnie czerwone.
-Przepraszam...-zagadnęłam.- Czy mój... czy Adam jest na korytarzu?
-Pani mąż?
-Nie, on nie jest moim mężem.- ostro zaprotestowałam.
-Ale, ale... jak to?
-A widziała pani mój dowód osobisty? Czy wgl w recepcji ktoś go widział?
-Yy... chyba nie...- pielęgniarka była trochę zmieszana, zbytnio nie wiedziała co ma powiedzieć.
-No właśnie, tak myślałam.- opuściłam głowę.- Mnie z Adamem nic nigdy nie łączyło i nie będzie łączyć. A on sobie po prostu coś uroił… - kobieta była zdziwiona. No w sumie nie dziwię się jej. Nie widzi się codziennie mężczyzny, który udaje męża kobiety, która połknęła tabletki żeby się otruć. Skomplikowane… tak samo, jak całe moje życie. Patrzyłam się na pielęgniarkę a ona na mnie. Chyba jeszcze nie do końca do niej dotarło to co jej powiedziałam. Jednym słowem zamurowało ją…
-Kiedy zostanę wypisana?- zapytałam po chwili niezręcznej ciszy.- Czuję się już lepiej.
-Nie wiem… to znaczy nie długo. Lekarz prowadzący o tym decyduję.- no tak… na polską służbę zdrowia zawsze można liczyć.
-A mogę się wypisać na własne żądanie, prawda?- usiadłam na łóżku i zaczęłam odpinać te wszystkie kabelki.
-No tak, tak…- rudowłosa kobieta tylko stała nade mną i mi się przyglądała.
Ktoś otworzył drzwi, oo niee…
-Dzień dobry…- zwrócił się do pielęgniarki z tym jego oszałamiającym uśmiechem, który kiedyś też na mnie działał.- Cześć kochanie…- mógłby sobie to darować. Już myślałam, że bez problemu wyjdę z tego cholernego szpitala, ale przecież nigdy nie może być łatwo, zawsze muszę mieć pod górkę. Pielęgniarka nagle znikła a Adam siedział obok mnie na łóżku. Nie rozmawialiśmy, tylko go widziałam a już miałam go dosyć. Aaaaaaaaaa!!! Chciałbym żeby wyszedł i zniknął z mojego życia raz i na zawsze!
-Jak tam kochanie? Lepiej się czujesz?- i w tym momencie zastanawiałam się czy walnąć jego głową o ścianę czy rzucić na niego krzesło… Te obydwa pomysły były bardzo kuszące.
-Nie mów do mnie kochanie.- powiedziałam ze złością.- I nie interesuj się mną. Najlepiej wyjdź i nigdy nie wracaj.
-Haha zapomniałaś o tym co mówiłem: już na zawsze jesteś moja.
-Nigdy!- rzucił się na mnie. Usta zakrył ręką i przycisnął mnie do poduszki. Przeraziłam się.
-Już zawsze będziesz moja. Nikt cię nie uratuje. A o tym całym Marco możesz zapomnieć.- te każde słowo było, jak kulka wcelowana we mnie. Trafiły do mnie bardziej niż wszystko inne. Wiedziałam, że nie żartuje i jest do tego zdolny. Zdołałam odepchnąć go od siebie.
Oczami Marco:
Niezręcznie otworzyłem drzwi, trochę zaskrzypiały. Oczom ukazał mi się mały, przytulny pokoik. Ściany były jasnoniebieskie a na środku biegł mały granatowy pasek. Po lewej stronie stało łóżko z niebieską narzutą, kilkoma poduszkami i słodkim dużym, pluszowym miśkiem. Nad łóżkiem były dwie półki. Na jednej stały fotografie a na drugiej małe figurki, były to zazwyczaj aniołki. Naprzeciwko mnie znajdowała się meblościanka, większość półek zajmowały książki z kolorowymi okładkami, zdjęcia, trochę miśków i malutkie kaktusy. Po prawej stronie było biurko, na którym stał laptop i duże przejrzyste okno.
Ten pokój był taki podobny do… do Nikoli. Kolejne rzeczy, które mi ją przypominały. Usiadłem na łóżku, wziąłem pluszaka i patrzyłem się przez okno. Nie mogłem już dusić w sobie tej tęsknoty. Chciałem wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo ją kocham.
Przyjechałem do Polski żeby odnaleźć Nikole a jak narazie to siedzę bezczynnie na tyłku i tyje. Niedość, że w niczym nie pomagam tylko się użalam nad sobą to jeszcze przytyłem i nie ćwiczę. Nawet nie chce mi się zrobić pompek czy brzuszków.
-Aa tu jesteś…- z rozmyślań wyrwał mnie Robert. Odwróciłem głowę w jego stronę.
-Tak jakoś…- odparłem. Nic nie odpowiedział tylko usiadł obok mnie i razem patrzyliśmy się przez okno. Muszę przyznać, że krajobraz był ładny. W oddali była droga a zaraz przed oknem rosła duża lipa i kolorowe kwiatki, których nazw nie znałem. Rozróżniam tylko róże, stokrotki i tulipany. To chyba i tak dużo…
-Robert pojedźmy tam… Zróbmy cokolwiek.- powiedziałem.
-Tak… nie zniosę już tego czekania.
Kwadrans po już siedzieliśmy w samochodzie. Jakoś nie mieliśmy tematów do rozmowy choć rzadko się nam to zdarzało. Jak nie rozmawialiśmy to chociaż śpiewaliśmy jakieś drunowate piosenki, które leciały w radiu. A dzisiaj cisza…
-Nie wiem dlaczego, ale mam jakieś dziwne przeczucie, że Nikola tam będzie…- powiedziałem nie odrywając wzroku od szyby.
-Chciałbym, żebyś miał racje…- nasza rozmowa była niezwykle długa i bardzo interesująca.
Musieliśmy jechać do szpitala, który leżał w samym centrum miasta. Niestety trochę postaliśmy w korku ulicznym, potem Lewy pomylił trasę. Trochę byłem na niego zły ale szybko opadły mi emocje. Po jakieś czterdziestominutowej jeździe Robert wreszcie zaparkował pod szpitalem.
Szliśmy w stronę recepcji. Po drodze musieliśmy rozdać jeszcze kilka autografów i pozować do zdjęć ze sztucznym uśmieszkiem. Ciekawe czy ta Elwira to moja Nikola…
Oczami Nikoli:
Ja leżałam i ignorowałam jego wzrok a on ciągle patrzył się na mnie i próbował nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Nie udawało się mu. Z chęcią wywaliłabym go na zbity pysk z mojego życia.
Jeszcze rano czułam się dobrze ale teraz to beznadziejnie. Rozbolał mnie brzuch i czułam, że zaraz zwymiotuję jednak nic takiego się nie działo. Może to Adam tak na mnie działał? Tak bardzo odrażająco…
Z korytarza usłyszałam jak ktoś krzyczy po niemiecku, głos przypominał mi Marco, ale przecież to nie mógł być on. Nagle ucichł i znów nastała cisza, jak w każdym szpitalu. Robiłam się coraz bardziej senna. Czułam, że zaraz moja ciężka głowa opadnie na poduszkę i zasnę. Sen zawsze mi dobrze robił i regenerował moje siły, aby potem dalej walczyć z przeciwnościami losu. Moja głowa rzeczywiście robiła się coraz bardziej cięższa a powieki tak jakoś same się zamykały. Już w połowie byłam w tym lepszym świecie, w świecie snu gdy nagle Adam poderwał się z krzesła a do sali wpadł…
No hejka pszczółki :* Rozdział taki sobie... ale obiecuję, że następny będzie wyjątkowy i ciekawy :D Dziękuję za komentarze <3 Jesteście wspaniali :* Następny post myślę, że będzie tak w weekend :) Rozdział dedykuję Oli (mój cudowny anonimek) i Katerinie, która zawsze komentuje posty i pisze cudowne opowiadania <3 :) Buziaczki :* :*
BVB vs MAINZ 4:2 Aaaaa!! Mecz cudowny <3 I Piszczu Mistrzu bramkę strzelił :)
Pozdrowionka :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Super rozdział daje dychę, że to Marco. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńSuper :) Czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale nie mogłam :( Teraz mogę wiec komentuję :) Rozdział jak zawsze świetny ^.^
OdpowiedzUsuńNawet ci zazdroszczę :D Piszesz super, a ja koszmarnie. No, ale takie życie :D
Czekam na następny :)
Ps. Zapraszam do siebie :)
I liczę na twoją opinię :)
Te przemyślenia na początku >
OdpowiedzUsuńOmomom me gusta :3
Fajnie piszesz :)
Czekam na nexta.
Ps: licze na obecność u mnie, bo ja u cb bd na pewno :)
Na poczatek dziekuje ;*
OdpowiedzUsuńA rozdzial... Swietny! Ale to normalka ;)
Czekam na nastepny jak zawsze :D
Pozdrawiam kochana ;***
/Ola ;*
O mój boszzzz .... kocham tego bloga.... Mam przeczucie że do sali wpadnie Lewy, albo Marco..... Super by było..... Mam dość tego Adama.... Co za obleśny typ... -,-. A Marco... nie ładnie, oj nie ładnie.... Nie ćwiczy się.... I brzuszek rośnie.... hahaha
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zawsze cuuuudowny<3 Uwielbiam :*
Pozdrawiam serdecznie :)
Nominowałam cię do Liebster Award. :* Szczegóły u mnie :
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-jest-jak-kosmos-bezkonca.blogspot.com/
Buziaki :*