Oczami Nikoli:
- No ale dopiero co przyjechaliście.- westchnęła.- Raptem ile minęło?-
zapytała retorycznie.- Dwa tygodnie.
- Mamuś dobrze wiesz, jak wygląda życie piłkarza.- usiadłam przeciwko
niej i złapałam ją za ręce
- To chociaż ty zostań!- powiedziała z entuzjazmem.
- O nie!- nagle wtrącił się Marco, który dotąd cicho siedział na sofie i
przysłuchiwał się naszej rozmowie.- Nie zostawię już jej tutaj.- spojrzałyśmy
na niego.- Nie po tym co się stało.
- Ale uważasz, że to moja wina?- zapytała mama. To pytanie nie miało
sensu, ale teraz będzie się wszystkiego „chwytać” aby sprawić bym chociaż ja
tutaj została. Myślę, że dobrze wiedziała, że Marco tak nie myśli… po prostu
się jej wymsknęło.
- Nie, nigdy tak nie uważałem.- odpowiedział z powagą.- Po porostu nie chcę
się już z nią rozstawać.
- Ehh…- moja mama machnęła dramatycznie rękami i wyszła z salonu ze
smutkiem na twarzy. Odprowadziłam ją wzrokiem i spojrzałam na Reusa. Mieliśmy
chyba taki sam wyraz twarzy, taki jakiś nijaki. Niby smutek, że stąd wyjeżdżamy
i zostawiamy moją mamę, a niby radość, bo wracamy do domu- do Niemczech- do
Dortmundu. Choć nigdy nie będę uważać, że Dortmund w stu procentach jest moim
domem. Polska, Warszawa, Leszno to w stu procentach mój dom, ale nie Dortmund.
Teraz tam gdzie jest Marco Reus, tam jestem ja. Mogłabym mieszkać z nim
wszędzie: pod mostem, w zamku, w bloku, pod namiotem, w szałasie, na bezludnej
wyspie, w strasznej dzielnicy, wtedy ta dzielnica już nie byłaby taka straszna,
bo miałabym przy sobie Marco. Przy nim
czuję się jakbym miała zawodową ochronę. Tak, jak w domu, tak i przy Marco,
czuję się naprawdę bezpieczna. A w miłości też o to chodzi.
- To co robimy?- usiadłam mu na kolanach.- Wracamy do Dortmundu?
- Na to wygląda.- delikatne się uśmiechnął.- Wiesz nie mogę dać o sobie
zapomnieć w Borussii, jeszcze Jurgen znajdzie jakiegoś innego blondyna.
Uśmiechnęłam się radośnie. Marco zaczął bawić się moimi włosami,
oplatając je sobie na palce.
- No to wracamy.- stwierdziłam z żalem w głosie.
- Mhm… sezon się kończy to może tu wpadniemy w lipcu albo coś.
- A wiesz?! To nie jest głupi pomysł!- powiedziałam ożywiona.- Może to
trochę rozweseli moją mamę.
- Ale nie, może jej jeszcze tego nie mów.
- Dlaczego?- zdziwiłam się.
- Bo plany mogą się jeszcze pokrzyżować.- poruszał rzęsami i powiedział
to w taki intrygujący sposób. Przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował w
usta. Chyba wiedziałam o co chodzi…
- A co masz już plany na wakacje?- zapytałam.
- Jak już to razem mamy. Bez mojego Świata się nie ruszam.
Uśmiechnęłam się na znak, że spodobała mi się ta odpowiedź. Zaczesałam
włosy Marco do tyłu. Chciałam się nimi pobawić tak, jak on moimi, tylko miał je
za krótkie. Poczułam jego dłoń na prawym udzie. Ooł… czas kończyć tą miłą
pogawędkę. A na dodatek w kuchni usłyszałam głos Roberta, który wrócił od
kolegi z Warszawy. Rozmawiał z mamą o tym samym co my, a właściwie to ja-
powrót do Niemczech.
- Pójdę zobaczyć co się tam dzieje.- powiedziałam. Ta rozmowa mogła być
moją jedyną formą ucieczki.
- Nie Nikola, zaczekaj.- zatrzymał mnie Blondyn.- Teraz niech Lewy wytłumaczy
to pani Iwonie.
- Pani Iwonie?- zapytałam z uśmieszkiem na twarzy.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Aaa bo nie wiem, jak mam się zwracać do twojej mamy.- Marco podparł
głowę ręką w geście załamania się nad swoim wielkim problemem.
- Hahaha…- zaczęłam się śmiać.- A jak coś chcesz albo o coś chcesz się
zapytać to jak mówisz?
- A no różnie…
- Na przykład?
- Yy… no.- zaczął się zastanawiać.- Ej no nie dręcz mnie!- miał zwinne
palce, które zaczęły mnie łaskotać a ja śmiałam się, jak opętana. Zapewne
wyglądałam, jak idiotka.
- Hahaha… dobra już przestań. Bo zawołam panią Iwonę haha!- nie mogłam
się powstrzymać od tego złośliwego komentarza.
Blondyn momentalnie spoważniał a ja nadal nie mogłam przestać się śmiać.
- Oj no dobra już…- pogłaskałam go po policzku.
- Ciekawy jestem, jak będziesz się dogadywała z moją mamą.
- Yh…- zamilkłam.
Próbowałam sobie wyobrazić nasze spotkanie. I tak szczerze to nie wiem,
jak będzie wyglądało. Ani razu jeszcze nie widziałam jego mamy, nawet w
internecie jakoś specjalnie nie szukałam jej zdjęć, nie odczuwałam takiej
potrzeby.
- Haha wtedy dopiero będzie śmiesznie haha. Pani Lewandowska i pani Reus
przy wspólnym stole haha i te pogawędki o mnie. Hahaha bezcenne.- jego śmiech
był głośniejszy niż mój, ale jeszcze kiedyś go pobiję. Może nie dzisiaj ale
kiedyś na pewno. Teraz, jak zaczęłam się śmiać to nie zamierzam robić tego
cicho, tylko głośno żeby mnie wszyscy słyszeli.
- Ej to nie jest śmieszne.- lekko walnęłam mojego Blondyna w klatkę
piersiową.
- To jest śmieszne. Hahaha…- założył swoją dłoń na moją szyje i
przyciągnął do siebie. Przywarłam do
jego ciała. Czułam, jak jego serce się śmieje. Nagle usłyszeliśmy huk
roztrzaskującego się szkła, dobiegający z kuchni. Zamarliśmy.
- Nic się nie stało to tylko talerz!- krzyknął Lewy a mi spadł kamień z
serca.
Spojrzeliśmy na siebie z Marco, w mgnieniu oka zerwaliśmy się z sofy i tak
dla by się upewnić poszliśmy do kuchni zobaczyć co się tam dzieje.
- Jenyy myślałam…- urwałam w połowie zdania, kiedy zauważyłam mamę
zamiatającą potłuczone szkło i Bobka, który trzymał szufelkę.
- Co myślałaś?- zapytał Robert.
Głupio się uśmiechnęłam. Chciałabym ukryć przed całym światem to o czym
wtedy pomyślałam.
- Nie mów, że… hahaha.- mój
braciszek spojrzał na moją minę i chyba wiedział co przyszło mi na myśl.
Marco i mama dziwnie się na mnie patrzyli.
- Nikola na serio?!- zapytał zdziwiony Reus.
- Ej no dobra skończcie już!- krzyknęłam.
- Haha oj córuś , córuś.- mama tylko pokiwała głową. Zorientowała się o
co chodzi. Pewnie zastanawiała się dlaczego mi to przyszło do głowy. No po
prostu, jak w domu jest napięta atmosfera i w powietrzu wisi kłótnia, kiedy
stłucze się talerz pierwsze co człowiekowi przyjdzie na myśl, to to, że ktoś w
kogoś czymś rzucił. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że to była głupia myśl.
Mam bujną wyobraźnię, ale nie wyobrażam sobie Roberta Lewandowskiego, który
podnosi rękę na kobietę a zwłaszcza na swoją mamę. Albo najukochańszą i
najlepszą mamę na świecie, jak bije swojego dorosłego syna. No przepraszam, ale
takie coś jest niewyobrażalne.
Pokręcili tylko głowami i wyrzucili w niepamięć tą głupią sytuację.
- Mamuś to co możemy wracać?- zapytałam tak, jak wtedy, kiedy byłam mała
czy mogę zostać na noc u Karoliny.
- Przecież nieważne co powiem i tak pojedziecie.- w tym akurat miała
rację.
Zapadła cisza.
- No ale chyba będziecie przyjeżdżać no nie?- zapytała, już z uśmiechem
na twarzy. A mi ulżyło, że się już z tym pogodziła.
- No pewnie!- rzuciłam się jej na szyję.
Oczami Marco:
No to wracamy do Dortmundu! Nie było mi tu źle, no ale wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Tak szczerze to już nie mogę się doczekać, kiedy razem z Nikolą przekroczymy próg naszego wspólnego domu, w którym spędzimy zapewne cudowne jak i złe momenty w naszym życiu. Ale niczego bardziej nie pragnę, jak tego. Uśmiecham się do przyszłości, jak wyobrażam sobie wspólne poranki, południa i wieczory.
Żyjemy, poznajemy różnych ludzi, bez których nie wyobrażamy sobie życia a potem nagle spotykamy tą jedyną osobę z którą chcemy spędzać każdy kolejny dzień.
-Będziesz ze mną? -Na zawsze. -Ale 'zawsze' to bardzo długo. -Za krótko.
- Lewy!!- wydarłem się.- Znalazłem coś!
Po kilku sekundach Robert zaglądał mi przez ramię i patrzył na ekran laptopa.
- Mhm...- pokiwał głową.- To dobra strona. Przeważnie rezerwuje tu bilety.
- Ha! Jestem genialny!- powiedziałem zadowolony z tego co zrobiłem.
- Haha...- usłyszałem tylko głupkowaty śmiech Lewego.- Dobra to rezerwuj 3 bilety, kierunek Dortmund. Tylko w I klasie.
- No ale... ale to jest to polsku.- powiedziałem zmartwiony.
- No przecież ty jesteś taki genialny.- powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Pff... poradzę sobie.- wybałkotałem. - Gdzie jest Nikola?
- U Karoliny.- odpowiedział ze spokojem w glosie.
- Jak? U Karoliny?! Sama?- zerwałem się z krzesła.
- No nie z niańką wiesz.- powiedział z sarkazmem w głosie.
- No ale sama do niej poszła?- zapytałem próbując się uspokoić.
- Nie no zabiłbyś mnie, jakbym pozwolił jej samej wyjść. Spokojnie, odwiozłem ją.
- Uff... no masz szczęście.- odetchnąłem z ulgą.
- Ej no weź aż taki głupi nie jestem, to moja siostra.
- A moja narzeczona.
- Że co?!
- Dziewczyna, pomyliło mi się.- zamyśliłem się.- Ale w przyszłości kto wie...
- Przyszłość jest bardzo daleko.
- To twój życiowy tekst?
- Niee? Mam lepsze.- uśmiechnął się z satysfakcją.
- Dobra to zarezerwuj te bilety, ja spadam pa!- skorzystałem z okazji kiedy Lewy siedział wygodnie na fotelu i zwiałem. Boże... nie miałem zielonego pojęcia, jak je zamówić. Prawdziwy dramat. Jeszcze gdyby to było po niemiecku albo przynajmniej po angielsku a tam pisało tylko po polsku. To cud, że się nauczyłem podstawowych słówek, jak: "dzień dobry", "do widzenia", "cześć", "tam jak?" albo coś takiego. Polski język naprawdę jest trudny. Raz, jak Nikola zaczęła mi mówić o zasadach ortografii to mi włosy dęba stanęły. Że jakieś ó z kreską czy coś tam... Z trudnością wypowiadam jej nazwisko... Ale może niedługo będzie mieć moje...
Hejo :) Wychodzi na to, że Marco, Nikola i Robert wracają do Dortmundu :) Mam nadzieję, że Wam się podoba, a w Niemczech nudno nie będzie i to Wam obiecuję :D
Zachęcam Was do komentowania, bo to i daje niesamowitego kopa :D Dzięki 10 kom. rozdział powstał już dzisiaj <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pozdrowionka :*
-